Wielu graczy czekało na 27 lipca 2010 r. Bo jak tu nie czekać na premierę kontynuacji gry, której popularność nie spada od 12 lat?
Dziś jeszcze wspominam godziny spędzone przy komputerze w akademiku zamiast na wykładach. Epicką kosmiczną opowieść o Jimie Raynorze, Sarze Kerrigan, Protosach i Zergach. Kojarzę jeszcze strategie grania w trybie jednoosobowym („zbuduj 3 eskadry po 8 najmocniejszych jednostek latających i wyślij je na bazę przeciwnika” działało prawie zawsze) i wieloosobowym (powstrzymaj przeciwnika zanim rozbuduje się na tyle, żeby ci zaszkodzić). Pamiętam, jak wówczas-jeszcze-nie-żona budząc się rano mówiła, że przez godziny spędzone w StarCrafcie śnią jej się zergowe „latadełka”. No i jaki straszny łomot dostałem zalogowawszy się do ówczesnego Battle.neta. Gdy piszę te słowa, teraz-już-żona akurat zainstalowała sobie tego oryginalnego StarCrafta i klika coś w menu. Teść, który właśnie zadzwonił mówi: „O! Słyszę StarCraft!” Tę grę po prostu się pamięta i nie trzeba do tego być Koreańczykiem 🙂
Nic dziwnego, że my – gracze – czekaliśmy „dwójki” jak kania dżdżu. „Hype’u” nie studziły nawet pojawiające się co chwilę smutne informacje, jak ta, że nie da się bawić w sieci lokalnej; że nawet do trybu pojedynczego trzeba być online; że gra nawet w Polsce będzie kosztować blisko 200 złotych; że będzie żenująco źle spolszczona i w końcu że będzie zawierać tylko jedną kampanię – Terran…
W końcu nadszedł dzień premiery, można było grę odebrać ze sklepu / ściągnąć z sieci, zainstalować i aktywować. I pobrać pierwsze łatki (o tempora, o mores). I jak „StarCraft II” wygląda w oczach weterana „jedynki”? Jak, wiecie, tego… ŁAŁ. Opisując swoje wrażenia skupię się na trybie jednoosobowym, bo tylko tego zdążyłem przez pierwsze kilka godzin zabawy zasmakować. A tryb jednoosobowy to…
Klimat! Klimat jest niesamowity i wzbudza zachwyt od pierwszych minut. Grafika jest śliczna, muzyka jeszcze śliczniejsza – ale ich rolą jest przede wszystkim budowanie nastroju, a nie bezmyślne walenie po oczach efektownymi bajerami.
Przede wszystkim bardzo rozbudowana została warstwa fabularna – do tego stopnia, że tak naprawdę nie wiadomo, czy jest ona przerywnikiem właściwej gry RTS-owej, czy raczej to taktyczno-strategiczno-zręcznościowe klikanie jednostek jest przerywnikiem epickiej opowieści, w której Jim Raynor snuje się po statku, rozmawia z towarzyszami podróży lub sączy jakiegoś sikacza oglądając newsy i słuchając klimatycznej muzyki. Weterani antycznego już „Wing Commandera” pewnie nawet uronią łezkę na widok stojącego w kantynie automatu do gry typu „arcade”. Ja w każdym razie się wzruszyłem.
Szkoda, że ten wyśmienity nastrój trochę burzy haniebne spolszczenie, pełne głupich kalek językowych („Kerrigan (…) zaszyła się w złowieszczym milczeniu”) a nieraz rażących rozbieżności między tym, co jest w podpisach, a co jest czytane przez aktorów – już cieszę się na myśl, że będę mógł ściągnąć sobie z sieci klienta angielskiego. Tym bardziej, że żal mi tych smaczków-nawiązań, z których słynie Blizzard. Niestety, w stosunku do pięknie spolszczonego „Warcrafta 3” w SC2 mamy do czynienia z przykrym w odbiorze regresem.
