Vanquish znaczy zwyciężać
W pierwszych słowach mej recenzji z radością donoszę, że są jeszcze gry znakomite. Niespecjalnie reklamowany, nienachalnie promowany „Vanquish” jest jedną z tych propozycji, które same proszą się, by je jak najszybciej skończyć (bo są porywające), a zarazem taką, którą skończyć szkoda (bo chciałoby się, żeby frajda trwała dłużej).
Fabuła tego trzecioosobowego, wyreżyserowanego przez Shinji Mikamiego „Vanquish” shootera nie rozpieszcza wprawdzie oryginalnością, ale też jest na tyle klarowna, że przystajemy na nią z ochotą. Przyjmujemy ją jako umowną kanwę zabawy proponowanej przez twórców. Amerykanie są ok, Rosjanie be – tak można ją streścić. Ale już sceneria, w której została osadzona, jest wspaniale monumentalna, rzekłbym, że chwilami wizjonerska. Amerykańska stacja orbitalna, kolonia przeludnionej Ziemi, gigantyczny cylinder, wewnątrz którego przychodzi nam odpierać ataki niecnych Czerwonych (dosłownie i w przenośni) przywodzi na myśl szkice futurystów z przełomu XIX i XX wieku, czy propozycje Freemana Dysona, sędziwego już fizyka amerykańskiego. Czy takie były źródła inspiracji Mikamiego? Pewności nie ma. Bez wątpienia natomiast czerpał on garściami z „Casshern”, intrygującej nawet umiarkowanych miłośników anime serii filmów ze studia Tatsunoko Productions. Efekt jest pierwszorzędny. Tym bardziej, że wykorzystany optymalnie silnik Havoca płynnie i wiarygodnie oddaje przyprawiające o zawrót głowy perspektywy powietrzne.
W takich okolicznościach przyrody przychodzi działać Samowi Gideonowi, naszemu bohaterowi, którego cechuje totalna nonszalancja oraz pancerne wdzianko z atomowym napędem. Dzięki niemu porusza się szybciej niż pozostali wojacy. Więcej też może wziąć na klatę. A brać jest co. Rosjanie usiłujący opanować orbitujący cylinder wysyłają do akcji kolejne przykłady radzieckiej myśli technicznej. Najpierw zmyślne małe roboty – z nimi rozprawić się stosunkowo łatwo, choć nie można im odmówić inteligencji.
Potem trafimy na większe, wręcz wielgachne, transformujące się stalowe golemy czy kraby, których unieruchomienie wymaga chytrości, cierpliwości i celności. Sam musi również stawić czoła amorficznym, samoskładającym się mechapająkom, których ubicie stanowi nie lada wyzwanie, i nieco mniej bystrym mechanicznym maszynom zagłady o rozmiarach Pałacu Kultury. Bardzo ograniczone zasoby amunicji oraz dostępnych rodzajów broni wymuszają aktywowanie ośrodka taktycznego w mózgu, uśpionego przez kontakty z innymi produkcjami gatunku.
Tempo szturmów i pojedynków jest nierzadko, bez przesady, iście obłąkańcze. I w przeciwieństwie do niektórych tegorocznych przebojów świata gier (vide samoprzechodzący się „Call of Duty: Black Ops”), nasz aktywny w nich udział jest kluczowy dla sukcesu całej akcji. Ta natomiast podzielona jest na niedługie, emocjonujące etapy i przepleciona w zgrabnych proporcjach ze scenami – umownej, jak już wspomniałem – fabuły. Całości towarzyszą przaśne, ale niepozbawione ironii dialogi. Punkty zapisu rozmieszczone są ze znajomością psychiki i wytrzymałości gracza. Czego chcieć więcej?
Lepsze jest wrogiem dobrego – i Mikami to chyba wie. W „Vanquish” próżno szukać jakichkolwiek fajerwerków. To osadzony w fantastyczno naukowej konwencji, dopieszczony wizualnie shooter czystej krwi – zrodzony, jak się zdaje, z pasji – i z szacunku dla doświadczenia oraz inteligencji gracza. Ostatnio przykleiłem się tak ściśle do telewizora dawno, dawno temu, kiedy ojciec przemycili zza żelaznej kurtyny szarą skrzynkę z napisem Atari 130XE.
