Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

3.04.2013
środa

The Cave – recenzja gry

3 kwietnia 2013, środa,

Chociaż siódemka głównych bohaterów The Cave wygląda bardzo bajkowo i w sumie niepoważnie, to bliżej im do „Siedmiu Psychopatów” z filmu Martina McDonagha niż disneyowskich krasnoludków.

W nowej grze Rona Gilberta, podobnie jak we wspomnianym filmie, natknąć się można na maksymalnie zróżnicowane postacie, które łączy nić porozumienia z kłębkiem leżącym w Tworkach. Każda z nich ma jakiś problem. Czasem widoczny na początku, czasem ujawniający się dopiero po jakimś czasie. Każdy jest też niepowtarzalny i chociaż często został przerysowany i dostosowany do realiów gry, w której gadająca jaskinia nie jest niczym dziwnym. Dosłowność i moralizatorski charakter części scen może razić, ale z drugiej strony lepszy lekki przerost formy nad treścią niż płytka, polegająca na żmudnym skakaniu rozgrywka.

Bo chociaż w The Cave też pokonuje się dziesiątki platform, to nie jest to platformówka. Naprawdę ciężko jest tu zginąć, właściwie nie ma przeciwników, a największym wyzwaniem są zagadki. Część z nich należy do kategorii „banał” i wykonuje się je z miejsca. Inne, trudniejsze, zmuszają do skojarzenia kilku faktów i pokombinowania, większość wydaje się jednak w miarę przemyślana. Choć zdarzają się wyjątki  (kiedyś w przygodówkach było to regułą), czyli naprawdę abstrakcyjne zależności zrozumiałe tylko dla twórców.

Sprawę ułatwia brak ekwipunku. Żadnych obiektów nie da się schować na później, co mocno zawęża ilość potencjalnych rozwiązań. Porozrzucane na planszy obiekty jedynie przenosimy z miejsca na miejsce i sporadycznie łączymy z innymi gratami. Np. napełnione wodą wiadro pozwala „złapać” zapaloną laskę dynamitu; jedno przenoszone ogniwo zasili kilka mechanizmów itp. Grę tylko pozornie komplikują zróżnicowane umiejętności bohaterów,  władających  innymi mocami – w praktyce są one niemal zupełnie niepotrzebne i w gruncie rzeczy nie ma większej różnicy kim gramy. Tak to przynajmniej wygląda od strony gameplaya (gameplayu? rozgrywki?), bo za każdą postacią kryje się inna, posępna historia.

Zważywszy na fakt, że fabuła obrazowana jest na dosłownie kilku slajdach, opisanie jej byłoby dużym spoilerem. Dodam więc tylko, że  wszyscy z grywalnej siódemki mają jakąś wadę, która z początku wydaje się błaha, ale z biegiem wydarzeń nabiera znaczenia i pod koniec często wprawia w osłupienie. Sterując sympatycznie niesfornymi bliźniakami (swoją drogą świetny motyw – w tym samym czasie biega się dwójką bohaterów) stworzyłem sobie interaktywną wersję „Musimy porozmawiać o Kevinie”. Historie innych postaci są równie ponure, czasem trochę bardziej cyniczne, ale bez wyjątku dobrze korespondujące z rzeczywistością i pokazujące ją w krzywym zwierciadle. A całość zamyka tytułowa jaskinia-narrator – im dalej w głąb schodzimy, tym mroczniej.

Niepokojący klimat łączący bajkową oprawę z sarkastyczny komentarzem  jaskini i mrocznymi historyjkami to najmocniejsza strona The Cave. Czasem można się przy niej uśmiechnąć – za grę odpowiada w końcu weteran gatunku, Ron Gilbert. Czasem można się przestraszyć,   The Cave  umiejętnie buduje napięcie i doprowadza do sytuacji, w której myślisz „nie, oni nie mogą tego zrobić”. Po czym robią – czy raczej Ty to robisz, odkładasz pada i masz wrażenie, że największe zbiry ze znanych Ci gier akcji są przy tej siódemce podwórkowymi rozrabiakami.

