Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

9.05.2012
środa

Dwie powieści o graniu serio

9 maja 2012, środa,

„Ni hao” – „jak się masz” po chińsku. W grach MMORPG często ma wydźwięk lekceważący, gdy jest stosowany przez zachodnich graczy wobec „chińskich farmerów złota” (ludzi, których głównym zajęciem jest zbieranie wirtualnej waluty w celu odsprzedaży innym za rzeczywiste pieniądze).
(luźne tłumaczenie z urbandictionary.com)

Gdy w ubiegłym roku na łamach Technopolis prezentowałem twórczość Neala Stephensona , nie wiedziałem jeszcze, że Autor akurat był w trakcie kończenia swojej najnowszej powieści, „Reamde”. Kilka tygodni później w Internecie pojawiły się krótkie informacje na temat tej książki, prezentujące ją jako opowieść o chińskich farmerach wirtualnego złota. Wydawało się, że twórca „Cyklu barokowego” i „Cryptonomiconu” będzie umiał zbudować fantastyczną fabułę dookoła takiego pomysłu, bo przecież złoto! hakerzy! nowoczesne technologie! ekonomia! mmorpg!

Niestety lektura książki okazała się sporym zawodem, bo zamiast tego wszystkiego, dostałem tysiąc stron banalnej opowieści o terrorystach (zwykłych, islamskich, a także szlachetnych, dwuwymiarowych cyber-terrorystach), zaś przedstawiona w książce gra T’Rain wydała się być zupełnie niegrywalną.

W swoim rozczarowaniu byłem chyba jednak w mniejszości, bo recenzje i opinie o „Reamde” były raczej pozytywne – natomiast czytając je trafiłem na rozmowę z Corym Doctorowem, innym pisarzem SF, który też podjął ten sam temat.

Cory Doctorow jest znany nie tylko ze swojej twórczości literackiej, ale również jako zaangażowany działacz na rzecz Creative Commons, wolnego oprogramowania i internetowego społeczeństwa obywatelskiego. W Polsce ukazały się zaledwie dwa jego opowiadania i dwie powieści. Również wspomniana książka o chińskich farmerach – „For The Win” – jest dostępna tylko po angielsku, za to do ściągnięcia za darmo ze strony autora w różnych formatach – do czytania na komputerze, czytniku e-booków czy wręcz komórce.

Fabuła książek Stephensona i Doctorowa wiąże się z grami komputerowymi i w obu przypadkach akcja toczy się w niedalekiej przyszłości – na tyle bliskiej, aby świat był nam współczesny, a jednocześnie na tyle odległej, aby „World of Warcraft” był już dawno zdetronizowanym i zapomnianym królem rynku MMORPG. W książce Stephensona WoW został zastąpiony przez T’Rain – klasyczne fantasy stworzone i zarządzane przez Richarda Forthrasta, najgłówniejszego z kilku głównych bohaterów powieści, zaś u Doctorowa schedę po królu rozdzieliło między siebie kilkanaście gier, z których największe są zarządzane przez spółkę-córkę koncernu Coca Cola.

Fot. Wikipedia

Obydwa tytuły od początku obiecują solidne potraktowanie problemu przenikania się ekonomii świata realnego i wirtualnego. O ile jednak w „For The Win” cała akcja rozgrywa się dookoła machlojek finansowych związanych ze sprzedażą wirtualnych dóbr, a Coca Cola Games kontroluje de facto trzy spośród dwudziestu największych gospodarek świata, to w „Reamde” rola ekonomii jest raczej nieistotnym pretekstem do zawiązania właściwej akcji. Zagadnienia związane z wirtualną gospodarką sprowadzają się do opisu, jak to grający nałogowo w WoW były przemytnik marihuany (wspomniany Richard) doszedł do wniosku, że przemysł związany z „farmieniem golda” generujący kilka miliardów dolarów rocznie zasługuje na coś więcej, niż bycie zwalczanym przez Blizzarda. Stworzył więc własną – przyjazną farmerom – grę, a ta po pewnym czasie wygryzła World of Warcraft z rynku. Po autorze „Cyklu barokowego” należałoby się spodziewać dużo bardziej wnikliwego spojrzenia w problem wirtualnej ekonomii, tymczasem to właśnie Doctorow, a nie Stephenson, wprowadza czytelnika w mroczny świat brokerów, derywat i… prawdziwych pieniędzy, które przecież też są tylko wirtualne, gdyż tak naprawdę są tylko pustymi obietnicami rządów, a ich wartość zależy od zaufania ludzi, którzy się nimi posługują. A jak wygląda aspekt gier komputerowych w obu książkach? Znowu: w „For The Win” niezwykle wiarygodnie, czego niestety nie da się powiedzieć o „Reamde”.

