Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

15.12.2010
środa

„Król Artur” – recenzja gry

15 grudnia 2010, środa,

Trudno rządzić Brytanią

„Król Artur”, nowa produkcja węgierskiego studia Neocore Games, korzysta ze sprawdzonego już chwytu, który najlepiej wypadł w serii „Total War”, czyli łączy RTS (bitwy) ze strategią turową (mapa kampanii). Pomysł ten był świeży przed 10 laty, kiedy ukazał się „Shogun”. Szczęśliwie „Król Artur” to coś więcej niż – a tego można by się było spodziewać – „Medieval 2” z dodatkiem fantastyki. Bardzo dobrym pomysłem (znanym do tej pory raczej ze strategii turowych, lecz stosunkowo rzadko wykorzystywanym) okazało się wprowadzenie elementów RPG. Dzięki temu rozgrywka na mapie kampanii nie ogranicza się tylko do ekonomii (bardzo tu uproszczonej) i przesuwania naszych wojsk, a gracze trafiają na pozycję, która próbuje powiązać „Heroes of Might & Magic” z serią „Total War”. Dzięki temu powstała hybryda, która co prawda upraszcza nieco rozwiązania znane z obu cykli, ale i tak należy ją uznać za całkiem udaną.

Gra programistów z Neocore bazuje na jednej z najpopularniejszych średniowiecznych legend, znanej przede wszystkim z utworów Gotfryda z Monmouth i – chyba najbardziej popularnego średniowiecznego autora romansów rycerskich – Chrétiena de Troyes, a dziś kojarzonej przede wszystkim z bajkami w rodzaju disneyowskiego „Merlina” i z wysokobudżetową produkcją – niestety, mimo Clive’a Owena i Kiery Knightly, fatalną – w reżyserii Antoine’a Fuque’a. Legendy arturiańskie zostały w „Królu Arturze” potraktowane dość wiernie, co w wypadku strategii zaskakuje. Mamy tu i Okrągły Stół z jego rycerzami, i Merlina, i zamek Tintangel, i Panią Jeziora, i rzymskie Viroconium, które – jeśli zdołamy je odbić – staje się naszą twierdzą, słynnym Camelot. Fabuła – ładnie przeprowadzona narracja pozwoli zapoznać się z „prawdziwą” historią króla Artura – jest jedną z największych zalet gry. Zaczynamy z Sir Kayem i niewielkim oddziałem. Później z wolna kompletujemy Okrągły Stół (pierwszym naszym towarzyszem może zostać Król Marek, jeden z bohaterów arturiańskich legend, władca Kornwalii, znany przede wszystkim ze słynnego romansu rycerskiego „Tristan i Izolda”). Naszym celem jest zjednoczenie Wielkiej Brytanii pod berłem Artura.

 

Twórcom gry nie zabrakło ciekawych pomysłów. Jednym z nich jest umieszczenie na polu bitwy punktów strategicznych. Ich zdobycie sprawia, że nasze jednostki lub dowódcy otrzymują premie. Niestety, z tego powodu cierpi mocno sama rozgrywka: bitwy stają się dość bezładne i często najważniejsze jest opanowanie wspomnianych punktów, a strategiczne zdolności nie mają większego znaczenia i możemy się ograniczyć właściwie do rzucenia wszystkich swoich oddziałów na wroga (lub spróbować opanować wszystkie punkty strategiczne, co również gwarantuje zwycięstwo). Subtelne kombinacje – znane np. z „Medieval 2” – nie wchodzą tutaj w grę. Inną wadą – i zarazem zaletą – jest wysoki poziom trudności. O ile same bitwy wygrywać można na poziomie normalnym bez trudu, o tyle opanowywanie kraju wymaga dużego wysiłku i wielokrotnego – przynajmniej tak było w moim wypadku – wczytywania zapisanych gier. Nigdy nie wiadomo, czy zwycięska bitwa nam się opłaci, czy warto zrealizować któreś z „nieobowiązkowych” zadań (losowych misji jest tu bardzo dużo!) i czy nie lepiej zaczekać na zgromadzenie większej ilości sił. To ostatnie także nie jest proste. Rekrutacja odbywa się bowiem powoli, do tego można ją przeprowadzać jedynie w twierdzach (wyklucza to szybkie przemieszczanie sił, wyklucza także łatwą rozgrywkę) i kosztuje ona dużo, podobnie jak utrzymanie wojsk. Inną wadą jest niemożność wspierania armii. Jeśli w „Total War” dwa oddziały znajdą się blisko siebie na mapie, to oba mogą uczestniczyć w bitwie. Tu, niestety, jest inaczej (co kosztowało mnie zresztą kilka porażek).

