Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

28.07.2010
środa

„Alien Swarm” – recenzja gry

28 lipca 2010, środa,

TYDZIEŃ WAKACJI NA PLANECIE OBCYCH

20 lipca 2010
Dzisiaj szef jednego z serwisów o grach komputerowych pyta mnie, czy nie przyjrzałbym się małej, świeżej grze: „Alien Swarm”, która dopiero co miała swoją premierę. Odpowiadam: „czemu nie?” i zgodnie z najlepszymi tradycjami prokrastynacji myślę: „dwa tygodnie deadline’u to kupa czasu, wezmę się za to jutro”.

Gdy jednak wieczorem zasiadam do komputera, żeby jak co dzień rozegrać ze znajomymi partyjkę „Left 4 Dead”, okazuje się, że nagle nikt nie jest zainteresowany. Wszyscy albo dopiero ściągają „Alien Swarm”, albo już grają. Patrzę wśród kumpli, z którymi grywam w „Battlefield: Bad Company 2” – też nie mogą pograć, „bo im się właśnie nowy świetny darmowy co-op ściąga”. Nie mając specjalnie wyjścia sam rozpoczynam pobieranie 2GB i wkrótce uruchamiam grę.

Screen z gry Alien Swarm

Rozpoczynam „praktykę offline” i muszę zdecydować, którą z ośmiu postaci chcę grać. Mogę wybrać  z czterech klas: oficer, który poprawia osiągi pozostałych graczy; technik (najważniejsza postać w grze), który otwiera drzwi i włamuje się do terminali; gość od broni ciężkiej i medyk, który – niespodzianka, niespodzianka – leczy. Tak naprawdę kilka dni później w bolesny sposób dowiem się, że to jednak właśnie sanitariusz jest najważniejszy w grze – ale nie uprzedzajmy faktów.

Sterowanie wygląda banalnie – WSAD służy do poruszania postacią, która celuje i strzela tam, gdzie wskazuje kursor myszki, a wszystko, co banalne nie jest (czyli między innymi różne typy uzbrojenia) na razie ignoruję. Bardzo podoba mi się klimat gry – radosna rozwalanie alienów w stylu „Obcy – decydujące starcie”, włącznie z działkami strażniczymi, jajami obcych i „facehuggerami”, które przyssawszy  się do twarzy niejednokrotnie powodują zgon naszej postaci. Będąc jednym z tych facetów, którzy w młodości zachwycali się szeregową Jenette Vasquez krzyczącą „Let’s rock!!!” po prostu wiem, że będę się dobrze bawić.
Szybko okazuje się, że gra offline jest prosta i zrozumiałem już, co było do zrozumienia – podłączam się zatem do gry sieciowej.

 

Tryb online wykorzystuje rozwiązania znane z obydwu „Left 4 Dead” –  przyzwoite lobby (nawet trochę poprawione w stosunku do L4D), w którym można wygodnie pogadać, ustalić taktykę, powybierać postaci, uzbrojenie, wymienić parę dowcipów ze współgraczami. Oczywiście nie ma róży bez kolców – pojawiają się również znane z L4D wielominutowe oczekiwania, aż znajdzie się pełna czwórka graczy i będzie można rozpocząć zabawę.

21 lipca 2010
Umawiam się z dwoma kolegami na przejście całej kampanii. W sumie to tylko 7 misji. Wybieram technika, oni wybierają medyka i broń ciężką. Czekamy na czwartego, dobija jakiś tzw. random z Anglii. Po rozpoczęciu gry szybko jesteśmy atakowani dobiegającymi z głośników „SPEAK ENGLISH NOOBS!!!”. Odpowiadam grzecznie, że nas jest trzech i w zasadzie to on też mógłby się języków obcych uczyć, ale ponieważ gość wie, co robi, pokornie przechodzimy na angielski.

Screen z gry Alien Swarm

Gramy. Jako technik ze spawarką jestem odpowiedzialny również za spawanie drzwi, przez które już przeszliśmy – ponieważ obcy wyłażą z kanałów wszędzie, również tam, gdzie już byliśmy, można w ten sposób na jakiś czas powstrzymać ich ataki. Gnamy do przodu pierwsze kilka map, co jakiś czas pomagając sobie działkami strażniczymi, miotaczem ognia czy nawet gaśnicą zdjętą ze ściany. Coraz bardziej się w tej grze zakochuję.

