Odsądzane na ogół od czci i wiary gry wideo zostały właśnie przedstawione w pozytywnym świetle. I to nie przez byle kogo – samego prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Amerykańscy politycy i media dosyć często poruszają temat gier wideo. W 99% przypadków mówią jednak o nich w kontekście nieuzasadnionych aktów przemocy, zamachów i generalnie rzecz biorąc nie najlepiej kojarzących się sytuacji. Najnowsze przemówienie prezydenta USA wygłoszone z okazji Computer Science Education Week 2013 pokazuje jednak, że da się inaczej podejść do tematu. Barack Obama może nie zachęca do grania, ale tworzenia gier już tak. Kariera developera jest jedną z proponowanych przez niego ścieżek kariery, która w dzisiejszych czasach będzie gwarantem dobrej pracy. Nie sposób się z nim nie zgodzić – nawet w Polsce programiści i tzw. game designerzy zarabiają znacznie powyżej średniej krajowej.
„Nie kupuj po prostu kolejnej gry wideo – stwórz ją” to chwytliwe hasło, ale czy realne? W świetle takich gier jak Assassin’s Creed, Grand Theft Auto V czy Battlefield – nie. Ale mamy też tworzone przez dosłownie pojedynczych twórców StarDrive, FEZ czy Dust: An Elysian Tail. Raptem garstka zapaleńców wystarczy natomiast do stworzenia No Man’s Sky, które podczas zeszłotygodniowej gali VGX było prezentowane na równi z Wiedźminem 3, Dying Light czy odświeżonym Tomb Raiderem. Tytuły te jasno pokazują, że przy odrobinie talentu i ciężkiej pracy naprawdę da się w branży gier wiele osiągnąć. Niejako potwierdzeniem tego może być błyskotliwa kariera Alexandera J. Velickya, który samotnie stworzył ogromny mod do Skyrim, po czym dostał angaż w Bungie – ogromnym studiu developerskim, które stworzyło dla Microsoftu markę Halo, a aktualnie kończy prace nad Destiny – strzelaniną MMO produkowaną dla Activision.
Na ogół młodzi, zawsze zdeterminowani, przeważnie zdobywający wiedzę „garażowymi” sposobami ludzie potrafią osiągnąć imponujące efekty. Jak potoczyłby się więc ich kariery, gdyby od najmłodszych lat uczyli się zawodu, a języki programowania były w szkołach tak samo ważne jak języki obce?
Nie jest to tylko suche gdybanie – Minecraft bywa już za granicą wykorzystywany do celów edukacyjnych, kolejnym stopniem zbliżania branży i uczniów będzie natomiast… nauka stworzenia własnego Minecrafta. W Estonii już w zeszłym roku wystartował pilotażowy projekt wprowadzania do podstawówek podstaw programowalna. O podobnej inicjatywie mówi się też w Wielkiej Brytanii.
Nie chodzi oczywiście tylko o tworzenie gier – mowa też, a może i przede wszystkim, o różnych programach i aplikacjach. Mobilizacyjne na uczniów działa jednak wizja stworzenia klona Minecrafta, a nie edytora tekstu.
Była przemowa amerykańskiego prezydenta, tytuły zachodnich gier, estoński przykład pilotażowego programu – a jak to wszystko ma się do polskich realiów? Nijak – według rodzimych twórców gier mimo powszechnego wśród młodzieży bezrobocia, wciąż ciężko jest znaleźć dobrego specjalistę IT czy game designera i nic nie zapowiada rychłej zmiany. Nawet budujące wyniki badań PISA – bo co z tego że polscy gimnazjaliści przodują w czytaniu ze zrozumieniem i zdolnościach do rozumowania w naukach przyrodniczych, skoro estońskie dzieci już w podstawówce stawiają pierwsze kroki w programowaniu łączącym wszystkie te czynności?
