Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

23.05.2012
środa

„Sniper Elite V2” – recenzja gry

23 maja 2012, środa,

Przeniesienie Call of Duty, Medal of Honor i Battlefielda do współczesności stworzyło w temacie drugowojennych strzelanin lukę, która jest szansą na wybicie się mniejszych developerów. Przykład Sniper Elite V2 pokazuje jednak, że szanse te często nie są do końca wykorzystywane.

Gdy już wszyscy mieli dość gier ulokowanych w czasie II wojny światowej, najpopularniejsi twórcy jak jeden mąż przenieśli swoje kultowe serie do współczesności. Mieli nadzieję na osiągnięcie sukcesu na miarę kultowego Call of Duty 4. Czy dopięli swego? Chyba tak, bo nic nie zapowiada zmiany i w kolejnych odsłonach topowych strzelanin wciąż podążamy za zagrażającymi współczesnemu światu terrorystami. Nie można grom tym odmówić uroku i fantazji, po kilku latach przerwy aż chciałoby się jednak wrócić na fronty II wojny.

Największy konflikt XX wieku stworzył wszak wystarczająco wiele scenariuszy, które można przekuć na wirtualną opowieść. Z tego ogromu wydarzeń i postaci twórcy z Rebellion sięgnęli niestety po te najbardziej banalne, wpisujące się w amerykański, mocno spłycony punt widzenia.

Zamiast opowiedzieć jakąś ciekawą historię, zaprezentować wywodzącą się ze Starego Kontynentu postać, znów wcielamy się w amerykańskiego żołnierza zbawiającego Europę. I znów robimy to w 1945 roku, co spycha w cień ważne, wcześniejsze wydarzenia. W Sniper Elite V2 nie zarysowano żadnego tła wcześniejszych wydarzeń i o ile jestem jeszcze w stanie wybaczyć takie podejście zapatrzonym w siebie Amerykanom, tak ignorancja Brytyjczyków razi. Podobnie jak lenistwo ludzi odpowiedzialnych za fabułę. Sniper Elite V2 jest bowiem wariacją na temat wydanej w 2005 roku „jedynki”. Dostajemy ten sam okres historyczny, tego samego bohatera Karla Fairburne’a i właściwie tę samą fabułę. Różnice są kosmetyczne, bo o ile 7 lat temu mieliśmy zapobiec przedostaniu się w ręce Sowietów technologii nuklearnej, tak teraz chodzi po prostu o rakiety V2. Temat został potraktowany jednak po macoszemu i warstwa fabularna sprowadza się tak naprawdę do słuchania odczytywanych przed misją briefingów, gdzie wskazywane są kolejne cele. Potencjał został więc zupełnie niewykorzystany, nie mówiąc już o ambitniejszych wątkach mówiących na przykład o kontrowersyjnej kwestii przejmowania przez amerykańskie instytucje, w tym NASA, wywodzących się z III Rzeczy naukowców.

Fabuła nie jest tym co zachęca do grania w Sniper Elite V2. Czym więc twórcy zamierzają przyciągnąć nas do monitora? Oczywiście strzelaniem ze snajperki. To, co w każdej innej grze jest dodatkiem, tutaj gra pierwsze skrzypce. Ze snajperki strzela się dużo i co ważne – dobrze. Na trajektorię lotu kuli wpływ ma prędkość wiatru, grawitacja czy nawet nasze tętno. Oddanie strzału po ostrym sprincie nie jest najlepszym pomysłem. Tu trzeba najlepiej powoli przedostać się na upatrzoną pozycję, położyć i wycelować, oczywiście z uwzględnieniem wszystkich wspomnianych czynników. Dla ułatwienia czasem można też zwolnić tempo – pokazuje się wtedy dokładniejszy celownik, sztuką jest jednak strzelanie bez niego, a nagrodą kamera pokazująca lot kuli i moment trafienia. Cieszy zwłaszcza to drugie, bo niczym w ostatniej odsłonie Mortal Kombat często włącza się rentgenowskie ujęcie pokazujące skutki postrzału. Gruchotane kości, rozszarpywane narządy wewnętrzne – jest to brutalniejsze niż hektolitry rozlewającej się krwi w innych grach.

