Zmierzch kultury Zachodu?
Oswald Spengler tuż po I wojnie światowej opublikował swoje słynne dzieło „Zmierzch Zachodu”. Jego prognoza – jak to z prognozami najczęściej bywa – nie sprawdziła się, ale od co najmniej stu lat człowiek Zachodu (może lepiej powiedzieć: intelektualista) ciągle mówi o tym, że żyjemy w epoce kulturowego przesilenia, że – ujmując to nieco trywialnie – trudno wymyślić coś nowego, a tak naprawdę to kulturę wywodzącą się ze źródeł antycznych czeka upadek. Jeśli te proroctwa oparte są jedynie na ekonomii, aktualnej polityce bądź nieweryfikowalnych tezach, trudno traktować je serio. Neil Postman w „Zabawić się na śmierć” – książce napisanej wcześniej niż „Technopol”, ale pod wieloma względami podobnej, szczególnie jeśli chodzi o krytyczny stosunek do bezmyślnego akceptowania rzeczywistości – proponuje inną wizję „zmierzchu Zachodu”. Odwołuje się w niej do Aldousa Huxleya i, trzeba przyznać, jest niezwykle przekonujący, choć – mimo, że od powstania jego książki minęło już ćwierć wieku – nadal trudno jednoznacznie określić, czy amerykański antropolog miał rację.
Dwa proroctwa. Huxley i Orwell
Opowieść – bo też książki Postmana to wspaniałe narracje; umiejętności snucia historii mogłoby mu pozazdrościć wielu prozaików – naukowca rozpoczyna się od przypomnienia dwóch mrocznych proroctw z I połowy wieku XX: Orwellowskiego i Huxleyowskiego. Z pierwszego z nich wynikało, iż zniewolenie człowieka przyjdzie z zewnątrz, czyli – jak w „Roku 1984” i „Folwarku zwierzęcym” – totalitarny reżim (lewicowy, prawicowy, nie ma to tutaj znaczenia) zatriumfuje, kładąc kres autonomii intelektualnej. Przewidywania Aldousa Huxleya w „Nowym wspaniałym świecie” były zupełnie od Orwellowskich odmienne. Według amerykańskiego pisarza niewolę przyniesie cywilizacja, jej doskonałość, absolutny komfort, który zredukuje nasze potrzeby, zwolni z myślenia, etc. Ujmując rzecz krócej, zmierzamy ku – niewiele mniej przerażającej od totalitaryzmów – kulturze banału.
W połowie lat 80-tych obie powieściowe wizje były równie prawdopodobne, ale świat Zachodu (szczególnie Ameryka, w której telewizja stanowiła wówczas potęgę absolutnie dominującą, nieporównywalną nawet z tym, co dziś obserwujemy w Polsce) zdecydowanie bardziej zmierzał ku scenariuszowi z „Nowego wspaniałego świata”. Huxley pisał o „zachłanności człowieka na rozrywkę” i dziś można powiedzieć, że rozrywka zdominowała większość obszarów naszej działalności. „Orwell obawiał się, że zniszczy nas to, czego nienawidzimy, Huxley zaś – że to, co uwielbiamy” – puentuje wstęp do „Zabawić się na śmierć” Postman, który widzi w autorze „Kontrapunktu” proroka przewidującego rozwój Ameryki. Huxley podzielił oś czasu historycznego na B.F. i A.F., czyli na epoki Przed Fordem i Po Fordzie. Henry Ford w jego książce symbolizował triumfujący technopol. W roku 1984 (czyli w momencie powstawania książki) zdawało się jeszcze, że Europa Wschodnia wypełni proroctwo Orwella, ale po rozpadzie Związku Radzieckiego, zaczęła bardzo szybko podążać ścieżką nakreśloną przez prozaika amerykańskiego, dlatego też wizję huxleyowsko-postmanowską można odnieść – bez większych nadużyć – także do naszej rzeczywistości.