Screen z gry Alien Swarm 

W okolicy trzeciej lub czwartej misji pojawiają się pierwsze problemy, nasz Anglik się zniechęca, ale po chwili na jego miejsce wskakuje jakiś Niemiec, który (chociaż świetnie sobie radzi) co chwilę na zapas przeprasza, jeżeli coś będzie robić nie tak, bo on jest nowy w tej grze. No tak, bo my faktycznie gramy w to od lat… To jest olbrzymia zaleta gier Valve – nawet jeśli ktoś się zniechęci i wyjdzie, system zaraz dorzuci kogoś nowego. W końcu udaje nam się przejść trudną misję i brniemy dalej. Ostatnia misja jest naprawdę wymagająca. Po ósmej porażce i trzecim powiedzeniu sobie „to już ostatni raz, jak się nie uda – koniec na dziś” w końcu dajemy radę. Mission Complete.

22 lipca 2010
Dziś nie gram, zamiast tego przeglądam fora i szukam informacji o samej grze: w 2004 roku grupa modderów wypuściła modyfikację do „Unreal Tournament 2004”. Nastawiona na współpracę strzelanka z „widokiem z góry” osadzona w klimatach filmów o Obcych zachwycała kompletnością konwersji i zdobyła szereg nagród i tytułów (m.in. „Mod of the Year” magazynu GameSpy). Modderzy zostali dostrzeżeni przez Valve Coproration, która zatrudniła ich do przepisania gry na silnik Source. Historia niemal toczka w toczkę podobna do historii „Portalu” – gry, która miała być tylko wisienką na torcie zwanym „The Orange Box”, a okazała się odkryciem roku, przebojem na skalę światową.

Screen z gry Alien Swarm

Czy podobnie będzie z „Alien Swarm”? Zobaczymy – co prawda brakuje rozbudowanej części fabularnej (nie ma odpowiednika GlaDOS, tym bardziej nie ma okrzykniętej NPC-em roku Kostki Towarzyszki), ale przecież „Alien Swarm” nie jest spokojną grą logiczną tylko nastawioną na kooperację efektowną zręcznościówką, i fabuła nie jest w niej najważniejsza. Należy też rzetelnie powiedzieć, że to jest gra a) darmowa i b) z udostępnionymi wszelkimi narzędziami edytorskimi oraz – przede wszystkim – z tak zwanym SDK.

„Alien Swarm” jest bowiem również odpowiedzią Valve na udostępnienie przez Epic Games silnika Unreal Engine 3. Założenie firm produkujących silniki jest takie: dajemy wam za darmo narzędzia, bawcie się, dawajcie upust swojej kreatywności, próbujcie nowych pomysłów. Jak coś z tego wyjdzie to możecie taki produkt udostępniać za darmo, a jak będziecie chcieli na nim zarabiać, to albo was zatrudnimy i wesprzemy w opracowaniu profesjonalnego produktu, albo uzgodnimy wspólnie jakąś formę zapłaty dla nas.

Screen z gry Alien Swarm

Programistów-entuzjastów nie trzeba dwa razy zapraszać – myślę więc, że nowe kampanie i modyfikacje „Alien Swarm” pojawią się w ciągu najbliższych miesięcy. Czy znajdą się w nich ciekawe wątki fabularne, ciężko powiedzieć – sama formuła gry nie daje co prawda zbyt wielu możliwości opowiedzenia historii (ale z drugiej strony, podobną formę ma „Left 4 Dead”, a rzadko spotyka się równie pełnokrwistych bohaterów). Kosmiczni marines coś tam od czasu do czasu bąkną co prawda, ale ginie to w szumie wystrzałów, wybuchów i skrzeku obcych. Wątek fabularny jest też budowany przy pomocy leżących tu i ówdzie PDA z pocztą, którą można przeczytać (na wzór „Dooma 3”), ale nie oszukujmy się – w ferworze nieustającej walki po prostu nie ma na to czasu.