A w samej grze? Przeszedłem dopiero jakieś 8 misji i początkowo miałem pewne wrażenie chaosu w tym, co się dzieje na ekranie, ale powoli zaczynam się orientować. Jest… bardzo podobnie do jedynki, tylko ładniej. Trochę nowych jednostek, trochę motywów znanych ze wspomnianego „Warcrafta 3” (np. najemnicy), ale ogólne zasady się nie zmieniły. Nawet głupie zachowania jednostek pozostały głupie – np. zaczynają strzelać we wroga od razu po wejściu w zasięg strzału, nie przejmując się tym, że blokują drogę jednostkom będącym z tyłu. Cóż – taki urok gatunku.
Misje są za to zdecydowanie bardziej zróżnicowane – w zasadzie nie trafiłem jeszcze na taką stereotypową „ty masz bazę, przeciwnik ma bazę, weź mu ją zburz”. Dużą zaletą są autosave’y w krytycznych momentach misji – oszczędzają zdenerwowania, gdy coś pójdzie wybitnie nie po naszej myśli. Niestety, nie zawsze można na nich polegać: jak wspomniałem, program wymaga ciągłego podłączenia do Battle.Net. W momencie, gdy takie połączenie „padnie” (a to się na razie zdarza, bo serwery w dzień po premierze są momentami przeciążone, a i my przecież możemy na chwilę utracić np. zasięg WiFi), już nagrane autosave’y mają skłonność do znikania. Prawdę powiedziawszy warto wtedy po prostu zrestartować grę, bo połączenie samo nie wróci i system nie będzie uznawał tzw. „osiągnięć”, o czym przekonałem się na własnej skórze. Za to, dopóki działa, możemy rozmawiać ze znajomymi, którzy akurat grają w StarCrafta, nawet jeśli też bawią się samodzielnie . Miłe, bo łatwiej się wtedy umówić na wspólną partyjkę. Ale dość psioczenia, niech te drobne techniczne niedogodności nie przesłonią nam świetnego klimatu i innych zalet „StarCrafta II”.
Co napisawszy, zmykam znowu się nim (StarCrafem)nacieszyć. Pooglądać świat zmęczonymi oczami Jima Raynora i posłuchać świetnej muzyki.
Hmmm… Wspomniałem już, że muzyka jest świetna? Bo jest. Czasem żywcem nawiązuje do tej, którą znamy z klasycznego „StarCrafta”, czasem przypomina klimaty pogranicza z serialu „Firefly” bądź kompozycje Johna Carpentera z filmu „Wampiry”. A czasem po prostu w kantynie z szafy grającej poleci „Sweet Home Alabama”. (W tym momencie tv nadawało akurat transmisję ze statku z uchodźcami, „Lynyrd II” – TAK! To są te kochane przeze mnie smaczki w grach Blizzarda).
… A w nocy śniły mi się oddziały space marines próbujące przecisnąć się między blokującymi drogę pojazdami…
Jakub Gwóźdź
30 lipca o godz. 12:23 52347
Uśmiechnąłem się pod nosem, czytając zarzuty odnośnie polonizacji (która faktycznie jest taka sobie), podczas gdy autor w tym samym tekście korzysta ze słowa „epicki” na zasadzie kalki z angielskiego, używa sformułowań typu „trochę haniebne” i nawet nie pofatygował się, żeby poprawnie przeliterować imię Kerrigan. To trochę tak jak opisywać wrażenia z gry na kiepskiej gitarze, znając 3 akordy. Niby coś jest w takim opisie, ale wiarygodność i autorytet piszącego żaden. A przecież to równie ważne jak treść.
30 lipca o godz. 12:41 52349
Literówkę poprawiłem. „Trochę haniebne” – zdanie brzmi „nastrój burzy trochę haniebne spolszczenie”- przecież to coś zupełnie innego. Słowo „epicki” znajduje się w słowniku języka polskiego, i jakoś sobie nie przypominam, żeby przy omawianiu dzieł Homera ktoś nam na studiach zabraniał używania tego wyrazu.