Medium is the Message. W cieniu McLuhana
Pozwolę sobie wrócić do McLuhana, choć w poprzednim tekście o Postmanie wspominałem o jego teorii. Odwoływanie się do kanadyjskiego antropologa jest nieuniknione, gdy pisze się o mediach. „Medium is the Message” to najtrafniejsze zdanie, jakie na temat przekaźników powiedziano kiedykolwiek. Właściwie każdy medioznawca musi odnieść się do Marshalla McLuhana, choć o tym, że medium nie jest neutralne pisał już Platon, podobny wydźwięk ma również II przykazanie Dekalogu (w którym Bóg zabrania kopiowania natury). Autor „Galaktyki Guttenberga” wyznaczył horyzont dyskursu antropologicznego na kolejne pół wieku, co w wypadku nauki młodej i szybko się rozwijającej jest zdarzeniem bezprecedensowym. Co znaczy słynne zdanie „przekaźnik jest przekazem” starałem się pokazać niedawno, ale pozwolę sobie jeszcze do tego wrócić. Wyobraźmy sobie na przykład takie medium, jak sygnały dymne. Za ich pomocą można z pewnością poinformować o wielu rzeczach, ale nie nadają się one do uprawiania filozofii. Forma tego medium wyklucza bowiem skomplikowaną treść (którą umożliwia np. pismo). Każda nowa technologia implikuje pewną ideologię, treść, epistemologię. Należy wręcz powiedzieć (i nie będzie w tym żadnej przesady), że nic nie zmienia cywilizacji tak, jak technologie i media. Przykłady można mnożyć, ograniczymy się do dwóch (kilka przytoczyłem w poprzednim tekście). Dopóki nie wprowadzono do użytku zegara, czas miał zupełnie inny charakter, nie był konstruktem matematycznym. Ludzki kosmos skonstruowany był wokół pór roku, a nie wokół sekund i godzin. Staliśmy się przez to niewolnikami czasu, zaczęliśmy go dokładnie mierzyć, wyznaczać czas pracy, etc. Zmianą niewielką zdawałoby się wprowadzenie do użytku okularów. Dziś są one codziennością i wydaje się nam, że nie mają wielkiego znaczenia. Ale ten XII-wieczny wynalazek sprawił, że przestaliśmy utożsamiać anatomię z naszym przeznaczeniem. Okazało się, że ludzkie ciało można „naprawiać”. Medium wpływa na postrzeganie świata, zakreśla krąg możliwości, modyfikuje światopogląd i determinuje to, co można pomyśleć (co przywodzi na myśl słynną tezę Wittgensteina z „Traktatu logiczno-filozoficznego”, że „o czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć”). Technologie to jedynie maszyny, a przekaźnik jest „społecznym i intelektualnym środowiskiem wytwarzanym przez maszynę”. Postman twierdzi, że triumf telewizji (medium według niego niezdolnego do przekazywania treści wysublimowanych) oznacza zmierzch Epoki Typografii (Epoki Opisu) i rozkwit Epoki Show-Businessu. Wstępem do Epoki Show-Businessu był telegraf, co przewidział Henry David Thoreau w „Waldenie” – telegraf oddzielił informację od znaczenia, stworzył jej nową definicję, opartą przede wszystkim na cechach takich, jak nowość i wartość rynkowa.
