Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

25.01.2014
sobota

Don’t Starve – wirtualna piramida potrzeb Maslowa

25 stycznia 2014, sobota,

Don’t Starve to gra bez dialogów, fabuły i wartkiej akcji. Bez zakończenia, a także bez wstępu – nawet krótkiego samouczka. Gra bez misji, rozdziałów i questów pobocznych, ale nie bez sensu. Za to bez litości.

Potrzeby fizjologiczne

W Don’t Starve wcielamy się w skórę przeniesionego do tajemniczego lasu naukowca, który bardziej od walki z dziką zwierzyną przyzwyczajony jest do walki z probówkami, pipetkami, odczynnikami i innym laboratoryjnym osprzętem. Wskutek pewnego niefortunnego doświadczenia naukowiec zostaje przeniesiony w totalną dzicz, gdzie musi przetrwać. Tylko tyle lub aż tyle, zależy od perspektywy. Mnie zredukowanie fabuły do absolutnego minimum bardzo przypadło do gustu, w końcu ile razy można wcielać się w ratujących świat herosów? Najwyższa pora uratować siebie samego.

A to nie jest takie proste, bo bohater nie ma przy sobie absolutnie nic, co  pomogłoby mu przetrwać. Kierując się logiką (wszak nie ma tu zrębów nawet jakiegokolwiek samouczka) zbieramy gałęzie i suchą trawę z nadzieją na natkniecie się na kawałek krzemienia i rozpalenia ogniska zanim zapadnie noc. Po drodze zbieramy jeżyny i marchewki, jak nam dobrze pójdzie, to przed zmrokiem nie umrzemy z głodu, a dzięki blaskowi ognia nie zjedzą nas też tajemnicze potwory. O brzasku odkryjemy za to opcję zmontowania prostej siekierki czy kilofa, co daje zupełnie nowe możliwości rozwoju. Z takim sprzętem można już ścinać drzewa, rozpalać ogromne ogniska, a także  skonstruować prowizoryczne poletko czy pułapkę na zające, które oczywiście później da się upiec.

Potrzeba bezpieczeństwa

Przy ognisku przeważnie nic nam nie grozi. Tajemnicze potwory pojawiają się ciemnościach, łatwo więc trzymać się od nich z daleka. Dużo trudniej odpędzić za to od siebie agresywnie nastawione osy, dziwne połączenie wilków z psami czy całą masę innych stworzeń. Niektóre z nich atakują nas jak tylko znajdziemy się w ich polu widzenia. Inne są neutralne i niesprowokowane zajmują się swoimi sprawami. Odkrywanie ich zachowań to jednak nieustanne eksperymentowanie, które często kończy się permanentną śmiercią. Game Over w Don’t Starve naprawdę oznacza koniec rozgrywki i to niezależnie od tego czy w skórze naukowca spędziliśmy 30 minut czy 3 dni. Gra jest bezlitosna, a jedyne co nam pozostawia po zgonie to doświadczenie – zarówno te realne, z którego wyciągamy wnioski jak i wirtualne, którego punkty pozwalają odkrywać kolejne postacie. Każda z nich ma swoje unikalne cechy, a nawet przedmioty, które uatrakcyjniają rozgrywkę. Cały ekwipunek, misternie zbudowane obozowisko, a także odkryty z narażeniem życia teren jednak przepada. W nowej grze ponownie zaczynamy od zera na losowo generowanej mapie, co zapewnia niepowtarzalność każdej nowej sesji przed konsolą lub komputerem połączoną z powoli wkradającą się monotonią – w końcu niezależnie od ukształtowania terenu każdy początek przygody wygląda podobnie.

Potrzeba przynależności

Nasz awatar stara się przeżyć w samotności, bez udziału sterowanych przez komputer towarzyszy czy prawdziwych graczy. Dzięki takiemu rozwiązaniu nie grozi nam ograbienie przez cyfrowych psychopatów niczym w DayZ, ale łatwo za to postradać zmysły. Obok paska życia i głodu jest też trzeci, pokazujący poczytalność bohatera. W miarę spadania rośnie niepokój postaci, co skutkuje zwidami, a w skrajnych przypadkach nawet śmiercią. Ta jest wpisana w mechanikę gry na wzór Dark Souls, ale ze względu na potrzebę rozpoczynania gry od zera wypada chyba jeszcze trudniej. W RPG-u From Software zawsze można było odzyskać utracone dusze. Tutaj taka opcja dostępna jest tylko raz w ciągu przygody (i to pod warunkiem wcześniejszego odnalezienia specjalnego ołtarza).

Z pomocą przychodzą więc wszelkiego rodzaju fora dyskusyjne czy nawet poświęcona Don’t Starve wiki. Pełno w niej opisów jedzenia i przeciwników, schematów budowy nowych narzędzi i obiektów czy w końcu generalnych wskazówek. Pozbawieni tych informacji w świecie Don’t Starve gracze szukają pomocy w internecie, łącząc się w bardzo fajne społeczności. Nie warto jednak już na początku rozgrywki sięgać po solucje – największą radość w Don’t Starve daje samodzielne odkrywanie różnych mechanizmów i zależności. Wertując wiki bardzo szybko można sobie ją zepsuć, choć muszę przyznać, że kilka razy sam szukałem recepty na rozwiązanie paru problemów.

