Animacja, która była kiedyś dumą polskiego kina, fatalnie zniosła zmianę ustroju i radykalne ograniczenie państwowego mecenatu. Po kilkunastu latach zastoju, przerywanego sporadycznymi sukcesami, próbuje ponownie podjąć walkę o międzynarodową sławę i krajowego widza.
– Gdy byłem na studiach, często kupowaliśmy bilet właśnie po to, żeby zobaczyć animację Daniela Szczechury czy Ryszarda Czekały. Czasem wychodziliśmy jeszcze przed właściwym seansem – wspomina Marcin Giżycki, historyk filmu i krytyk. Dziś stara się przypomnieć widzom o polskiej animacji, której w kinach zobaczyć nie mogą. Dlatego opracował dla Polskiego Wydawnictwa Audiowizualnego wydaną niedawno kompilację DVD „Antologia polskiej animacji”. Okazja dla jej wydania jest szczególna: Polski Instytut Sztuki Filmowej ogłosił 2008 r. rokiem polskiej animacji, która obchodzi swoje 60-lecie.
Przeciętnemu polskiemu widzowi rodzima animacja kojarzy się przede wszystkim z bajkami, które powstawały w czasach PRL w łódzkim studiu filmowym Se-ma-for. Na „Misiu Uszatku” i „Przygodach Misia Colargola” wychowało się kilka pokoleń Polaków. Znacznie mniej osób pamięta, że na obrzeżach wielkiego przemysłu zaangażowanego w produkcję dla najmłodszych rozwijało się jedno z najciekawszych zjawisk artystycznych w historii naszej kinematografii.