Przyjrzyjmy więc się T’Rainowi, wieloosobowej RPG z powieści Stephensona. Akcja tej mniej-więcej typowej gry fantasy toczy się na jednym serwerze, do którego łączą się miliony graczy, zaś sam świat jest w wielu aspektach niezwykle realistyczny i podlega ciągłym modyfikacjom ze strony uczestników (trochę na wzór Eve Online). Czy taki MMORPG, którego stan zmienia się permanentnie gdy jedna postać (lub grupa) coś zrobi, byłby atrakcyjny? Pewnie dla niewielkiej garstki osób tak, ale większość nawet nałogowych graczy nie siedzi przy komputerach w trybie 24/7, żeby tylko nie przegapić jakiegoś ciekawego wydarzenia. W rzeczywistych grach każdego bossa bijemy nieraz po kilkanaście razy (a gdy producenci otwierają nowy content, często tego samego bossa biją niezależnie setki jak nie tysiące grup), każdą grudkę złota czy innego zasobu wydobywamy z tego samego miejsca po kilkadziesiąt razy itd. Oczywiście to zabija realizm, ale kto chciałby dołączyć do gry w rok po premierze, gdy wszystkie łatwo dostępne żyły złota zostały dawno wyczerpane? A wszystkie raz opowiedziane historie są przeszłością i nie da się do nich wrócić? Taka koncepcja mogłaby się obronić, gdyby potraktować ją jako nowy Second Life, ale nie jako nowy WoW.

A mechanika? W T’Rain nie ma limitu poziomów, gracz może levelować swoją postać bez końca, zaś Richard Forthrast jako szef Corporation 9592, firmy zarządzającej T’Rain, ma postać o rząd wielkości potężniejszą od jakichkolwiek innych, nie mówiąc o unikalnym zestawie czarów z unikalnymi efektami specjalnymi. A tymczasem mnogość poziomów rozwoju postaci to duży problem w MMORPG, bo zbyt duża przepaść w levelach dwóch graczy uniemożliwia im wspólną grę. Albo dla jednego będzie zbyt łatwo, albo dla drugiego zbyt trudno – tak czy inaczej wspólna zabawa nie da im satysfakcji na dłuższą metę. Dlatego właśnie levelowanie jest zajęciem głównie jednoosobowym, zaś poważna rozrywka  w dużych i w miarę stałych grupach zaczyna się w tak zwanym endgame, czyli po osiągnięciu limitu poziomów. Jeśli zaś chodzi o prywatne supermoce postaci wydawcy gry… Pracownicy Blizzarda niejednokrotnie na forach podkreślali, że bawią się w WoW z własnych zwykłych kont, które w żaden, nawet najdrobniejszy sposób nie są faworyzowane przez system. Wściekłość żalących się na niesprawiedliwość graczy, gdyby się okazało inaczej, byłaby nie do opisania. Oczywiście istnieją instytucje Mistrzów Gry, ale nie służą one do zabawy a jedynie do kontrolowania i odpowiedniego smarowania trybików, tak aby zabawa była gładka i przyjemna.

A do tego wszystkiego gracze T’Rain posługują się pięknym angielskim, z ortografią i – uwaga – interpunkcją. Ciężko uwierzyć w taki świat, nieprawdaż?