Rewolucja - prasa drukarska z XVI w. Wikipedia
Teoria mediów i gry komputerowe
Głównym przedmiotem rozważań Postmana jest telewizja, ale znaczną część jego obserwacji możemy przenieść na grunt gier komputerowych. Zanim do tego przejdziemy, przybliżę główne tezy amerykańskiego naukowca, który wypowiedział wojnę „morzu przyjemności”. Dzisiejsza Ameryka (czyli ta z lat 80-tych, od tego czasu zresztą znaczącej zmiany nie było, Polska też pod tym względem przypomina USA, jeśli przypomnimy sobie wybory, w których Aleksander Kwaśniewski wygrał z Lechem Wałęsą m.in. dzięki wizerunkowi) to kraj, w którym „kosmetyki jako dziedzina wiedzy zastąpiły ideologię”. Jej symbolem jest Las Vegas, kraina rozrywki. Niegdyś dominował w niej druk, o czym świadczy m.in. to, co pisał Tocqueville w „O demokracji w Ameryce”: „Amerykanin nie umie rozmawiać – on dyskutuje. Nie gawędzi, lecz rozprawia”. Rozprawianie i dyskusja to sposoby prowadzenia dyskursu charakterystyczne dla druku, nie dziwi więc, że „Zdrowy rozsądek” Thomasa Paine’a sprzedał się w 1776 roku w 110 tys. egzemplarzy, i to w trzy miesiące! Gdyby przełożyć to na dzisiejsze warunki, podobny sukces wymagałby ok. 10 milionów sprzedanych książek, a przecież „Zdrowy rozsądek” to pamflet polityczny, a nie powieść. Innym przykładem prymatu druku są XIX-wieczne debaty. Abraham Lincoln i Stephen Douglas gromadzili liczną publiczność, rozprawiając np. przez siedem godzin! Starannie przygotowane wystąpienia miały oczywiście swoje źródło w słowie pisanym. Żeby dziś przyciągnąć naszą uwagę na tak długo, trzeba doskonałej gry, ale z pewnością nie wytrzymalibyśmy tyle na żadnym wykładzie (czy w żadnym klubie dyskusyjnym). Obraz przyciąga nas niewątpliwie bardziej, dzięki czemu gry są w stanie uzależnić daleko mocniej niż np. literatura. Nie dzieje się tak dlatego, że są lepsze (nieważne, czy będą lepsze czy gorsze), ale dlatego, że media, które nas ukształtowały wymuszają inne nastawianie, oferują z reguły świat bardziej dynamiczny, szybciej zmieniający się, mniej skomplikowany niż ten, który kreują pisarze.
Epistemologia tworzona przez telewizję jest pośledniejsza od tej, którą stworzył druk. Jest też bezsensowna i niebezpieczna. Wszelka tematyka w telewizji zostaje zamieniona w rozrywkę, dyskurs racjonalny został z niej wykluczony. Rozrywka jest nadideologią (w grach także), bowiem dominują reklamy, dżingle, migawki. Informacje, które uzyskujemy nie mają wielkiej wartości, ponieważ najczęściej nas nie dotyczą. Jeśli telewizja nie byłaby nastawiona na rozrywkę, to programy informacyjne nie mogłyby przeskakiwać z morderstwa do powodzi, by potem zająć się gwałtem. Jednak wszelkie „Wiadomości” działają na zasadzie „teraz opowiemy wam kolejną historię, która nie zrobi na was wrażenia, przecież to tylko zupełnie nieistotne opowiastki, które was dotyczą w minimalnym stopniu”. Jak inaczej wytłumaczyć to, że jesteśmy w stanie bez wielkich emocji przyjmować codziennie dużą dawkę tragedii? „Leży w naturze tego medium ów przymus tłumienia zawartości myślowej po to, by sprostać jego wymaganiom i wizualnej atrakcyjności, czyli ustąpić przed wymaganiami Show-Businessu” – stwierdzał Postman. Telewizja wyklucza właściwie refleksję. Poznanie za pomocą druku – nie można się z Postmanem nie zgodzić – jest z pewnością bardziej dogłębne niż poznanie za pomocą telewizji (czy gier komputerowych, których ideologia w dużej mierze przypomina światopogląd generowany przez „mały ekran”). Jak trafnie zauważył antropolog, „telewizja nie zakazuje książek – ona je po prostu zastępuje”. Szczęśliwie druk nie został wyparty ze szkół, choć tego obawiał się Postman. Gdyby prymat telewizji był ostateczny, to wiedza nie byłaby potrzebna, bowiem nie jest ona celem tego medium, nie zgadza się z jego naturą.