Karol Jałochowski
Ocena: 95%
Zalety: Wspaniała grywalność, obłąkańcze tempo, i wiele innych. Wady: Nie dostrzegam. 5 procent dzielące ocenę od 100 sygnalizuje szlachetnie nierewolucyjny charakter gry. Dla rodziców: PEGI 18 – nieco na wyrost. „Vanquish”: gra TPS; od 18 lat; deweloper – Platinum Games; wydawca – Sega; dystrybutor w Polsce – CD Projekt; cena wersji Xbox 360 – około 200 złotych. |
Polecamy także:
„Front Mission Evolved” – recenzja gry
13 grudnia o godz. 15:14 57697
Wow, no to superancko! Nareszcie coś spoko loko, nie jakieś wydumane fabułki-srułki, eksperymenty-pokręty. Tak się zajarałem, że zaraz se kupię X-klocka. Tylko jedno mnie niekopokoi – są jakieś cycki? Coś się musi przcież spod tych pancerzy wylewać, no nie? :))))
No bo jak tak to jeszcze w sam raz dla mojego chrześniaka będzie. Chłopak kończy 10 lat, no to musi wiedzieć jak się teraz gra, bo się śmiać w szkole będą.
13 grudnia o godz. 15:49 57700
1. Proste nie znaczy prostackie.
2. Zaburzenia hormonalne leczymy w lokalu obok.
13 grudnia o godz. 16:51 57703
Gadaj Ziom normalnie, a nie jakbyś nagle w Europę Łuniwersalis poprzycinał. Jak czytam, tak pytam. Są cycki czy nie, kurza twarz? Bo pomyślę, że hormonalne może leczycie obok, ale nerwowe tutaj.
13 grudnia o godz. 17:05 57704
@bioforger
Mam wrażenie, że ta dyskusja nie będze już kontynuowana.
JMD
13 grudnia o godz. 17:47 57707
Ło Jezu, ale się wrażliwce znalazły. A kosić Ruskich setkami to co? A rozpierduchę w grze robić to co? A jak się o piękne acz wydatne kształty kobiece pytam, to uj, uj? Nie weźmiecie na klatę? Przaśnie a z ironią, to już nie pogdasz? Ludzie! Czego chcieć więcej?
13 grudnia o godz. 20:51 57715
A co niemiło się zrobiło do jakich cech odbiorcy jest skierowana ta recenzja? Myślałem, że duma autora rozpiera, że w końcu trafił na godnego czytelnika. Do gnojka w dorosłym jest tarfić całkiem łatwo. Gorzej zrozumieć, jakie to ma konsekwencje.
14 grudnia o godz. 9:54 57744
@ bioforger
1. Przypomnę tylko: PEGI 18+
2. Każdy dorosły robi ze swoim wewnętrznym gnojkiem co uważa za stosowne. I tak długo, jak poruszamy się w zakresie czynów nie opisywanych w kodeksie karnym, szanownemu panu polecam nos w sos, a nogi w pierogi.
14 grudnia o godz. 11:08 57747
Ale jak się wewnętrzego gnojka nie trzyma w sosie własnym i pierogach, tylko wystawia na świat zewnętrzny, na portlau „o grach z kulturą”, którego bynajmniej nie czytają tylko 18+, to można chyba go ocenić i ostrzec innych, nieprawdaż? To też oceniam i ostrzegam. To pod pragraf jeszcze nie podchodzi.
14 grudnia o godz. 11:26 57748
Szczęście całe, że Pan nad dzieciątek wychowaniem czuwa.
Z dedykacją z klasyka Reja ustęp przesyłam:
„Potym, gdy już dzieciątko podroście, iż mu się już zmysły i przyrodzenie lepiej stanowić będzie, starajże mu się pilno o jakiego cnotliwego, statecznego, trzeźwego a pomiernego preceptora, aby nauki słuszne i obyczajnie poczciwe mógł z niego brać i obaczać. A nalepiej go doma do czasu pochować, bo wżdy i rodziców, i preceptora po trosze się przestrzegać będzie, i lepszy wczas w swym młodym wychowaniu mieć może, i wżdy z onymi sprośnymi chłopięty szkolnymi pospołu róść nie będzie, i ich obyczajów sobie do młodej głowy nie nabije.”
14 grudnia o godz. 12:17 57749
Ależ podpowiadam, że aby bronić zaciekle tego gnojka naszego powszedniego, nie trzeba sięgać aż do mądrości XVI wieku. Tu i teraz jest tego wystarczająco. Wystarczy zagrać, co nie?
15 grudnia o godz. 13:05 57813
Gra wygląda bardzo efektownie. Ale pewnie na tym koniec…