W oczekiwaniu na „Wiedźmina” (recenzja wersji PS4 już w POLITYCE) zanurzmy się na rozgrzewkę w oparach growego mainstreamu i spróbujmy dojrzeć coś przez mgłę. „Watch Dogs”, megaprodukcja koncernu Ubisoft sprzed roku, mimo znakomitej sprzedaży została przeciętnie oceniona w recenzjach, wśród graczy stając się chłopcem do bicia. Czasy są takie, że jak gracze w coś tłumnie biją, to warto tam zajrzeć.
Do niżej podpisanego gra trafiła nie tylko z dużym opóźnieniem, ale trochę przypadkiem – jako „darmowy” dodatek do karty graficznej. Konwencja znana z serii „GTA” i nagonka na grę – jako słabo zoptymalizowaną, niespełniającą obietnic przełomowej oprawy wizualnej i przeciętną w rozgrywce – podziałały i odwlekły zapoznanie się z utworem.
Pierwszy kontakt także nie zachęcił – haker-chłystek zawala robotę, potem ktoś w zemście próbuje go dopaść, doprowadzając do śmierci jego siostrzenicy. Chwilę później widzimy chłystka, gdy okłada wykonawcę ataku, próbując wydobyć informację o zleceniodawcach. Następnie strzelając-skradając-hakując, efektownie opuszcza miejsce akcji. Innymi słowy – standard przeciętnej, wysokobudżetowej produkcji.Lecz zaraz chłystek wychodzi w otwarty teren. I tu po raz pierwszy robi się ciekawie – i to nie tylko, choć także, za sprawą zaskakującej offowymi utworami ścieżki muzycznej.
Okazuje się, że pokazane w „Watch Dogs” Chicago to nie futurystyczna metropolia, przesiąknięta cyberpunkiem, której nie wiedzieć czemu się spodziewałem, ale całkiem współczesne wielkie miasto. Jedynym istotnym novum jest scentralizowana sieć kontrolująca systemy miejskie, marzenie każdego zwolennika „dobrze zorganizowanej”, „oszczędnej”, „przyjaznej” przestrzeni zurbanizowanej.
Dlaczego w cudzysłowach? Sprawne sterowanie ruchem ulicznym, środkami transportu publicznego, przepływem finansów to potężne narzędzie manipulacji i inwigilacji.Grę „Watch Dogs” ogłoszono w roku 2012, powstawała od 2009. Tymczasem w roku 2013 świat dowiedział się, że wizja z gry już się spełnia – Edward Snowden ujawnił realny odpowiednik systemu ctOS z gry, tyle że działający na skalę globalną – amerykańską agencję wywiadowczą NSA.
Zresztą – jak bardzo korporacje informatyczne dbają o naszą „wygodę i bezpieczeństwo”, wielu poczuło już wcześniej, dostając bez zapytania sugestie znajomych od wujka Facebooka czy listę urządzeń, z których korzystali w ostatnim czasie bez logowania przez ciotkę Google.
Jednymi z najlepszych scen w grze są materiały z podglądu osób postronnych, na jakie można się natknąć podczas włamań do miejskich systemów. Ze względu na mniejszą dosłowność wizualną twórcy pozwolili sobie na kilka mocnych akcentów – to bodaj najbardziej dotąd wiarygodne, tragikomiczne przedstawienie w utworze medialnym skutków podpięcia naszych kamer, mikrofonów, zasobów z danymi do sieci. Skóra cierpnie.A pięści się zaciskają. „Watch Dogs” jest oczywiście przede wszystkim grą akcji i jak zwykle w takich przypadkach – podczas akcji jest najsłabsza. Walka to klasyka gatunku – zwyczajowa łupanka jeden-przeciw-dziesiątkom, pościgi samochodowe oparte na bajkowej fizyce tarcia i wytrzymałości pojazdów/otoczenia.
Choć i tu jest ciekawy akcent. Kluczowy dla mechaniki element włamywania się do przeróżnych urządzeń pozwala wiele zadań przeprowadzić zupełnie bezkrwawo – w oparciu o spryt i spostrzegawczość. W tym miejscu „Watch Dogs” przypomniana bardziej serię „Deus Ex” niż „GTA”. To także powodowało, że sceny akcji bywały od „GTA” znacznie bardziej angażujące. Z wyjątkiem tych, w których przeciwników nie wiedzieć czemu trzeba było wystrzelać – bo kluczowe drzwi, dostępne też bez walki, inaczej nie staną otworem.
