Premierze How to Survive towarzyszyły doniesienia, że gra ta jest bezczelnym plagiatem pewnego kickstarterowego projektu. Poważne oskarżenia szybko zostały jednak obalone, co nie znaczy, że w How to Survive nie doszukamy się silnych inspiracji konkurencją.
Pierwsze informacje mówiły jednak nie o „inspiracjach”, a czystym skopiowaniu pomysłu na grę – jej mechaniki czy nawet stylu graficznego. Oskarżenia padły z ust twórcy Roam, Ryana Sharra, który na Kickstarterze już rok temu zebrał ponad 100 tys. dolarów na swój projekt. Jak to z niektórymi ufundowanymi przez graczy tytułami bywa, czasem trafiają w ręce większego wydawcy. Roam też miało taką szansę, bo grą zainteresowało się 505 Games. Autor odmówił jednak współpracy, jakie było więc jego zdziwienie, gdy po kilku miesiącach logo niedoszłego partnera pojawiło się w trailerze How to Survive, bliźniaczo podobnej produkcji o zombie.
Sharr zareagował emocjonalnie, a w notce zatytułowanej How to Steal oskarżył konkurencję o wszystko co najgorsze. Po kilku dniach napiętej atmosfery musiał jednak przeprosić 505 Games, gdyż firma udowodniła, że nad How to Survive, ale jeszcze pod innym tytułem (stąd brak wcześniejszych informacji o grze), Francuzi z Eko pracowali od 2011 roku.
How to Survive nie jest więc bezczelnym plagiatem Roam, a… kilku innych gier o zombie. I nie tylko. Pierwsza myśl towarzysząca nam po uruchomieniu gry to „Dead Island w rzucie izometrycznym”. Podobnie jak w grze Techlandu mamy do wyboru jedną z kilku postaci i opcję kooperacji. Też poruszamy się po egzotycznej wyspie, pierwszych przeciwników eliminując bronią białą. W How to Survive nie zabrakło drzewka rozwoju postaci czy w końcu craftingu. Co prawda nie na specjalnych stołach, ale jednak – sporo podobieństw jak na pierwsze 15 minut gry.
Dead Island to jednak nie wszystko, bo w How to Survive sporo jest też hack’n’slashowego klimatu. Niczym w Diablo wycina się tu w pień setki podrzędnych przeciwników, co jest strasznie wtórne, ale jednak satysfakcjonujące. I to pomimo nieodczuwalnej mocy broni palnej czy zabawnej animacji podczas ataków bronią białą. Mimo tych niedoskonałości rozgrywka może (chwilowo) nawet wciągnąć, zwłaszcza, że akcja z czasem przenosi się na inne wyspy archipelagu, które troszkę się od siebie różnią.
W eksplorowaniu kolejnych wysp nie przeszkadzają tylko nieumarli, ale też głód, pragnienie czy brak snu. Do tego w nocy pojawiają się zupełnie nowe potwory. Brzmi znajomo? Owszem, wszak to Minecraft, tyle, że bez opcji budowania konstrukcji i z o wiele ładniejszą grafiką. Jej poziom naprawdę pozytywnie mnie zaskoczył. Po pierwszym dobrym wrażeniu okazało się jednak, że to piękne otoczenie w ogóle nie jest interaktywne, ale wciąż – wygląda bardzo solidnie, zbliżając się do poziomu topowych gier prezentujących akcję z podobnej perspektywy. Na uwagę zasługują też wszelkie refleksy czy choćby nawet światło latarki i rzucane przez nią cienie.
Ładna grafika na początku umila zabawę, a po dłuższej chwili okazuje się być jedynym naprawdę solidnym elementem gry. Tytułowe przetrwanie w przeciwieństwie do Don’t Starve nie stanowi tu bowiem zbytniego wyzwania. Surowców i jedzenia jest w bród, ekwipunek się nie zużywa, a frajdę z samodzielnego odkrywania rządzących grą mechanizmów psują stylizowane na komiks samouczki. Po kilkudziesięciu minutach gry, nawet z ulepszonym arsenałem, przestaje zaskakiwać też walka. Szybko popada w schemat, który powielamy na trzech na krzyż grupach przeciwników.
Nie byłoby to wszystko jeszcze takie złe, gdyby How to Survive miało chociaż jakąś fabułę. To nie DayZ gdzie historię piszą poszczególni gracze albo Diablo III, z rozbudowaną mechaniką, ciekawym światem i właściwie nieskończonym replayability. Fabuła mogłaby złożyć te rozsypane puzzle w jakąś większą całość i nadać jej sens. Zamiast tego mamy jednak niemych bohaterów, banalne zadania i dziwnych NPC-ów, z mówiącymi małpami włącznie. Element ten, a także wspomniane filmiki instruktażowe, wskazują, że gra ma być lekka i zabawna. Walka, odcinanie kończyn, brutalne finishery i rozlewająca się w tropikach krew przywodzi jednak na myśl Dead Island, które choć też jest kolorowe, to nie bawi.
How to Survive cierpi więc na rozdwojenie jaźni. Całkiem udanie kopiuje wybrane elementy konkurentów, ale nie zszywa ich w całość, nie nadaje własnego charakteru. Poszczególne elementy tej gry mogą się więc podobać, połączone nie wyglądają już natomiast tak atrakcyjnie. Przy obecnym zalewie gier o zombie czy pozycji opierających się na survivalu, nie jest to najlepsza rekomendacja.
Stanowiąca źródło inspiracji twórców How to Survive konkurencja wypada lepiej pod właściwie każdym względem, ale też wymaga zdecydowanie więcej zaangażowania od odbiorcy. How to Survive to natomiast stosunkowo prosta, krótka i bezstresowa gra, która co rusz jest przeceniana na kilkanaście złotych. Za te pieniądze, z odpowiednim nastawieniem i jeszcze lepiej kompanem do kooperacji, można spróbować. Ale na własną odpowiedzialność i tylko wtedy, gdy naprawdę nie mamy już w co grać.
Paweł Olszewski