23 lipca 2010
Wykrakałem. Gdy dzisiaj uruchomiam grę, wrzuca mnie do jakiegoś kolesia, który bawi się w modyfikowanie ustawień serwera i wszystkie bronie zadają milionowe obrażenia (również w ogniu przyjacielskim), a drzwi w ogóle nie działają i można przez nie przechodzić jak przez masło. Gra stała się zupełnie niegrywalna – to jest zresztą częsty problem gier na PC – gracz „casualowy” ma ochotę na odrobinę rozrywki i dołącza do losowego serwera, a potem okazuje się, że ten serwer jest „przemodowany” i zasady gry na nim są zupełnie abstrakcyjne (najczęściej fajne tylko dla właściciela serwera). Szybko wychodzę i dołączam do innych graczy. I ta gra rozpada się po kilku misjach.

Screen z gry Alien Swarm

„Alien Swarm” nie jest raczej przygodą dla pojedynczego gracza. Musisz przyprowadzić przyjaciół, bo inaczej więcej czasu spędzisz poszukując odpowiedniego „meczu”, niż grając. Najlepiej oczywiście, jeśli będziecie grać na podobnym poziomie, ale zabawa jest na tyle łatwa, że po kilku misjach każdy zaczyna sobie dobrze radzić. Poza tym – póki co, to tylko jedna kampania, 7 kilku(nasto)minutowych misji, których bez problemu można nauczyć się na pamięć, aby później grać na coraz wyższym poziomie trudności. Niestety, rozgrywka nie jest tak losowa jak w przypadku obydwu „Left 4 Dead”, gdzie – mimo identycznych za każdym razem map – przeciwnicy pojawiają się w różnych miejscach wprowadzając urozmaicenie do gry. W „Alien Swarm” można każdego zdarzenia nauczyć się na pamięć, a później zabawa sprowadza się do pobijania rekordów w czasie przejścia.

Screen z gry Alien Swarm

Jak w każdej grze opartej o tryb kooperacyjny, nasz sukces zależy od tego, jak bardzo „ogarniają” towarzysze. Trafił mi się właśnie koleś, który koniecznie chciał zostać technikiem, ale gra tą postacią wymaga „hackowania” niektórych zamków czy terminali, a to hackowanie to proste minigry – czy to w popularne „rury”, czy takie dziwne „jedynki” jeżdżące w górę i w dół. I tak czekamy, aż sobie poradzi z terminalem, ale krzyczy do mikrofonu, że on tego nie rozumie i nie wie co zrobić – wkrótce kończy nam się amunicja i zalewają nas napływające ciągle hordy obcych. Podobnie dobrze w sytuacji musi się orientować medyk, bo gdy do twarzy przyssie się „facehugger”, tylko on może uratować sytuację. To ja jestem tym medykiem i po tym, jak parę razy nie „ogarnąłem”, daję sobie spokój na dziś.

24 lipca 2010
Oczywiście nawet jako pojedynczy gracz mogę grać z nieznajomymi i dziś już w dziesięć minut system zbiera mi ekipę z całej Europy, w której co prawda jest jeden nowy w grze Rosjanin, ale i tak dajemy radę praktycznie bez zadyszki ukończyć całą kampanię w trybie „hard”. Cieszy to, że „Alien Swarm” jest świeżym tutułem i nie ma w nim jeszcze „hardkorowych wymiataczy”, którzy traktują z góry nowicjuszy. Z przyjemnością z tą samą ekipą zagrałbym później, niestety system społecznościowy Steam jest (mimo swojego wieku) ciągle na tyle niefunkcjonalny, że gdybym dodał ich do znajomych, to pewnie po kilku dniach ani oni, ani ja nie pamiętalibyśmy „kto zacz” i w jakie gry wspólnie graliśmy.

25 lipca 2010
Na zakończenie wypada pewnie powiedzieć co nieco o oprawie audiowizualnej , ale prawdę powiedziawszy nie ma ona większego znaczenia dla samej zabawy. Gra jest przede wszystkim bardzo dynamiczna i bardzo rozrywkowa. Bez wahania polecam ją wszystkim, którzy szukają jakiegoś prostego tytułu, w który można zagrać z kilkoma przyjaciółmi, a po kilku dniach odłożyć. Jeżeli chcesz zagrać samodzielnie, z nieznajomymi z całej Europy, musisz uzbroić się w cierpliwość, bo znalezienie dobrych randomów nie zawsze jest rzeczą prostą – ale oczywiście też wykonalną.