JMD
30 lipca o godz. 13:38 52352
Coś jest albo haniebne, albo nie. Eufemizm jest tutaj bez sensu. Przymiotnik „epicki” w języku polskim raczej nie funkcjonuje samodzielnie (utwór, teatr epicki), a w słownikach jest określany relatywnie, jako „charakterystyczny dla epiki”. W branży gier wszyscy błędnie używają słowa „epicki” ze znaczeniem z angielskiego. Słówko to powinno się tłumaczyć jako dłuższy zwrot, typu „z ogromnym rozmachem, na wielką skalę” (epic campaign, itd.).
30 lipca o godz. 14:00 52353
Słowo „trochę” odnosi się do słowa „burzy”, a nie „haniebne”; „haniebne” aś do słowa „spolszczenie”. Co do „epickiej opowieści”: http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=10510
JMD
30 lipca o godz. 14:13 52354
Aby ukrócić spór, proponuję sformułowanie:
„nastrój burzy trochę haniebne spolszczenie”
zamienić na
„nastrój trochę burzy _nieudane_ spolszczenie”.
Zaznaczam też przy okazji, że wyraz „burzy” jest trzecią osobą czasownika „burzyć”, a nie dopełniaczem rzeczownika „burza”.
Być może na początku tekstu powinna znaleźć się informacja, że są to pierwsze wrażenia krytykanta-entuzjasty i wtedy te nieco emocjonalne, przaśno-wulgarne epitety (np. „epicki”) byłyby jakoś wybaczalne? 🙂
Co do Kerrigan – wiem, co mnie zmyliło, ale i tak nie tłumaczy to mojego _haniebnego_ błędu 🙂
pozdrawiam serdecznie
30 lipca o godz. 14:15 52355
Chętnie za to poznałbym opinię Dra Judyma odnośnie samej gry? Podoba się? Nie podoba się? 🙂
30 lipca o godz. 14:31 52356
„burzy spolszczenie trochę haniebny nastrój”
JMD
30 lipca o godz. 14:42 52357
JMD – w takim razie zdanie z „haniebne” jest źle sformułowane, niepotrzebna inwersja („burzy trochę” zamiast „trochę burzy”) negatywnie wpływa na czytelność. Odwołanie do poradni tylko popiera moje argumenty – „epicki” jako pełen rozmachu to jest właśnie kalka z angielskiego, tak samo jak mówienie np. „dokładnie” (kalka „exactly”) zamiast „zgadza się”, co już się niestety przyjęło. Nie popieram ususu jako wymówki dla lenistwa językowego 🙂
JG – chętnie bym ci odpowiedział, ale wpadłem ostatnio do Empiku i zobaczyłem cenę 199,90 zł. Nie powiem, ładne opakowanie, ale poligrafia nie kosztowała chyba aż tyle? 😉 Damian na Fantasmagierii pewnie coś powie w przyszłym tygodniu, a ja poczekam jeszcze z tydzień, dwa i sprowadzę sobie wersję z UK, która powinna być nieco tańsza (już na ten moment kosztuje 35 Ł).
30 lipca o godz. 14:51 52358
Tak, szyk powinien być bardziej czytelny – poprawiłem.
„Odwołanie do poradni tylko popiera moje argumenty” – zapewne szczególnie to zdanie:
„O filmie możemy natomiast powiedzieć, że był epicki, lecz nie wtedy, gdy się nam podobał, lecz wówczas, kiedy jego dominantę stanowił pełen rozmachu i złożony narracyjnie obraz ukazywanej na ekranie rzeczywistości”
JMD
30 lipca o godz. 15:05 52359
JMD – dokładnie to, co cytujesz, jest kalką znaczenia angielskiego. Ale nawet jeśliby przyjąć, że to jest poprawne, to nie stosuje się do SC2 z jednego prostego powodu – narracja w tej grze (jak i w większości gier) jest prosta 🙂 Powiedzmy, że pełne rozmachu są filmiki przerywnikowe, a i to tylko momentami.