Dobrze rozwiązano za to system turowy – rozgrywka toczy się zgodnie z porami roku, te jednak różnią się od siebie. Latem nasze oddziały przemieszczają się najszybciej. Jeśli zaś zima zastanie je w otwartym terenie, muszą rozbić obóz. Również zimą przydzielamy naszym bohaterom i jednostkom punkty, zdobyte podczas bitew. Doświadczenie w wypadku tych pierwszych owocuje nowymi umiejętnościami magicznymi i rozwojem cech, wśród których znajdziemy m.in. dowodzenie, rządy (ważne przy przyznawaniu bohaterowi prowincji, wysoki współczynnik pozwala czerpać większe zyski) i poszukiwanie przygód, które jest niezwykle istotne, kiedy zamierzamy rozwiązać któreś ze stojących przed nami zadań. Wysoki poziom poszukiwania przygód pozwoli bowiem uniknąć – przynajmniej czasem – niepotrzebnej bitwy lub wydania fortuny na okup. To właśnie wspomniane misje i ich dialogowość, dzięki której możemy wybrać różne rozwiązania (cały czas oscylujemy tutaj między starą wiarą i chrześcijaństwem, a także wybieramy między sprawiedliwością a tyranią), sprawiają, że od gry trudno się oderwać.

Sam król Artur przypomina zaś – mam na myśli jedną z grafik, które przewijają się podczas rozgrywki – Wiedźmina, w wersji CD Projektu. Ale to oczywiście tylko skojarzenie. W całości produkcja Neocore prezentuje się bardzo dobrze. Mapa strategiczna utrzymana została w nieco baśniowym klimacie (a la „Majesty”), ale już ekran bitwy bardziej przywodzi na myśl serię „Total War”. Problemem może być jedynie czytelność – podczas bitwy, szczególnie gdy toczy się ona w lesie, niewiele zobaczymy.

Oczekiwanie na drugą odsłonę „Shoguna” umilić sobie grą w „Króla Artura” warto. Wysoki poziom trudności, wielość losowych misji, długość rozgrywki i przyjemna oprawa graficzna czynią z produkcji studia Neocore całkiem niezłą przystawkę przed marcową premierą. Tym bardziej, że możemy tutaj spróbować kilku ścieżek – zostać tyranem i obrońcą starej wiary, sprawiedliwym chrześcijaninem, etc. – i każda z nich smakuje nieco inaczej, zarazem wydłużając naszą przygodę o wiele godzin. Gdyby tylko udało się twórcom uniknąć paru poważnych błędów, mielibyśmy do czynienia z poważną konkurencją dla serii „Total War”. Szkoda, ale to i tak jedna z ciekawszych strategii w tym roku.

Krzysztof Cieślik

Ocena: 70%

0% 100%

Zalety: wysoki poziom trudności, dobry pomysł, czyli połączenie RTS i strategii turowej z RPG, a także splot fantasy i duża ilość losowych misji, dobra fabuła, ładna oprawa graficzna i bardzo przyjemna ścieżka dźwiękowa.

Wady: wysoki poziom trudności, bitwy (zero strategii i – mimo całkiem ładnej grafiki – nieczytelne), nie wiadomo do kogo skierowana: fanów strategii bitwy mogą szybko zniechęcić, zaś fanów RPG, ze względu na stosunkowo niewiele elementów tego gatunku, ?Król Artur? nie zdobędzie.

Dla rodzicówGra otrzymała klasyfikację PEGI 12+. Krwi nie oglądamy, choć w bitwach giną setki jednostek.

Minimalne wymagania sprzętowe gry Król Artur: Procesor AMD X2 5000+ lub Intel Core2DUO 6420, 1,5 GB pamięci RAM, karta grafiki z 512 MB RAM.

„Król Artur”, gra strategiczna, od 12 lat (Pegi 12+). Producent: Neocore Games; polski wydawca: CD Projekt; cena: około 80 zł.

Polecamy także:

„Sid Meier’s Civilization V” – recenzja gry

„Napoleon: Total War” – recenzja gry

„Empire: Total War” – recenzja gry    

 

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 1

Dodaj komentarz »
  1. Pozwole sobie sie nie zgodzic odnosnie strategii podczas bitwy, ponieważ to jedna z niewielu gier gdzie strategia odgrywa duzo role i wyslanie jednostek „na pale do przodu” zazwyczaj konczy sie tragicznie, zwlaszcza na poziomie hard. Bitwy wymagaja przemyslenia nawet kiedy walczymy ze slabszym wrogiem, bo moze okazac sie ze stosunek z zysków do strat wyjdzie niekorzystnie. Nie chce jakos bardzo gloryfikowac Króla Artura, ale prosze pokazac mi inna strategie w której komputer potrafi pokonac nas albo zadac powazne straty posiadajac slabsza armie.
    Oczywiscie zgodze sie co do czytelnosci oznakowania jednostek, zwlaszcza w lesie, ale bez przesady to jest las( może powinien znikac a mozę nie) a nie pole 🙂
    Pozdrawiam

css.php