Taniec Śmierci - ilustracja z XV w., autorstwa Michaela Wolgemuta
Gry komputerowe jako przekaźnik przypominają telewizję pod wieloma względami. Wiedza, którą możemy dzięki nim uzyskać jest często uproszczona, jednakże z gier w rodzaju „Men of War”, „Cywilizacja”, „Europa Universalis” czy „Football Manager” nauczyć się można sporo. Czy więcej niż z telewizyjnych programów? Zależy, jaki kanał wybierzemy. Internet – choć to może ryzykowna teza – wydaje się dla wiedzy medium korzystniejszym niż telewizja, choćby dlatego, że w dużej mierze poruszamy się w nim tak, jak po zadrukowanych stronach. Postmanowska teoria ma jedną poważną wadę, spycha na margines umiejętność wykorzystania medium. Jeśli grę, internet czy telewizję potraktujemy jako medium służące jedynie rozrywce, to z „Zabawić się na śmierć” trudno polemizować, ale wydaje się, że każde medium może spełniać różne funkcje. Celem Postmana było wykazanie, że telewizja – niezależnie od tego, co przedstawia – spełnia jedynie rolę rozrywkową. Z teorii McLuhana wynika, iż przekaźnik jest ważniejszy od przekazu, bowiem niesie ze sobą ideologię, treść, etc. Stąd wypływa wniosek autora „Technopolu”, iż rozrywka jest główną ideologią telewizji. I z tak przedstawioną argumentacją trudno się spierać. Jedyne rozsądne wyjście to próba zrozumienia mechanizmów różnych mediów. Jeśli przyjrzymy im się krytycznie, to możemy z nich korzystać w sposób zracjonalizowany, czyli np. czerpać wiedzę z telewizji (w rodzaju Discovery, History Channel), uczyć się nieco z gier komputerowych i używać Internetu do czytania książek, artykułów prasowych albo zdobywania potrzebnych nam informacji. Wówczas jesteśmy w stanie w pewnym stopniu – choć nie do końca, bo jak zauważył Wittgenstein, język wyznacza horyzont naszych myśli, a przecież jest on kształtowany przez media – wyzwolić się spod panowania przekaźnika nad nami. Postman telewizji wręcz nienawidził i wiele wskazuje na to, że podobnie patrzyłby na gry komputerowe. Jedyny ratunek widział w powrocie do „galaktyki Guttenberga”. Powrót taki – przynajmniej w pewnym zakresie – byłby na pewno korzystny, bo przecież nic nie jest w stanie zastąpić wiedzy zdobywanej dzięki dialogowi z książką. „Total War” nie opowie nam historii Rzymu tak dobrze, jak Edward Gibbon, a nawet tak znakomity serial jak „Rzym” trudno porównać z „Ja, Klaudiusz” Roberta Gravesa. Przy tym należy pamiętać, że medium wymaga pewnej postawy (i tu teza o tym, że przekaźnik jest ważniejszy od przekazu znajduje potwierdzenie), tzn. powieść Gravesa wymaga ciągłego skupienia, dużego zaangażowania intelektu, a „Rzym” to przede wszystkim rozrywka na wysokim poziomie, która raczej zainspiruje do lekturowych poszukiwań niż zapewni dużą wiedzę (jeśli nawet dowiemy się z niej sporo, to ilość wartościowych informacji będzie jednak o wiele mniejsza niż przy lekturze Gibbona czy Gravesa; to po prostu wynika z natury medium).
Różnice między grami a telewizją – choć obie przemawiają „głosem rozrywki – są znaczące, ale w sferze ideologicznej wcale nie takie ogromne. Najważniejsza jest taka, iż gry są interaktywne i – zasadniczo – linearne, zaś narracja telewizyjna jest raczej migawkowa i nie wymaga reakcji. Jednakże – wracając do epistemologii – prawda w grach niewiele różni się od prawdy telewizyjnej. Nie możemy jej zakwestionować, utożsamiamy się przeważnie z bohaterami, bierzemy to, co dają nam producenci. Wbrew pozorowi interaktywności nikt nie zaprasza nas do dialogu (wyjątki się zdarzają, ale to tylko wyjątki), rzadko jesteśmy zmuszeni do myślenia (raczej rozwiązujemy problemy niż snujemy refleksje, a tylko to drugie można nazwać myśleniem krytycznym). Możemy być agentem SMIERSZ-u i nikt nie zapyta nas, czy służenie Stalinowi i zabijanie w imię Związku Radzieckiego jest czymś złym. Żeby to stwierdzić, musimy dysponować przedwiedzą lub zdecydować się wiedzę zdobyć. Gry – niewątpliwie wspaniała rozrywka, której przed atakami psychologów, sprowadzającymi się najczęściej do jej aspołecznej roli, broniłbym do upadłego – szczęśliwie nie są dziś medium dominującym i zapewne się nim nie będą. Właściwie takie medium – chwilowo – nie istnieje, choć najpewniej niebawem stanie się nim Internet, który – tak sądzę, choć mogę się mylić – telewizję w dużym stopniu wyprze (czy raczej zaadoptuje ją do swoich potrzeb i możliwości, co zresztą już się powoli dzieje; skutkiem tego jest m.in. wielka ilość kanałów tematycznych – kanały muszą rywalizować z Internetem o odbiorców i szukać – by przywołać Levinsona – nisz, w których mają szanse, przed podobnym problemem stoi zresztą prasa). Żyjemy w epoce przekazu multimedialnego. Postman „Zabawić się na śmierć” pisał w czasach, które od naszej rzeczywistości różniły się dość wyraźnie.