Screen z gry Alien Swarm 

„Alien Swarm” jest ewenementem w świecie gier – głównie dlatego, że jest bardzo dopracowanym, profesjonalnym tytułem wydanym za darmo. Wspomniałem o kilku powodach, dla których Valve zdecydowało się na niepobieranie choćby 1 euro – dodam jeszcze jeden: sama rozgrywka jest zbyt krótka. Odbiorcy mogliby poczuć się zawiedzeni, gdyby musieli za nią zapłacić. A jest to tytuł wypuszczony przez wydawcę, który spotyka się często z agresywną krytyką ze strony klientów za swoją politykę cenową i licencyjną. Politykę, która dyskryminuje graczy europejskich (w sklepie Steam ceny gier są takie same w USD i EUR); nie pozwala „odsprzedać” tytułów, w które już nie gramy; aby grać (nawet jednoosobowo) trzeba być online i wreszcie, jeśli kiedyś Steam padnie i serwery zakończą swoją pracę… już nigdy nie będziemy mogli uruchomić programów, które teraz kupiliśmy.

Screen z gry Alien Swarm 

Valve zdecydowanie więc potrzebuje tyle miłości graczy, ile tylko może zebrać. A ci kochają rzeczy darmowe – zarówno dobre gry jak i wsparcie dla już wydanych tytułów. Dlatego jeszcze kilka lat po wypuszczeniu ?Team Fortress 2″ do którego wciąż są wydawane darmowe rozszerzenia, do „Left 4 Dead” nowe kampanie itp.  Niewykluczone, że co lepsze tworzone przez fanów kampanie będą przez Valve dopieszczane i dopracowywane, a potem udostępniane jako oficjalne darmowe DLC.

Poza tym… czy „Alien Swarm” naprawdę jest darmowy? To jest tzw. co-op – zabawa, do której chcesz zaprosić znajomych. A to znaczy, że musisz ich namówić do zainstalowania Steam na swoich komputerach i do pozakładania kont. Valve dziękuje Ci za znalezienie nowych potencjalnych klientów.  🙂

Jakub Gwóźdź

Ocena: 75%

0% 100%

Zalety: miła oprawa audiowizualna; świetna, niestresująca zabawa; brak rozbudowanej fabuły – co może być plusem, bo zostawia dużo miejsca dla wyobraźni, a jednocześnie nie obraża inteligencji gracza głupimi levelami czy zachowaniem NPCów.

Wady: wymaga cierpliwości w poszukiwaniu współgraczy; zbyt krótka (na razie); brak rozbudowanej fabuły.

Dla rodzicówJuż dla niestrachliwych dwunastolatków; sporadyczne wulgaryzmy w wersji soft

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 14

Dodaj komentarz »
  1. Kostka Towarzyszka to oficjalne tlumaczenie „Companion Cube”? Ja bym tu widział „Sześcian towarzyszący”, ale sie nie znam 😉

    Zgadzam sie ze wszystkimi zarzutami co do steama (brak odsprzedaży, oszukańczy przelicznik walutowy, potencjalny brak dostepu do gier w przypadku bankructwa firmy), ale akurat co do koniecznosci bycia online zeby grac, to nie do konca tak jest. Steam oferuje „offline mode”, nie zawsze on dziala, i nie jest kompatybilny ze wszystkimi steamowymi grami czy narzedziami (podobno nie dziala w Garry’s Mod), ale lepsze to niż nic.