Za The Cave stoi świetny pomysł i równie dobre wykonanie. Jaskinia składa się z dedykowanych każdej postaci poziomów, w jej wnętrzu znajdziemy więc zamek, wesołe miasteczko, klasztor, schron atomowy czy angielską willę. Wszystko jest mocno surrealistyczne i wymykające się jakiejś jednej konwencji. Na tym tle trochę gorzej prezentuje się rozgrywka. Niby nie jest zła, ale po takim wstępie człowiek oczekiwałby przełomu, a dostaje raptem sprawnie zrealizowaną przygodówkę z nadmiarem czasochłonnego błądzenia.

Plansze są duże i zmuszają do wielokrotnego przemierzania ich we wszystkie strony. Sytuację ratuje trochę fakt, że jednocześnie można grać trzema postaciami, a sprytne ich rozstawienie zaoszczędzi trochę czasu. Zagadki o różnym poziomie skomplikowania zaliczam do plusów, słabe są natomiast elementy platformowe. Nie stanowią żadnego wyzwania i sztucznie powiększają obszar gry. Kilka gorzkich słów należy się też programistom – ciekawie zaprojektowany świat 2D jest zbyt uproszczony. Po przepięknym Rayman: Origins czy Trine człowiek oczekuje od 2D znacznie, znacznie więcej. Albo w drugą stronę – skrajnie mało, jak w Limbo czy spartańskich w wykonaniu grach indie. The Cave stoi gdzieś po środku, nie mogąc zdecydować się do której grupy powinno dołączyć. Zupełnie niedopuszczalna i dyskwalifikująca w moich oczach  jest dławiąca się animacja. Tak często gubione klatki animacji w tak małej grze 2D to kpina. Jeżeli ludzie Tima Schafera z podobnym profesjonalizmem podejdą do ich kickstarterowego projektu, to nie wróżę przychylnych reakcji darczyńców.

W The Cave grać można nawet w trzy osoby na jednym ekranie. Sprawa jest o tyle ciekawa, że podobnie jak w singleplayerze da się przełączać między postaciami. Żaden gracz nie jest na sztywno związany z kierowanym bohaterem. Rozwiązanie to sprzyja graniu z nieobeznanymi z elektroniczną rozrywką przyjaciółmi. W każdym momencie można komuś pomóc wcielając się w jego postać, a nie jak to zwykle bywa, zabierać na chwilę pada. Twórcy zrezygnowali z jakichkolwiek opcji online. O ile na konsolach nie jest to problem, tak niezbyt wyobrażam sobie granie w 2-3 osoby na laptopie albo pececie.

Po jednokrotnym przejściu gry poznajemy historię trzech postaci. Drugie podejście zapoznaje nas z kolejnym trio, a zostaje jeszcze jeden bohater. Zapoznanie się ze wszystkimi historiami jest więc prawdziwym wyzwaniem, w którym do znudzenia należy powtarzać te same poziomy – za trzecim podejściem nowy będzie tylko jeden etap, nowego bohatera. Przypisane do pozostałych postaci levele i sposoby ich przejścia nie zmieniają się, tak samo jak prolog i zakończenie, co mocno zniechęca do powrotu do The Cave.

Nie żałuję czasu spędzonego z grą Gilberta, nie wydaje mi się jednak, żebym do niej wrócił. I ciężko mi też polecić tytuł z czystym sumieniem. Mimo ciekawej historii, ironicznego narratora i fajnego designu, sporo w niej niedociągnięć albo nie do końca przemyślanych rozwiązań. Lokuje to The Cave na półce ze średniakami,  – po  takich twórcach jak Gilbert i Schafer można by spodziewać się znacznie więcej.

Paweł Olszewski

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 5

Dodaj komentarz »
  1. I w ten sposób kolejna gra ląduje na górce stosu o wdzięcznej nazwie „w wolnej chwili”

  2. To ja się pytam po raz wtóry: czy kolega grał już w defense grid containment?
    J.

  3. Nie, prawdę powiedziawszy nawet nie ukończyłem tego portalowego DLC… Ale może się skuszę.

  4. Ja z innej beczki – przed dodaniem kolejnej recki powinieneś ją autorze dokładniej przeczytać. W tej są błędy (np. fabułaobrazowana jestna).

  5. hmn.. niegram w tą gre ale chcialabym dowiedziec sie o histori bliznniakow niemoge nigdzie znalesc w necie powiecie mi ich historie ^^

css.php