Paweł Olszewski
12 grudnia o godz. 21:33 560797
Piszesz:
„Na ogół młodzi, zawsze zdeterminowani, przeważnie zdobywający wiedzę ?garażowymi? sposobami ludzie potrafią osiągnąć imponujące efekty. Jak potoczyłby się więc ich kariery, gdyby od najmłodszych lat uczyli się zawodu, a języki programowania były w szkołach tak samo ważne jak języki obce?”
i nie jestem pewien, czy pytasz retorycznie, czy ironicznie. Bo jeśli retorycznie, to nie zgadzam się z przemycaną tezą, że uczenie programowania od najmłodszych lat wzmogłoby potencjał „garażowców”. Równie dobrze mogłoby osłabić kreatywność (złym modelem kształcenia) albo zabić pasję (zastępując hobby szkolną rutyną).
12 grudnia o godz. 21:42 560798
logiczne
13 grudnia o godz. 0:11 560805
Retorycznie – nie ma w tym krzty ironii. Choć nie powiem – twoje spojrzenie jest ciekawe i zupełnie nie przyszło mi do głowy, a masz rację, że szkoła skutecznie zniechęca do kreatywności i rozwijania pasji, ale z drugiej strony daje niezbędny fundament. Myślę, że z nim, mimo wszystkich wad wszystkich systemów edukacyjnych, byłoby jednak teraz więcej zdolnych twórców gier. „Garażowców” odbieram jako największych hardkorowców – wspomniany twórca moda do Skyrim przez rok nie robił nic poza tym, nie pracował (mieszkał u rodziców), nie martwił się o te wszystkie prozaiczne rzeczy które tak zabierają nam czas. Miał go aż nadto na swoje hobby i szlifowanie warsztatu. Ci co go nie mają też mogliby w normalnym trybie życia wiele osiągnąć, gdyby mieli tylko wyniesioną ze szkoły bazę i wiedzieli od czego zacząć. Wracając do porównań do języków obcych – nawet jak ktoś się w szkole nie przykładał, to po latach łatwiej mu wrócić do nauki, już z własnej woli, niż w wieku trzydziestu lat zaczynać od zera.
13 grudnia o godz. 12:20 560920
Oczywiście, zgadzam się, że gdyby w szkole pojawiły się zajęcia z tworzenia gier, to mielibyśmy, summa summarum, *więcej* zdolnych twórców gier. Ale obecni zdolni twórcy gier, którzy nie mieli formalnego wykształcenia w tym zakresie, nie byliby, moim zdaniem, jeszcze lepsi, gdyby to wykształcenie mieli ? a wielu z nich straciłoby prawdopodobnie część zapału i kreatywności.
16 grudnia o godz. 22:46 562143
Ci _zdolni_ twórcy gier (czy generalnie programiści) nie stają się zdolni dlatego, że szkoła ich tego uczy. Do tego akurat potrzebne jest pewnego rodzaju nastawienie. Fascynacja technologią i, oczywiście, warunki. Ale zakładając, że teraz te warunki ma bardzo wiele osób (bo wystarczy dostęp do komputera i internetu), to do rozwoju zdolności potrzebne jest przede wszystkim właśnie nastawienie.
Tak było w moim przypadku 30 lat temu w każdym bądź razie i nie wydaje mi się, żeby to się zmieniło. (Oczywiście to tylko dowód anegdotyczny, który nie niesie tej samej wartości, co szeroko zakrojone badania naukowe poddane solidnemu peer-review i opublikowane w szanowanym periodyku naukowym, ale akurat nie mam dostępu do takowych).
Natomiast uważam, że informatyka w szkole – nie zajęcia z worda, ale podstawy programowania – w szkole potrzebne są przede wszystkim dlatego, że już teraz komputery sterują prawie każdym aspektem naszego życia. Oparliśmy na nich wzajemną komunikację. Nie potrafimy się bez nich poruszać dalej, niż kilka kilometrów (hej – sterownik ABS w samochodzie to też komputer). Nasze biblioteki, nasze zasoby finansowe – to już tylko zbiory danych sterowane przez odpowiednie programy. Obowiązkowa informatyka jest nam potrzebna nie po to, aby tworzyć garażowych geniuszów, ale po to, aby odzyskać zrozumienie tego, jak działa świat dookoła i nie utracić do końca kontroli nad nim 🙂