Analizując gry tak zwanego „głównego nurtu”, najczęściej narzekamy na dwie rzeczy:
Po pierwsze – powtarzalność. Gry już dawno wytworzyły, zgodnie z ewolucyjną logiką, gatunki najlepiej przystosowane do przeżycia (czyli sprzedaży). Co prawda od czasu do czasu ktoś próbuje powołać do życia hybrydę, łączącą dwie lub trzy różne mechaniki, skutek jednak zwykle jest taki, że żadna z nich nie działa jak powinna. Stąd postępująca petryfikacja tak innowacyjnej kiedyś branży. Jeśli gdzieś pojawiają się świeże idee, to tylko wśród producentów niezależnych – im bardziej niezależnych, tym pomysły bardziej szalone. Znalazłem jakiś czas temu przykład takiego pokręconego, genialnego i zupełnie darmowego programu. Skromność formy i przewrotne pomysły, czyli – „Shift„.
(Podobał Wam się „Shift”? To pewnie polubicie też „Shift 2„. A co powiecie na „Shift 3„? Jeszcze większe wyzwanie? No to może „Shift 4„?)
Po drugie – gry stają się coraz łatwiejsze. Nie prostsze, bo świadoma prostota jest cechą szlachetną, ale właśnie łatwiejsze. Poziom trudności, który jeszcze dziesięć lat temu nikogo nie odstraszał, w dzisiejszych produkcjach jest już dla graczy nie do przyjęcia. Powodem jest oczywiście próba ciągłego poszerzania spektrum odbiorców, z zastosowaniem jedynej skutecznej metody, czyli – równania w dół. I znów – cała nadzieja w twórcach niezależnych, którzy powszechnym gustom kłaniać się nie muszą.
„Hippolyta„, bo o niej tu mowa, to przykład takiej bezkompromisowo trudnej gry, wymuszającej na użytkowniku ciągłą uwagę i niewybaczającej nawet najmniejszego (dosłownie) potknięcia. Maksymalnie uproszczona interakcja z programem jest ograniczona do raptem pięciu czynności (każdej odpowiada jeden klawisz), ale ukończenie poziomu wymaga od nas naprawdę sporego wysiłku. Uprzedzając pytania odpowiadam – tak, ostatni, piąty level jest możliwy do ukończenia, szczególnie (tu mała podpowiedź), jeśli nie tylko oglądacie Hippolytę, ale też jej słuchacie. „Hippolyta” to również prawdziwa gratka dla miłośników greckiej mitologii, której w grze znajdziemy więcej, niż w „God of War 3”, a wszystko to, na dokładkę, ozdobione muzyką i „voice-actingiem”, które zawstydzić powinny niejedną produkcję AAA.
Jan M. Długosz
3 kwietnia o godz. 17:14 49647
Naprawdę niezła giera. Choć powinna nazywać się „człowieku nie irytuj się”:)
4 kwietnia o godz. 17:17 49669
@nadrektor
Ale która? Hippolyta? Napina nerwy jak postronki. Ostani raz taki stan osiągnąłem grając w SW Racer 😉 Piękne czasy były…
7 kwietnia o godz. 23:20 49755
Doskonała gra. Dobrze zrównoważone napięcie. Wspaniała oprawa dźwiękowa. Brak bugów klasy A. Czego chcieć więcej? 😀
8 kwietnia o godz. 7:40 49761
@Andre
Jak to czego? Pełnej, czterdziestogodzinnej rozgrywki wydanej na płycie bez DRMu, i koniecznie z pełnym soudtrackiem 😉 Marzenie ściętej głowy…
JMD
8 kwietnia o godz. 9:01 49763
@JMD
„Postronki”, panie Janie, nie „postrąki” 😉 Takie mocne sznury, a nie pozostałości po strąkach 😉
http://www.krzyzowki.info/postronek
A stronka ciekawa, będę tu częściej zaglądał 🙂
8 kwietnia o godz. 9:42 49766
@Grzegorz
Słusznie, przepraszam.
Polska język trudna, holera 😉