Tymczasem pozycje, w których spędzają czas bohaterowie Doctorowa, to też głównie „erpegi”, chociaż zdarzają się też symulatory czy gry wojenne. Co jednak zasługuje na uznanie, to dość wiarygodne przedstawienie idei serwerów (czy też shardów), instancji rajdowych, czy nawet ról w grupach. Healer jest nazywany healerem, tank – tankiem, zaś czat „wykształciucha” z graczem przebiega mniej więcej tak:
> Gdzie jesteś? Czy mogę do Ciebie przyjechać? Musimy porozmawiać.
> wlasnie gadamy lol

Takie drobne niuanse dodają powieści autentyzmu, a jednocześnie czytelnik, któremu zdarzyło się spędzić w grach online kilkadziesiąt tysięcy godzin czuje, że w pewnym sensie jest to opowieść również o nim i tym lepiej rozumie sytuację bohaterów książki.

Chińscy górnicy złota w Kalifornii, połowa XIX w. Ilustracja: Wikipedia

Oczywiście akcja obu powieści toczy się przede wszystkim w realu, ale nawet tutaj Doctorow wygrywa ze Stephensonem – bo o ile ponad tysiącstronicowa cegła, jaką jest „Reamde” aż kipi od nieprawdopodobnych pościgów, ucieczek i strzelanin, to o dwie trzecie krótsza „For The Win” jest piękną opowieścią o przyjaźni, pieniądzach i graczach. Doctorow też nie stroni od przemocy, ale zamiast z pietyzmem opisywać niuanse kabury pistoletu Makarowa (jak robi to Stephenson), przedstawia brutalną siłę jako rozwiązanie stosowane przez ludzi złych albo głupich.

Tam, gdzie „Reamde” dość bezrefleksyjnie opisuje życie chińskich farmerów wirtualnego złota, „For The Win” barwnie przedstawia czytelnikowi Indie i Chiny – świat, w którym nie istnieje pojęcie praw człowieka, pracownicy są haniebnie wykorzystywani przez swoich przełożonych, a próby zawiązania związków zawodowych (czy chociażby uniezależnienia od szefów) kończą się ciężkimi pobiciami i morderstwami dokonywanymi przez najemnych zbirów i policję. A tam, gdzie Stephenson przedstawia Corporation 9592 jako wymarzone miejsce pracy, Cory Doctorow zwraca uwagę, jak nas, zwykłych konsumentów robią w konia wydawcy gier konstruujący umowy licencyjne w sposób, który w praktyce uniemożliwia takie uruchomienie gry, aby nie złamać jakiegoś punktu regulaminu, albo zezwalający wydawcy w każdej chwili zaprzestania świadczenia usług konkretnym osobom na zasadzie „bo tak”. No bo ile procent nas czyta te wszystkie EULA i TOS-y, które się wyświetlają w trakcie instalacji? Zwłaszcza dzisiaj, w czasach rosnącego w siłę EA i jego platformy Origin, jest to bardzo ważne ostrzeżenie.

Podsumowując, o ile najnowsza powieść autora „Cryptonomiconu’ i „Zamieci” okazała się rozczarowaniem, to z pełną odpowiedzialnością mogę polecić książkę Doctorowa, zwłaszcza młodszym czytelnikom znającym angielski. „Reamde” jest napakowaną akcją powieścią sensacyjną, w której gra komputerowa pełni rolę pretekstu do zawiązania akcji. „For The Win” dla odmiany jest opowieścią uczącą szacunku dla graczy, również tych pogardzanych chińskich farmerów i pokazuje coraz istotniejsze relacje między rzeczywistością a grami komputerowymi, między jawą, a tym co zwykliśmy traktować jak sen, a już dawno snem nie jest.

