Kevin Spacey, u nas twarz jednego z banków, na Zachodzie kojarzony głównie z Frankiem Underwoodem, (anty)bohaterem serialu „House of Cards”, został głównym złym Call of Duty: Advanced Warfare, kolejnej odsłony flagowej strzelaniny Activision. Sprytne zdyskontowanie sukcesu serialu Netflix przez twórców gry odwróciło jednak uwagę od tego, co najważniejsze – koncentrującej się na prywatnych firmach militarnych fabuły.
Demoniczny Kevin Spacey z „House of Cards”, który już w serialu jako polityk swobodnie podchodził do zasad demokracji, w Call of Duty w skórze założyciela prywatnej firmy militarnej (PMC) idzie jeszcze dalej, uwspółcześniając słynną maksymę Carla von Clausewitza, że wojna jest kontynuacją polityki, tyle tylko, że prowadzoną innymi środkami.
Spacey w formie charakterystycznego dla Underwooda monologu tłumaczy w trailerze gry zasady, którymi kieruje się w swoich działaniach. W skrócie: jest to wizja totalitaryzmu XXI wieku. Już nawet bez fasadowej demokracji, której – jego zdaniem – ludzie nie chcą i nie potrzebują. Która po prostu nie działa, a próby jej wprowadzania zawsze kończą się fiaskiem. Potrzebują jasnych zasad, wedle których mają żyć, a w zamian chcą się cieszyć bezpieczeństwem, chcą ochrony przed najeźdźcami i samymi sobą.Utrzymana w klimacie political fiction fabuła gry Activision zakłada, że prywatna firma militarna postanawia sama sięgnąć po władzę, a nie grzecznie jej służyć jak dotychczas. Scenariusz mocno abstrakcyjny, ale czy podobnie nie odbieraliśmy fabuł Modern Warfare, gdzie głównym agresorem była Rosja? Tworzone z fantazją scenariusze gier wideo bywają przerysowane, naszpikowane fajerwerkami i pompatyczną muzyką, ale jednak są mocno zakorzenione we współczesnej geopolityce. Zwrócenie uwagi na prywatne firmy militarne jest tego najlepszym przykładem.
W towarzyszącemu zapowiedzi gry materiałowi wideo pojawia się kontrowersyjny Erik Prince, założyciel chyba najpopularniejszej firmy militarnej – Blackwater. Uważa, że próbuje robić dla systemu bezpieczeństwa narodowego to, co Fedex zrobił dla usług pocztowych. Fedex nie zabija jednak bezkarnie ludzi w Iraku czy Afganistanie, nie kieruje się konserwatywną chrześcijańską ideologią i nie dostaje od budżetu państwa opiewających na miliardy dolarów, w dużej mierze utajnionych kontraktów.
Blackwater, po serii skandali potwierdzających przypuszczenia, że pracujący tam ludzie nie są ochroniarzami, a zwykłymi najemnikami, zmieniła nazwę na Academi i funkcjonuje do dziś. Podobnie zresztą jak Halliburton czy G4S, które choć nie są powszechnie znane, to notują niewiele mniejsze obroty od sieci sklepów Walmart czy Foxconna, największego na świecie producenta elektroniki, który dostarcza komponenty do wszystkich urządzeń Apple, płyt głównych Intela, konsol Sony i Nintendo czy smartfonów BlackBerry.
Bez istnienia tych firm militarnych Stany Zjednoczone nie byłyby już w stanie prowadzić wojen. Ba, rzeczywiście nie są nawet w stanie ochronić się przed samymi sobą! Zanim w zrujnowanym huraganem Nowym Orleanie pojawiła się Gwardia Narodowa, ulic „pilnowali” już uzbrojeni w broń maszynową najemnicy Blackwater. Po bezprecedensowych akcjach w Afganistanie czy Iraku (słynna bitwa o Falludżę) kolejny przełom nastąpił na amerykańskiej ziemi. Jak widać scenarzystów Activision wcale nie poniosła fantazja. Dopisali po prostu kolejne rozdziały do tego, co w szczątkowej formie już się wydarzyło.Przy okazji wykorzystali popularność amerykańskiego serialu i już dziś, na pół roku przed planowaną premierą, zdobyli ogromną popularność (kilkanaście milionów wyświetleń trailera na YouTube w 3 dni, notki na niezliczonej liczbie serwisów www). Core’owych graczy pozytywnie zaskoczyli natomiast odświeżonym silnikiem graficznym i dynamiczniejszą rozgrywką, której bliżej do Crysisa i Titanfalla niż Battlefielda.
Komercyjny sukces Call of Duty został w zeszłym roku przysłonięty premierą GTA V i konsol nowej generacji. Wygląda na to, że w tym wszystko wróci do normy, a strzelanina Activision znów stanie się największym wydarzeniem branży. I to nie tylko tej związanej z elektroniczną rozrywką, ale po prostu rozrywką. A że przy okazji może mieć ciekawą, nawiązującą do współczesnej polityki fabułę?
Tym lepiej dla nas – fikcyjne PMC było już osią fabuły Metal Gear Solid 4. W karykaturalnej, bo niemal propagandowej formie firma Prince’a pojawiła się natomiast w grze zatytułowanej po prostu Blackwater. Produkcja głębiej poruszającego ten problem, niemal dokumentalnego Six Days in Fallujah po licznych kontrowersjach utknęła w miejscu. Call of Duty to nie grozi – jej coroczna jesienna premiera jest pewna jak śmierć i podatki. 4 listopada na 100% dostaniemy więc amerykańską wysokobudżetową grę wideo, piętnującą amerykańskie przywiązanie do PMC.
Paweł Olszewski
17 czerwca o godz. 10:08 1121925
Wydaje mi się, że przesunięcie środka ciężkości w kierunku bardziej futurystycznych klimat?w będzie dla tej serii dobrym rozwiązaniem. Ostatni znaczny skok jakościowy miał miejsce właśnie po porzuceniu, jakże eksploatowanego przez tworcow gier FPP, okresu Drugiej Wojny Światowej, na rzecz realiów wspólczesnych. Choć w przypadku CoD nie ma co liczyć na nic innego, jak tylko interaktywny film akcji wzorem blockbustera z Hollywood, to mam nadzieję, że konkurencja, vide dice podniesie rękawice i otrzymamy wiele gier bazujacych na futurystycznym political fiction, lecz utrzymanych w innej, bardziej ambitnej stylistyce, konwencji. Pozostaje również trzymać kciuki, by ten nowy dla mainstresmu gier (futurystyczne shootery to nie pierwszyzna) okres, nie był nadmiernie eksploatowany przez wielu deweloperów.
17 czerwca o godz. 10:19 1121951
Bardzo przepraszam za literówki ( tak to jest, jak się piszę komentarze z telefonu). Co do ostatniego zdania mojego poprzedniego komentarza, chodziło mi o to, że futurystyczne shootery, zakorzenione w polityce po raz pierwszy na tak szeroką skalę pojawią sie w produkcjach typu AAA. Wczesniej takie kwestie poruszano raczej w innych gatunkach (World in Conflict ze „złymi” Rosjanami, Splinter Cell: CT i problem skradzionych kodów do głowic nuklearnych – jako adwersarz Korea Północna).