Strzelanie z karabinu snajperskiego ciche nie jest, zatem aby nie wywoływać wśród Niemców lub Rosjan popłochu, warto zsynchronizować się z bijącym dzwonem, hukiem spadających nieopodal bomb czy innymi dźwiękami otoczenia. Strategia ta pozwoli nam przez większość poziomów przejść niepostrzeżenie, a ostatnie niedobitki da się załatwić z bliska z pistoletu z tłumikiem czy po prostu zachodząc od tyłu i skręcając kark jak w rasowej skradance. Pozostanie niezauważonym jest prawdziwym wyzwaniem, co jednak ciekawe, alarm nie jest tożsamy z końcem gry. Przeciwnicy po prostu do nas strzelają, próbują podejść, a akcja staje się bardziej dynamiczna. Granie takie też nie jest jednak łatwe, bo karabin snajperski nie nadaje się do walki na bliższy dystans, a do standardowej broni zawsze brakuje amunicji. Rozgrywka jest więc dosyć wymagająca i zmusza do kombinowania, a kilkukrotne powtarzanie jednego etapu nie jest w Sniper Elite V2 niczym wyjątkowym. Mimo miałkiej fabuły i nie najlepszego strzelania ze zwykłych broni, słabego cover systemu gra jednak wciąga – tryb snajperski jest dopracowany i choćby dla niego warto produkcji Rebellion dać szansę.

Strona techniczna Sniper Elite V2 prezentuje się nieźle, a momentami nawet trochę lepiej niż nieźle. Zbombardowany Berlin wygląda całkiem sugestywnie, zapamiętałem też nocną, rozświetloną płonącymi ruinami lokację, gdzie w finałowym starciu ostrzeliwujemy się z na wpół zniszczonej kościelnej wieży. Graficy przyłożyli się do pracy, irytuje za to muzyka. Zapętlenie utworów ma nadrobić małą ich ilość – tutaj wbiły mi się w pamięć towarzyszące większości alarmom skrzypce. Coś okropnego.

Sniper Elite V2 to nie tylko tryb fabularny, ale też multiplayer. Na uwagę zasługuje jednak jedynie kooperacja. Znane z misji singleplayer misje można rozegrać ze znajomym, co w praktyce wypada zaskakująco dobrze. Wzajemne osłanianie się, reanimowanie postrzelonego kompana i wspólne przedzieranie się do przodu cieszy. We dwójkę można w Sniper Elite V2 spędzić naprawdę przyjemne chwile, a jedynym niedociągnięciem jest brak zamocowania fabularnego drugiej postaci. Prowadzi to do takich paradoksów jak fakt, że na wstawkach przerywnikowych jest zawsze tylko jeden bohater. Drugi pojawia się jedynie w grywalnych fragmentach.

Sniper Elite V2 to taki typowy średniak – kilka rzeczy z fabułą na czele potraktowano po macoszemu, inne aspekty, jak na przykład samo strzelanie ze snajperki i towarzyszące temu efekty to prawdziwy majstersztyk. Podobnie jest z wykonaniem – grafika cieszy oko, ale muzyka już irytuje. Jeżeli chodzi natomiast o klimat, to jest nieźle, ale mogło być lepiej. Jak? Na przykład tak jak podczas słynnej walki z The End, jednym z bossów Metal Gear Solid 3. W Sniper Elite V2 brakowało mi tego typu starcia będącego kwintesencją snajperskiego pojedynku. Mimo wszystko w produkcję Rebellion warto pograć, zwłaszcza w kooperacji.

Paweł Olszewski

Sniper Elite V2, gra TPP/FPS, na platformy PC, Xbox 360 i PS3 (Techland). PEGI: 16+ Deweloper: Rebellion Developments; polski wydawca wersji PC: LEM. Cena wersji PC: 99.99 zł.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 5

Dodaj komentarz »
  1. Panie Pawle, na przyszłość proszę o dostępne platformy i cenę premierową wydania, mała rzecz a wiele wnosi.
    Pozdrawiam,
    Misiek

  2. Panie Miśku, bardzo proszę 😉
    JMD

  3. nie, nie…
    biore sie za diablo III.

  4. No niestety demo mnie rozczarowalo. Przechodzenie pomiedzy oslonami nieporeczne i slabo wykonane (klania sie wzorcowe pod tym wzgledem deus ex 3), strzelanie z broni bez lunety irytujace, zasieg wzroku i spostrzegawczosc wrogow momentami nadludzka, ciasne, korytarzowe mapy tylko ludzace mozliwoscia obrania roznych drog do celu, irytujace sciany i blokady na kazdym kroku, zniszczalnosc otoczenia zerowa, naduzywanie efekciarskich scen usmiercania ze snajperki… Mozna by tak wymieniac bez konca.

  5. Gra jest krótka ale świetna, a ten tryb kooperacji wymiata 🙂

css.php