Potrzeba uznania

Sterowana przez nas postać nie przebije czwartej ściany i nie podziękuje za sprawną opiekę. Wyrazów uznania nie ujrzymy też od internetowych kolegów, którzy na ogół przeżywają w Don’t Starve dziesięć razy dłużej niż my. Wystarczy jednak opatentować nowy sposób na uprawę warzyw albo zbudować prowizoryczny obóz, żeby poczuć się jak prawdziwy mistrz survivalu. Takich małych sukcesów i momentów, w których sami sobie gratulujemy, jest tu bez liku. Przeważnie wkrótce po ich osiągnięciu giniemy, ale i tak jesteśmy bogatsi o kolejne informacje. I ubożsi o niezliczoną liczbę godzin – gra pochłania niezdrową wręcz ilość czasu.

Potrzeba samorealizacji

Don’t Starve to przerywana częstymi zgonami ewolucja. Wymyślanie nowych schematów przetrwania i odkrywanie przygotowanych przez twórców niespodzianek. Jest ich bez liku i nawet po kilkudziesięciu spędzonych przed ekranem godzinach łatwo znaleźć jakiś nowy przedmiot albo znaleźć się w niespotykanej dotąd sytuacji. Don’t Starve nie pozwala budować tak epickich konstrukcji jak Minecraft, crafting i rozwój postaci jest tu jednak bardzo wyraźny.

Od Minecrafta Don’t Starve odróżnia też dwuwymiarowa, ale wpisana w 3D (da się obracać kamerę o 45 stopni) mapa czy w końcu nieco burtonowska stylizacja oprawy. Zamiast kolejnej gry niezależnej kamuflującej pikselartem mały budżet, dostaliśmy wyróżniającą się na tle konkurencji perełkę. Bo chociaż rozgrywkę zbudowano tu na tych samych fundamentach co Minecrafta, Terrarię czy Starbound, to całość wyraźnie odcina się od nich graficznie, oferując świetny klimat. Sporą jego częścią jest też poczucie humoru – każda z postaci potrafi trafnie skomentować wydarzenia na ekranie czy nawet tylko nowo odkryte przedmioty. Komicznie wyglądają też podstawowe animacje bohaterów czy bardziej złożone czynności. Gra nie jest do końca poważna, należy się więc spodziewać adekwatnych do panującej tu atmosfery rozwiązań niektórych survivalowych problemów. Sam Bear Grylls by się zdziwił. John Cleese i Eric Idle natomiast… nie.

Maslow przewraca się w grobie – potrzeba grania w Don’t Starve

Elementy te tworzą naprawdę spójną i wciągającą produkcję, od której ciężko jest się oderwać. Po jakimś czasie permanentna śmierć i żmudne zaczynanie wszystkiego od nowa może co prawda irytować, ale nawet mimo to Don’t Starve oferuje bardzo dużo zabawy za naprawdę niewielkie pieniądze. Gdyby przeliczyć „graczogodziny” na polskie złote, to wyszedłby nam jakiś śmieszny wynik zawstydzający większość dedykowanych PlayStation 4 wysokobudżetowych gier, które kosztują 250 zł, a po 5 godzinach nudzą jak diabli.

Don’t Starve wyszło na PC na wiosnę zeszłego roku, teraz premierę miała konsolowa edycja, na którą składa się odpowiednio dostosowane sterowanie, wszystkie stworzone dotychczas przez developera dodatki i troszkę zbyt mały, nieprzystosowany do dużych telewizorów interfejs. Gra od razu pojawiła się w styczniowej ofercie PlayStation Plus (będzie tam do 4 lutego), co było mistrzowskim zagraniem Sony – firma udostępniła w abonamencie grę bez końca, która może być silnym argumentem przemawiającym za przedłużeniem subskrypcji. Bez niej tracimy wszak dostęp do „darmowych” gier.

Podbudowany sukcesem Don’t Starve developer (jeszcze przed premierą na PS4 sprzedał milion egzemplarzy) rozważa już edycję na PS Vitę i iPada. Już dziś gra na konsoli przenośnej Sony dzięki opcji streamingu obrazu z PS4 prezentuje się bardzo dobrze. Ewentualna iPadowa wersja też nie powinna nic stracić ze swego uroku – sterowanie raczej nie będzie tu problemem.

Niezależnie od posiadanej platformy i stosunku do Minecrafta i jego klonów, w Don’t Starve warto zagrać. Gdyby nie to, że mamy dopiero koniec stycznia, śmiało bym napisał, że to jedna z lepszych gier w jakie w tym roku grałem.

Paweł Olszewski

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop
css.php