Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

1.10.2013
wtorek

Puppeteer – recenzja gry

1 października 2013, wtorek,

Logo Sony, informacja o wsparciu PS Move’a i bajkowa kukiełka na okładce – Puppeteer na sklepowej półce prezentuje się jak typowa, skrojona pod kontroler ruchowy gra dla dzieci, w istocie jest jednak jedną z bardziej odkrywczych platformówek ostatnich lat. I to nie tylko dla najmłodszych. A może i nawet niespecjalnie dla nich.

Aby jakoś potwierdzić sens istnienia kontrolera ruchu PS Move, Sony co rusz wypuszcza dedykowane mu gry. W 99% są to jednak tytuły taneczne/imprezowe, logiczno/zręcznościowe lub przygodowe, stworzone z myślą o najmłodszych. Było tak z Carnival Island czy Sorcery: Świat Magii, czym się więc od nich różni Puppeteer? Przede wszystkim wizją, rozmachem i budżetem, a także faktem, że PS Move odgrywa tu zaledwie marginalną rolę, a jego brak w ogóle nie odbija się na rozgrywce.

Już pierwsze sceny Puppeteer pokazują, że mamy do czynienia z pełnokrwistym platformerem 2D, któremu bliżej do Rayman Origins i LittleBigPlanet niż wspomnianych wcześniej tytułów. Sony Japan stworzyło bowiem typową grę AAA, która urzeka unikalną atmosferą i wykonaniem. Wszystko za sprawą próby przedstawienia na ekranie telewizora teatrzyku. Z kurtyną, scenografią, kukiełkami, a nawet odpowiednim oświetleniem. Zamiast chmur mamy więc wycięte z kartonu obłoki, bohaterów zastępują pluszowe lub drewniane marionetki, a całość oświetlają reflektory. Jakby tego było mało, wszystkie te abstrakcyjne postacie i rekwizyty składają się z niemal fotorealistycznych tekstur, które po odpowiednim doświetleniu tworzą naprawdę fenomenalny efekt. Puppeteer wygląda rewelacyjnie, prawdziwe oblicze pokazuje jednak dopiero w ruchu.

Podczas większości cutscen, a czasem nawet samej gry, pierwszoplanowej akcji towarzyszy dynamiczna zmiana tła. Na naszych oczach miejsce chmur zastępują papierowe drzewa, budynek ustępuje miejsca prostej w kształtach roślinności, a gdzieś w tyle wjeżdża zupełnie nowe tło. Razem ze zmianą miejsca zmieniają się też wszystkie rekwizyty czy nawet układ poziomu. Jeżeli zmiana ta dotyczy filmiku, to należy jeszcze dodać do tego nadziane na patyk, ciągle krzyczące kukiełki.

Sceneria potrafi się jednak też zmienić w trakcie rozgrywki, co zawsze zaskakuje – nie tylko formą, ale też treścią, bo Puppeteer chociaż jest platformówką 2D, to często każe nam iść w lewo, w górę, albo w ogóle zmienia perspektywę i pokazuje otoczenie z lotu ptaka. Twórcy cały czas bawią się konwencją gatunku, naciągają go do granic wytrzymałości i wytykają utarte przyzwyczajenia.