Jakub Gwóźdź

„Reamde” – Neal Stephenson, wyd. Atlantic Books, 2011, http://www.nealstephenson.com/reamde/ (~10 funtów brytyjskich na amazon.co.uk)
„For The Win” – Cory Doctorow, wyd. Tor Teen, 2010, http://craphound.com/ftw/ (za darmo)

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 7

Dodaj komentarz »
  1. Ciekawe, kiedy powieść Stephensona zostanie przetłumaczona i wydana w Polsce? Na książkę Doctorowa nie liczę – przecież jest w wolnym obiegu, więc nieprzetłumaczalna…
    Co do EULA – „użytkownik instalując oprogramowanie zobowiązuje się do przepracowania 12 godzin tygodniowo w kopalni złota wskazanej przez Wydawcę…” 🙂
    JMD

  2. Pół roku temu pytałem o to Wydawnictwo Mag, które wydaje w Polsce Stephensona. Dostałem odpowiedź z automatu „prosimy o kontakt z kurz@mag.com.pl„. Ale kusz@mag nie był(a) uprzejmy(-a) odpowiedzieć.

  3. @JG
    No właśnie – jeśli coś mnie w Polsce denerwuje, to najbardziej ten rodzaj prowincjonalności, który sami sobie fundujemy. Stephenson nie Homer, 3 sezon Deadwood nie Przeminęło z wiatrem, ale dlaczego nie ma, jak mogłoby być. Co ja mam mieć pretensję do Amerykanów za ACTA, jak miejscowe wydawnictwa traktują mnie jak dzikiego „tubylca”…
    JMD

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. ja mogę zrozumieć, dlaczego nie ma: pewnie nikt nie doszedł do wniosku, że opłacałoby się sprowadzić i wydać u nas.

    natomiast nie rozumiem braku odpowiedzi na dość jednak proste pytanie „czy (a jeśli tak to kiedy) zamierzacie Państwo wydać tę książkę”.

    ale ale – wspomniałeś o ACTA i przypomniałeś mi, że właśnie w „FTW” (2010r, przypominam) jest dłuuuuga przedmowa, w której Doctorow dość ostro i emocjonalnie wypowiada się na temat zaostrzania tak zwanej ochrony praw autorskich, pisząc między innymi o ACTA w tych słowach (bardzo luźne tłumaczenie, przepraszam z góry za błędy):

    „Plan jest taki, aby uzgodnić to w tajemnicy, bez publicznej debaty, i zmusić biedniejsze kraje do podpisania się pod tym pod groźbą embarga. W Ameryce planuje się ominąć debatę w Kongresie i wprowadzić w życie przy pomocy dekretu prezydenckiego. Chociaż procedura rozpoczęła się za Busha, administracja Obamy kontynuuje ją z wielkim entuzjazmem.
    Więc nawet jeśli nie łamiesz jeszcze praw autorskich, niedługo będziesz.”

    Na szczęście teraz z ACTA się nie udało, ale ten terror wcale się przecież nie skończył na dobre.

    Natomiast co do polskiego wydania – problemem nie jest to, że powieść się ukazała już gdzieś za darmo (w końcu takie Harry Pottery też w dzień po angielskiej promocji były „za darmo” na torrentach, a jednak opłacało się wydać w Polsce) – tutaj istotne jest coś innego: licencja.
    Doctorow wydał swoją powieść na licencji Creative Commons (od której cała książka się zaczyna), a w przedmowie wyjaśnił (za co go uwielbiam) prostym laickim językiem, co przez to rozumie: Rób co chcesz, przerabiaj, kopiuj i śpiewaj, byleś nie ukrywał, że to na podstawie mojego dzieła i nie brał za to pieniędzy, a swoją wersję udostępniał na podobnej do CC licencji.
    Więc dopóki ktoś nie przetłumaczy pro publico bono, raczej nie ma co liczyć.

  6. Kurzymiś nie odpowiedział na maila??? Jak śmiał 😉

  7. Za kilka dni planuję umieszczenie na stronie http://sf.giang.pl opowiadania Doctorowa, napisanego wspólnie ze Strossem: Dyżur w sądzie (Jury service). Licencja CC. W planie jest też dalszy ciąg: Appeals Court, ale nie wiem jeszcze kiedy.

  8. właśnie na tej stronce przeczytałem opowiadanie o „człowieku googlowalnym” -zacne tłumaczenie, nawet jeśli nie idealne.

css.php