30 lipca o godz. 15:14 52361
No to proponowałbym jeszcze poprawić „tą grę” na „tę grę” i można będzie uznać, że autor ma moralne prawo do narzekania na nieudane spolszczenie ;->
30 lipca o godz. 15:33 52362
190PLN tylko wydaje się wielką kwotą (nawiasem mówiąc w sklepach internetowych można kupić sam klucz za mniej niż 150 PLN).
Ale to jest drogo tylko dla Polaków (na zachodzie to przecież w miarę normalna cena za grę) i tylko dla pecetowców – nowości konsolowe przecież normalnie kosztują w okolicach dwóch stów.
Mnie tylko drażni trochę narzekanie, że ojej, to tylko 1/3 gry, bo jedynie kampania ludzi. A nikt nie zwraca uwagi, że:
a) w „singlu” misji jest 29, w normalnej grze, bez spinania się, zajmuje to znacznie więcej czasu niż pierwszy StarCraft. Mam już za sobą jakieś 20h i nie widzę końca kampanii.
b) w „multi” można grać oczywiście wszystkimi trzema rasami
c) EDYTOR! Edytor map robi z SC2 prawdziwą platformę do robienia nowych _gier_. Polecam prezentację sprzed roku, sprzed bety: http://www.youtube.com/watch?v=joNPrnY4K_4 – jeśli tam można było robić takie rzeczy, to jakie będzie można robić w pełnej wersji?
30 lipca o godz. 18:27 52366
@Dr Judym
Słusznie, każdy przcież wie, że Starcraft to prosta historia w skromnych dekoracjach – taka opowieść o miłości wiejskiego chłopaka do miastowej dziewczyny.
Uznaję się za zwyciężonego.
JMD
30 lipca o godz. 19:28 52370
@Szymon
I „Battle.neta” -> „Battle.Netu” (ew. „Battle.Net”). Tru, tru.
@kalki językowe
A jak znajdujecie „ekskluzywne wywiady”?
30 lipca o godz. 21:52 52371
Zmieniając temat – jeszcze wczoraj Starcraft miał na metacritic rekord serwisu – 98 punktów. Dzis „tylko” 96 – tyle, ile Orange Box. Sytuacja jest dynamiczna.
JMD
31 lipca o godz. 7:58 52381
Może na początku oceniają entuzjaści, a potem ludzie, którzy patrzą na grę krytyczniejszym okiem?
Z drugiej strony wydaje mi się, że ta gra jeszcze zyskuje po bliższym poznaniu. Nawet ze mnie już opadła „wściekłość” i jestem skłonny przyznać, że spolszczenie wcale nie jest „haniebne” (co – zgodnie z tytułem – było pierwszym wrażeniem), a co najwyżej „pełne zgrzytów”.
Oczywiście o popularności gry, przychodach z niej i całościowym sukcesie zadecyduje multiplayer, a nie recenzje (zazwyczaj z trybu single na poziomie łatwym, byle szybciej przejść). Metacritic ani tutaj nie pomoże, ani nie zaszkodzi.
W tej chwili jest 97 🙂
31 lipca o godz. 12:38 52387
@Jakub Gwóźdź
Protestuję! Psi obowiązek recenzenta przejśc grę pierwszy raz na średnim, dopiero potem eksperymenty! Easy ustawiam tylko w celu szybkiego pozyskania screenów. Poza tym, czyżby autor sugerował, że recenzenci mogą być nierzetelni? No może w Polsce, ale na pewno nie na metacritic 😉 (wężykiem, wężykiem)
JMD
31 lipca o godz. 15:05 52388
Ja nic nie sugeruję, ale czy prawdą jest, że w serwisie Destructoid ocena 4/10 („below average”) jest przyznawana grom, które są zbyt trudne, aby można je zarekomendować? 🙂
BTW Pisałem już o tym, że gra zyskuje po bliższym poznaniu? (chodzi mi o proces poznawania, nie o miasto Poznań 🙂 )
Właśnie zaczynam dochodzić do wniosku, że będę musiał odszczekać swoje zarzuty do spolszczenia. W pewnym momencie Tychus mówi coś w stylu: „nie ma takiej choroby, której nie wyleczy umieszczenie w ogniu na trzy zdrowaśki”. Ktoś pamięta, jak to brzmiało w „Janko Muzykancie”? 🙂
31 lipca o godz. 21:52 52397
ehhh…. w „Antku” oczywiście. Nie mój dzień widać – ale sprawdziłem, faktycznie były trzy zdrowaśki.