  2. Gra jest swietna, ale ma typowe wady gier co-op (kto gral w L4D ten wie), z przyjaciolmi mozna pograc, ale jak sie nie ma nikogo (a moi znajomi akurat w gry nie graja, a wirtualnych przyjaciol nie chce mi sie szukac) to znalezc dobra ekipe wsrod losowo wybranych osob jest raczej ciezko. Ale nie jest to niemozliwe- ukonczylem wszystkie kampanie na insane z losowymi ludzmi.
    Wada jest tez niewyrownany poziom graczy- nowicjusze notorycznie wchodza na wyzsze poziomy trudnosci psujac zabawe innym (nie umieja hackowac, biegna sami bez wsparcia ala Rambo i szybko gina itp.). Mozna by tu zrobic jakis filtr ktory uniemozliwialby granie niskopoziomowcom na hard czy insane (poziomy leca bardzo szybko, a na normal gra jest naprawde prosta, wiec jak ktos ogarnia to zaden klopot, zaraz moglby grac na insane).
    No i krotka- ale jest sdk, juz sie pojawiaja mapki tworzone przez community.
    Dla mnie ta gra to bomba, niespodzianka roku, tak jak w ubieglym Braid czy Torchlight, tyle ze one nie byly darmowe.

  3. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  4. Matt: gratulacje, ja odpuściłem po zrobieniu hard dwa razy i jednej próbie na insane (wiadomo, SC2 wyszedł)

    A propos Braid i Torchlight: pojawiają się co pewien czas w jakichś promocjach za przysłowiowe orzeszki (rzędu kilku euro), a są jednak nieco dłuższymi opowieściami 🙂

  5. swoją drogą ciekawe jest to jak Valve powoli, ale konsekwentnie realizuje swój plan podbicia rynku gier. Steam pojawia się na pc, na Mac, na ps3, pewnie niedługo na xbox360. Wraz z nim darmowe gry wciągające kolejne osoby do usługi (na zasadzie – na 20 nowych pewnie z 3, 4 osoby coś kupią a my zarobimy). Wraz z tym wszystkim sypie się kasa do Valve, a rynek powoli zaczyna widzieć nowego monopolistę…. 🙂

  6. @czarnaoffca
    Dopóki wydają takie gry, to jestem z nimi. W „segmencie” sprzedaży elektronicznej mają przecież konkurencję – rodakom szczególnie polecam Impulse, w którym przeliczają ceny na złote z dolarów, a nie z euro. Ale wybór mniejszy…
    JMD

  7. @JMD
    ja tam jakoś strasznie też nie narzekam, póki co 🙂
    Szczególnie, że to dzięki nim, jest szansa na to, że pojawi się „strzelanie się crossplatformowe” -> a to dzięki steamworks na ps3.
    Być może możliwe będą pojedynki pad vs klawiatura i mysz w HL2EP3 albo HL3

  8. @czarnaoffca
    Może jestem staroświecki, ale nie wydaje mi się, żeby facet z padem miał w takiej konkurencji wielkie szanse. Szczególnie przy strzelaniu 😉 Ponoć taki eksperyment łączący platformy pc i xbox przeprowadził microsoft, i okazało się, co się okazało…
    JMD

  9. @JMD

    to znaczy, że ja o tym nie wiem, bo w UT3 na ps3 radzę sobie nieźle na serwerach gdzie gra się na myszy i klawiaturze vs pady 😉 (czytaj – jestem w czubie tabeli 😉 )
    a myślę, że w grach typu MW2 czy BC2 szanse „padowców” były by znacznie większe, ze względu na bardziej horyzontalne ułożenie miejsc na mapie 😉
    no ale to zdaje się temat na inną dyskusję;)

  10. w left4dead nie grałem ale grałem w blitzkierg 2 przez internet (taka strategia z II wojny). I tam również trzeba było siedzieć w pokoju gry i czekać na jakiegoś gracza aż wbije. Ale wystarczyło serwer na zwać „POLSKA” lub coś takiego i mamy full po najwyżej minucie czekania 🙂 Ale czsami Polaków nie było i trzeba było czekać niewiadomo ile.

  11. @Pierog
    Ach, Blitzkrieg – piękna gra, szkoda, że już takich RTS-ów nie robią…
    JMD

  12. Witam (ELO) mój nick w Alien Swarm to BlackMesaPolska niekturzy mnie znają (Hakus patyczak I inni) 🙂 LOL

  13. Zapraszam na stronke [www.alien-swarm-pi.cba.pl] poświęconej tej grze Alien Swarm

  14. robert rozwalił roboty

css.php