Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

23.01.2012
poniedziałek

„Stanley Parable” – recenzja gry

23 stycznia 2012, poniedziałek,

Stanley i jego wybory

„Stanley Parable” to gra eksperyment. Tytuł w całości stworzony przez Dave’a Wredena jest modem „Half Life 2”, nie jest jednak powiązany z popularną strzelaniną fabularnie. Twórca uważa, że im gracz mniej wie o jego grze przed zabawą, tym lepiej. Jako, że całkowicie się z nim w tej kwestii zgadzam, wszystkim chętnym polecam ten link do serwisu Desura, gdzie bezpłatnie można ściągnąć SP.

Fabularnie sprawa wygląda tak: Stanley pracuje dla dużej firmy, gdzie jako numer 427 wykonuje polecenia pojawiające się na dużym ekranie w jego pokoju. Jednak pewnego dnia komputer milczy i Stanley postanawia poszukać przyczyny tego stanu rzeczy odnajdując swoich przełożonych. Sprawa może być trudna, bo jeszcze nigdy nie miał okazji ich spotkać, a cała firma zdaje się skrywać wiele tajemnic. Powyższy fabularny wstęp jest chyba niezbędnym minimum, które każdy, kto nie grał jeszcze w „Stanley Parable”, może przyswoić ze spokojną głową. Zaś niecierpiących spojlerów uprzedzam, żeby nie czytali dalej tego tekstu…

Właściwą grę zaczynamy po wyjściu ze swojego pokoju. Od początku naszym akcjom towarzyszy głęboki głos komentujący większość naszych poczynań. Kierujemy się korytarzem mijając zamknięte pokoje i stajemy przed pierwszym ważnym wyborem. Naprzeciwko nas znajdują się dwie pary drzwi i od tego, które z nich wybierzemy i jakie decyzje podejmiemy dalej będzie zależało jakie zakończenie poznamy. Dość powiedzieć, że zakończeń jest sześć, a każde z nich jest ciekawe i warte uwagi. W tym bardzo krótkim, bo łącznie zajmującym około 40 minut tytule, niezwykle ważny jest głos narratora – jego wypowiedzi podczas rozgrywki adresowane są do Stanley’a, ale i w metaforyczny sposób także do graczy.

Liczne były momenty, w których podziwiałem swoisty geniusz i pomysłowość Dave’a Wredena, potrafiącego w tak niewielkim tytule zawrzeć odniesienia do ważnych dla procesu tworzenia gier kwestii. Wreden eksploruje ten temat umieszczając m.in. głos narratora, który nie dość, że opisuje to, co robimy w grze, to jeszcze sugeruje co Stanley zrobił w sytuacji, kiedy my siedząc przed monitorem jeszcze nie podjęliśmy żadnych decyzji. Trafne i ironiczne – przecież tak często zdarza się nam doświadczać mniej lub bardziej nachalnych sugestii, co mamy w robić w konkretnej lokacji, przy jednoczesnym założeniu, że to właśnie my – gracze tworzymy fabułę. W rzeczywistości twórcy stosują wobec nas często prymitywne sztuczki, mające odwrócić naszą uwagę od liniowości i fabularnych wtórności. „Stanley Parable” wystawiając nas na próby posłuszeństwa wobec narratora, stawia jednocześnie pytanie, czy w ogóle istnieje coś takiego jak nieposłuszeństwo wobec fabuły?

I choć liniowość bywa pożądana, a takie gry jak choćby „Uncharted 2” udowadniają, że można się świetnie bawić grając w fabularnym „tunelu”, pisząc o „Stanley Parable” chcę po prostu wyrazić swój podziw i uznanie dla Wredena, wyzywającego nas na intelektualny pojedynek który, świadomie bądź nie, zawsze podejmujemy przystępując do jakiejś gry.

W warstwie dźwiękowej, oprócz głosu narratora (którego użyczył brytyjski aktor Kevan Brighting) usłyszymy tu też niektóre utwory Thomasa Nymana z „American Beauty”, świetnie dopełniające motyw przebudzenia głównego bohatera w poszukiwaniu sensu życia.

Swoją fabułą „Stanley Parable” przypomina trochę wydany w 2006 roku film „Stranger than fiction” (znany pod polskim tytułem „Przypadek Harolda Cricka”), co w żadnym wypadku nie ujmuje grze oryginalności. Choć w grze i w filmie mamy do czynienia z bohaterem słyszącym głosy, które opisują co w danej chwili robi, to dzieło Wredena nabiera w tym sensie nowego wymiaru przez to, że to my podejmujemy decyzje w zgodzie (bądź nie) z daną fabularną ścieżką wytyczoną przez tajemniczy głos. Wyjątkowa jest w tej grze relacja budowana między narratorem a graczem oraz pomiędzy narratorem i Stanley’em. Głos mówiąc do głównego bohatera, zwraca się pośrednio także do nas. Efekt w paru momentach piorunujący. Polecam.

Adam Szymczyk

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 2

Dodaj komentarz »
  1. Cóż, zagrałem i.. żadna rewelacja. Gra jest króciutka, a fabularnie przypomina uproszczony Portal. Nihil novi sub sole.

  2. Rozumiem. A czy przeszedłeś wszystkie zakończenia? Bo przyznaję, że po jednym może się wydawać słabe. Tak samo jak po wszystkich choć moim zdaniem tytuł perełka.

css.php