4 sierpnia o godz. 10:12 52476
To, miłe, że wrzucono jakieś polskie nawiązania, ale jak dla mnie nie usprawiedliwia pozostałych koszmarków tłumaczeniowych wskazujących że robili to ludzie kompetentni inaczej.
„Nie popełniajcie błędów, nadchodzi wojna” – tak przetłumaczono zdanie „Make no mistake, the war is coming”.
4 sierpnia o godz. 12:59 52480
To znowu ja, przepraszam za post pod postem. W temacie mojego ulubionego koszmarka tłumaczeniowego, czyli zdania „Kerrigan ze swoimi Zergami zaszyła się w złowieszczym milczeniu”, to dla ciekawskich oryginał brzmi tak:
„Kerrigan and the Zerg have remained ominously silent” – nie stwierdzono jakiegokolwiek słowa wskazującego na „zaszywanie się”. Tłumacz chciał żeby było „literacko”, wyszło jak zwykle (grafomańsko i nie po polsku).
4 sierpnia o godz. 17:34 52486
Ale po co męczyć się z polską wersją skoro w godzinę można ściągnąć wersję angielską i grać na polskim kluczu?
I oczywiście cena to 145-150 złotych, jak się kupuje tylko serial (np. keye.pl). Pudełka to przeżytek…
5 sierpnia o godz. 12:00 52505
@Baron
Ale ja jestem niepoprawnym gadżeciarzem i chciałem kolekcjonerkę 🙂
Chociaż oczywiście klucz dla żony kupiłem już w keye.
Aha – mam problem z pisaniem „Zerg”, „Protoss”, „Terran”. Wielka, czy mała litera?
W oryginale jest „(the) Zerg”, „(the) Protoss”, „(the) Terran”, „(the) Xel’Naga”. W tłumaczeniu „zergi”, „protosi” (jedno „s”), „terranie”, „Xel’Naga”. Co jest o tyle trudne do rozstrzygnięcia, że ciężko powiedzieć, czy są to nazwy gatunków (z małej), ras (z wielkiej) czy własne (też z wielkiej).
Discuss.
BTW, tłumaczenie robiło studio wydzielone z CDProjektu…
6 sierpnia o godz. 20:01 52539
Moje komentarze w tym wątku wpadają w czarną dziurę. Szkoda.
6 sierpnia o godz. 20:07 52541
@Simplex
Jest jakiś problem techniczny?
JMD
19 sierpnia o godz. 8:12 52980
Przepraszam, ze dopiero teraz odpowiadam. Problem techniczny polega na tym, ze jak wysle posta zawierajacego jakis link do strony www, to nigdy nie pojawia sie on pod artykulem. Wyslalem kilka takich postow pod tym artykulem miedzy 5 a 6 sierpnia i zaden sie nie ukazal. Wczesniej tez kilka razy pod innymi artykulami probowalem wysylac posty z linkami i zaden nie przeszedl.
Pisalem o tym problemie juz w maju pod artykułem „Imperium LucasArts: historia firmy, która fanom się nie kłania” – dostalem tam odpowiedź od Pana o treści: „Chyba już wiem, w czym problem. Bardzo dziękuję za informacje. Będziemy pracować nad poprawką.”
Zadnej poprawy jak na razie nie zaobserwowałem 😉
9 maja o godz. 13:02 1013446
Podoba mi się i to bardzo. Sama przyjemność 🙂