City Interactive podbiło w 2010 roku polską giełdę miernym Sniper: Ghost Warriorem. Aż strach pomyśleć, jak zareagowałby nasz parkiet, gdyby Polacy stworzyli grę na poziomie Sniper Elite 3.
Sniper Elite 3 wyprzedza dwa polskie „snajpery” razem wzięte o dwie długości, ale nie oznacza to wcale, że jest grą bardzo dobrą, a tym bardziej wybitną. Po prostu nie ma na rynku odpowiedniej konkurencji, więc „zaledwie” solidny tytuł brytyjskiego Rebellion zgarnia całą uwagę mediów i graczy. Zarówno za odwzorowanie snajperskiego rzemiosła, jak i realiów II wojny światowej, od której wszyscy duzi wydawcy kilka lat temu stanowczo się odwrócili. Jak widać niesłusznie, bo gracze wciąż mają ochotę odgrywać wydarzenia z połowy XX wieku.Sniper Elite 3 nie zaspakaja jednak w 100 proc. tego apetytu, bo chociaż jego akcja została ulokowana w okolicach Tobruku w połowie poprzedniego stulecia, to przedstawia anonimowych bohaterów i fikcyjne wydarzenia, które tylko nawiązują do historycznych faktów.
Grę trudno nazwać więc pozycją historyczną, ciężko nazwać ją też przełomową, bo projektanci zupełnie pokpili sprawę misji. Wystarczy przejść dwie pierwsze, żeby poznać strukturę wszystkich pozostałych. Powielanie nudnych schematów to jednak nie wszystko – twórcy zupełnie nie wykorzystali też potencjału, jaki daje snajperska tematyka, przez co jedno starcie z The Endem w Metal Gear Solid 3 czy misja w Czarnobylu w Call of Duty 4 wypada o wiele ciekawiej niż cała kampania Sniper Elite 3.Mimo wszystko warto ją jednak przejść, zwłaszcza na wyższych poziomach trudności, które surowo karzą za wywoływanie alarmów i zmuszają do wykorzystywania całego arsenału. Nie tylko karabinu snajperskiego, ale i pistoletu z tłumikiem, min czy granatów (z opcją zastawiania z nich pułapek). Gra zmusza też do mobilności, nie ma więc mowy o zasadzeniu się w gnieździe snajperskim i wybiciu całej oazy hitlerowców. Po trzech oddanych strzałach wrogowie zawsze namierzają naszą pozycję. My namierzamy ich za to przez lornetkę, oznaczając niczym w serii Far Cry czy multiplayerowych starciach w Battlefieldzie. Rozgrywka nie jest więc zbyt nowatorska, czerpie z konkurencji i poprzedniej części gry (z brutalnymi, rentgenowskimi ujęciami na czele), ale nawet wciąga. Słowo „nawet” jest tu jednak kluczowe – gra bawi dziś, gdy nie ma właściwie żadnej innej konkurencji. Wystarczy sięgnąć jednak po wspomniane już gry akcji czy Metal Gear Solid V: Ground Zeroes, aby brutalnie obnażyć wszystkie słabości tytułu Rebellion.Choć obie gry wyszły na te same platformy i oferują dosyć podobną mechanikę, to dzieli je przepaść. W zachowaniach przeciwników, swobodzie przechodzenia misji, poziomie cutscen czy w końcu grafice. Prolog do Metal Gear Solid V to gra bez wątpienia next-genowa, podczas gdy Sniper Elite 3 to mocno archaiczna, przeniesiona na PS4 rozgrywka z dodaną dla niepoznaki wysoką rozdzielczością i animacją na poziomie sześćdziesięciu klatek na sekundę.
W Sniper Elite 3 ciekawiej się robi, grając ze znajomym w kooperacji. Bawić mogą też tryby sieciowe, zarówno tradycyjne dla gatunku, jak i asynchroniczne, gdzie jedna osoba jest snajperem, a druga jej spotterem. Wciąż nie jest to jednak coś, co może konkurować ze wspomnianymi tuzami gatunku.Zdając sobie sprawę z niedociągnięć i uproszczeń gry, kupując jakiś czas po premierze, w niższej cenie, można się jednak nieźle bawić. Warunkiem są tylko niewygórowane oczekiwania i nieprzywiązywanie przesadnej wagi do drobnych wpadek technicznych.
Sniper Elite 3 to zaledwie dobra gra akcji, w sam raz na wakacje – na jesień czy na początku przyszłego roku nikt nie będzie o niej już pamiętał. No chyba że spojrzymy na nią przez pryzmat polskich snajperów od CI Games – wówczas Sniper Elite 3 bez żenady będziemy mogli nazwać hitem. Wszystko zależy od perspektywy i punktu odniesienia.
Paweł Olszewski