Wystarczy wspomnieć o Calibrusie, czyli wielkich nożycach głównego bohatera, za pomocą których można… przecinać niektóre rekwizyty, a co za tym idzie przedostać się w niedostępne inną drogą miejsca. Po wystrzeleniu z armaty pocisku pojawiają się więc obłoki tekturowego dymu, który można pociachać na kawałeczki i po ścinkach dostać się na wyższą platformę. Kolejnym zaskoczeniem może być fakt, że nasza kukiełka nie ma głowy. Nie wdając się w fabularne szczegóły – traci ją na samym początku gry, ale na szczęście każdy z siedmiu światów pełny jest czekających na znalezienie łebków. A że jednocześnie można mieć ich aż trzy i do woli sobie je zmieniać, to warto mieć oczy szeroko otwarte. Zwłaszcza, że głowa pełni funkcję życia i zarazem klucza do ukrytych poziomów i bonusów – trzeba tylko odpowiednią założyć w odpowiednim miejscu. Jakby tego było mało, wszystkie te szalone zmiany scen i wydarzeń niemal cały czas opisuje narrator. W końcu to teatrzyk – głos zza kurtyny informuje więc gacza o tle obserwowanych wydarzeń czy pobudkach kierujących małym Kutaro. Czasem na bieżąco fantazyjnym językiem opisuje jego proste zachowania, a czasem zapędza się i na przykładzie ciasteczek tłumaczy czym różni się komunizm od kapitalizmu albo nawiązuje do syndromu pustego gniazda. Jak łatwo się domyśleć, chociaż narrator jest schowany za kurtyną, to nie przesłania go czwarta ściana – często wychodzi z roli, a czasem nawet kłóci się z głównymi bohaterami.

Obok laleczki Kutaro w grze jest też wróżka Pikarina – to właśnie nią drugi gracz może sterować PS Movem. Nie jest to jednak wymagane – Move’a może zastąpić po prostu prawa gałka analoga, albo drugi pad. W dwie osoby gra się jednak przyjemniej, brak podzielonego ekranu nie rozprasza, a uzupełniające się cechy bohaterów sprzyjają współpracy. Niezależnie jednak od tego kto steruje Pikariną, ta ciągle ma coś do powiedzenia. Na temat swoich przeciwników z Misiem Bandziorem Królewskim na czele, podejrzanej Księżycowej Wiedźmy czy wspomnianego już narratora. Przezabawne dialogi zostały w pełni zdubbingowane, co zaprocentowało nie tyle poprawnym tłumaczeniem, co barwnym przekładem z hasłami typu „huzia na Józia” etc. Polonizacja nie wypadła by też tak dobrze gdyby nie Miłogost Rzeczek, Zuzanna Galia, Barbara Zielińska czy Jan Kulczycki. Ich głosy idealnie pasują do świata gry.

Rewelacyjnie się tego słucha – twórcy próbowali nawiązać do teatrzyków, w Puppeteerze mamy więc nieproporcjonalnie długie jak na platformówki cutsceny i pogmatwaną fabułę z masą postaci czy nawet bossów. Każdy z nich posiada okruch księżycowego kamienia, naszym zadaniem jest je wszystkie zebrać, a także pokonać wspomnianego już Misia Bandziora. Brzmi bajkowo i tak jest w istocie, ale nie jest dziecinne. To nie gra dla pięciolatków – niepokojąca, lekko burtonowska stylistyka poziomów ze stosunkowo brutalnymi (ale mieszczącymi się w ramach PEGI 12) scenami tworzy specyficzny misz masz, przy którym będą się świetnie bawić nawet dużo starsi gracze.

Pewnym mankamentem gry może być tylko sterowanie – w skórze Kutaro ciężko jest wycelować dokładny skok. Razi też „przyspawanie” fruwającej po ekranie Pikariny do ekranu – chociaż drugi gracz może swobodnie nią latać, to po puszczeniu gałki analoga ta automatycznie przesuwa się za Kutaro – często prowadzi to do niepotrzebnych problemów, nie są one jednak na tyle duże, aby zaważyły na finalnych odczuciach.

Puppeteer to innowacyjne i zarazem prześmiewcze podejście do gatunku platformówek 2D z niespodziewanie bogatą i mistrzowsko przedstawioną narracją. Gra długa, wciągająca, zróżnicowana, niezbyt trudna do przejścia, ale ciężka do „wymaksowania”. Na dodatek zachęcająca do współpracy na jednym ekranie no i koniec końców niezbyt droga. W moim prywatnym rankingu platformówek Puppeteer plasuje się na tym samym poziomie co Rayman Origins i pierwsze LittleBigPlanet.

Paweł Olszewski

Polecamy także:

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop
css.php