Zbyt sensownie nie mogło być – bohater musiał co jakiś czas okazać się maszynką do zabijania.Poza momentami, w których ów chłystek – Aiden Pearce – stawał się jednym z bardziej zaskakujących bohaterów wysokobudżetowych gier ostatnich lat. Recenzenci „Watch Dogs” nie pozostawili na nim suchej nitki – „nie daje się lubić”, „socjopata”, „bezbarwny typek”, „co on robi cały czas z tym smartfonem, dlaczego nie dzwoni do znajomych?”. Tymczasem jest on – o zgrozo – w miarę wiarygodnym facetem. Tyle że z odcieniem buntownika-egoisty, nastawionego przede wszystkim na prywatną małą zemstę – prowadzoną z powodów ambicjonalnych.
Do końca nie przechodzi sztampowej dla fabuł „przemiany” i nawet gdy ma wgląd do trybów systemu inwigilacji, zatrzymuje je tylko na chwilę, bez wiary, że uda się coś zmienić na dłużej. Wie, że nastawiona na niszczenie antysystemowa jednostka nie jest w stanie wiele zbudować – choćby nawet stanęła do wyborów prezydenckich (sic!).
Tu ponownie pojawiają się skojarzenia ze Snowdenem – Aiden jest nazywany w mediach świata gry „strażnikiem obywatelskim” (vigilante), ale jego akcje przeciwko zorganizowanej przestępczości nie uwalniają go od pościgu przez władze, potępienia przez społeczeństwo czy zdrady najbliższych współpracowników. Wszystkim nastąpił na odcisk. W rodzinie wsparcia także nie ma co szukać i trudno się dziwić – siostra i jej drugie dziecko stają się bardziej ofiarami niż beneficjentami działań Aidena.I świetnie! Dawno nie było tak niejednoznacznego i autentycznego bohatera w dużych grach. A że nie jest to typowy „bohater pozytywny”? W porównaniu ze słodkimi „wybrańcami”, którzy przechodzą drogę od naiwności do poczciwej potęgi w cyklach Ubisoftu „Far Cry” czy „Assasssin’s Creed”, w „Watch Dogs” udało się – być może przez przypadek – zrobić człowieka z krwi i kości. Humorzastego, narcystycznego, czasem tchórzliwego, jak trzeba bezwzględnego, jak trzeba łzawego.
Obserwowanie go na kolejnych etapach gry było zdecydowanie najciekawszym elementem rozgrywki. A kiedy można było dodać coś od siebie mrukowatemu Aidenowi podczas eskapad w miasto, miałem poczucie, które dawno nie zdarzyło się w tej kategorii gier – utożsamiania się.
Próżne mogą okazać się nadzieje na ciąg dalszy tej historii. Niedawno „wyciekły” informacje o powstającej kontynuacji „Watch Dogs”. Jako pierwsze przebiły się wiadomości, że Aiden Pearce prawdopodobnie nie będzie już bohaterem. Gracze też tego nie chcą. Co znaczy jeden buntownik wobec dobrze naoliwionego systemu?
14 maja o godz. 7:44 1381293
To chyba pierwszy przypadek w historii że ktoś utożsamił się z Aidenem 😉
Ja jeszcze gry nie ukończyłem, ale raczej trudno będzie mi się utożsamić po obejrzeniu tego: https://www.youtube.com/watch?v=nw9cwOcdqs4
16 maja o godz. 19:41 1381294
@Simplex Tak, świat to przecież sami konsekwentni i ładni ludzie. Aiden to totalna fikcja 😉
Gwoli sprostowania – nie chodzi mi o utożsamianie się typu „ach, jak chciałbym być tym bohaterem”, a bardziej empatię – wczucie się na chwilę w rolę trochę nieporadnego, zwyczajnego typka, jako przeciwieństwa skutecznie skrojonych w focus testach manekinów, którzy „muszą” się podobać. Nie zaprzeczam jednak, że Aiden wyszedł Ubisoftowi niechcący, ale mnie takie wyskoki mainstreamu właśnie najbardziej ciekawią.
A ten filmik – klasyka gatunku. Ja raczej nie oglądałbym spoilerów z finału przed ukończeniem gry i na podstawie takiego materiału wyrabiał sobie zdania. A po ukończeniu tym bardziej.