Postmana schyłek Epoki Opisu
Nie wszyscy muszą zgadzać się na technologiczny determinizm, który prezentuje Postman. Dla niego postęp techniczny określa kierunek rozwoju oraz charakter całej cywilizacji i kultury. Choć „Zabawić się na śmierć” pisane było z perspektywy amerykańskiej („bigger, better, etc.”), to „globalna wioska”, o której mówił McLuhan, jeszcze nigdy nie była równie globalna jak dziś, a kultura małego państewka europejskiego i wielkiego mocarstwa nigdy nie były do siebie tak podobne. „Kultura przekształca się w burleskę” – pisał Postman. Chyba miał rację, ale żyjemy w cywilizacji, co do której trudno mieć jakąkolwiek pewność. Nadal hołdujemy pozytywistyczno-oświeceniowemu paradygmatowi postępu, a z drugiej strony społeczeństwa nastawione są głównie na rozrywkę (w czym lwia część udziału przypada dziś grom). Czy wynika z tego, że współczesne media nas ogłupią? Nie podejmę się stanowczej odpowiedzi na to pytanie. Ratunku przed totalnym konsumpcjonizmem i triumfem rozrywki upatrywałbym raczej w Internecie niż w grach. Z pewnością jeśli zaniechamy obcowania z drukiem, czeka nas degrengolada, ale nie jestem takim technopesymistą, jak Neil Postman. Wydaje mi się – wrócę tu do początku tego tekstu – że problemy ekonomiczne i polityczne Zachodu są zbyt poważne, byśmy mogli pozwolić sobie na luksus podporządkowania się mediom niewymagającym zbyt dużego udziału intelektu. Czarna wizja amerykańskiego naukowca, sądzę, przegra w zderzeniu z realnymi zagrożeniami, choć zapewne ogłupiające media wyrządzą wiele szkód, a powrotu do Epoki Opisu już raczej – wstrzymuję się przed sądami radykalnymi, ponieważ trudno cokolwiek prorokować, gdy zmiany są tak szybkie, jak dziś – nie ma. Mimo to druk wydaje się dziś mniej zagrożony niż, gdy książka Postmana powstawała.
Fot. catatronic, Flickr
Nie jest tylko tak, że gry stały się jedną z treści kultury, kultura mówi także poprzez treść gier, a jeśli włączymy do tych rozważań komputery i Internet, to niebawem może dojść do sytuacji, w której nowe media zdominują język kultury. Wiedzę i rozrywkę należy rozdzielić, podobnie jak nie można łączyć rozrywki z polityką czy religią, co telewizja (gry w stopniu jednak mniejszym) czyni. Postman zapewne na gry komputerowe zareagowałby równie niechętnie, jak na prymat telewizji. Być może miałby rację. Osobiście telewizora nie posiadam od paru dobrych lat, dzięki czemu – tak by to ujął autor „Technopolu” – nie ma on władzy nad moją wiedzą o świecie ani nad sposobem jej zdobywania. Zdecydowanie wolę spędzać wolny czas przy grach, medium od telewizji – według mnie – ciekawszym, choć również typowo rozrywkowym. Jeśli zestawić ofertę telewizji publicznej (czy naszych prywatnych gigantów, jak Polsat i TVN) z ofertą producentów gier, to nie mam wątpliwości co bardziej warto wybrać. Jeśli już mamy „zabawić się na śmierć”, to lepiej, żebyśmy brali w tym jakiś udział.
Krzysztof Cieślik
Neil Postman, Zabawić się na śmierć. Dyskurs publiczny w epoce Show-Businessu, przeł. Lech Niedzielski, Warszawa 2002 (wyd. II: Warszawa 2006)
Polecamy także:
Kiedy kultura przegrywa z postępem