Producenci konsol obecnej generacji zapewnili im kompatybilność wsteczną, twierdząc, że graczom będzie zależało na uruchamianiu tytułów wydanych na wcześniejsze platformy. Potem wycofali się z tego, kastrując nowe modele PS3 z możliwości sprzętowej emulacji PlayStation 2 i przestając pisać programy umożliwiające uruchamianie gier z oryginalnego Xboksa na jego następcy. To z kolei tłumaczono to zwiększającą się ofertą nowych produkcji i związanym z nią brakiem zainteresowania starszymi, nie tak już efektownymi tytułami.
Wszystko byłoby zrozumiałe, gdyby nie fakt, że od stosunkowo niedawna zaczęła się moda na odgrzewanie staroci – wydawcy biorą tytuły poprzedniej generacji, podciągają grafikę do wysokiej rozdzielczości, a następnie ponownie wystawiają na sprzedaż, zapewniając, że zainteresowanie starszymi tytułami bynajmniej nie wymarło – co w oczywisty sposób gryzie się z wcześniejszymi wypowiedziami Sony i Microsoftu. Nie można by było narzekać, gdyby nowe wersje zawierały zupełnie nową oprawę graficzną, poprawione sterowanie i ulepszenia rozgrywki, jak miało to miejsce w przypadku doskonałego wznowienia Secret of Monkey Island i jej nie mniej znakomitej poprzedniczki. Niestety zazwyczaj twórcy idą po linii najmniejszego oporu. „Nowa” wersja nie odbiega od starej, więc jest po prostu próbą ponownego zarobienia na danym tytule przy minimalnym nakładzie kosztów.
Niezależnie jednak od tego, w jaki sposób postrzegamy to zjawisko, trzeba przyznać, że dzięki niemu młodsi gracze mają okazję (z której raczej nie skorzystają) zapoznania się z naprawdę wyjątkowymi produkcjami, takimi jak Shadow Colossus oraz Ico – grami specyficznymi, niestandardowymi, które zrobiły sporo szumu w środowisku, zdobyły liczne głosy uznania i bardzo dobre recenzje, lecz nie zdołały dotrzeć do szerszego grona odbiorców, osiągając niezbyt zadowalające wyniki sprzedaży.
Dzisiaj, wkładając do napędu płytę ze wspomnianymi produkcjami, nie sposób oprzeć się wrażeniu podróży w przeszłość. Liczące sześć lat Shadow of the Colossus wygląda już dość anachronicznie, nie wspominając o świętującym w tym roku swoją dekadę Ico. Trudno spodziewać się, by przyzwyczajeni do współczesnych, pełnych fajerwerków produkcji gracze byli w stanie zaakceptować ubogie tekstury, wygaszone kolory i animacje postaci, które kiedyś zachwycały, a dzisiaj plasują się zaledwie gdzieś w dolnej średniej. To raczej oferta dla tych, którzy spędzili już z grami Team Ico długie godziny, a teraz chcieliby do nich powrócić wiedzeni sentymentem.
Oba tytuły zapewniają oryginalne doznania, jednocześnie wprowadzając elementy rozgrywki, które twórcy późniejszych produkcji skwapliwie podchwycili i wykorzystali. W przypadku Ico największą rewolucją było zastosowanie w klasycznej produkcji z gatunku action adventure motywu odpowiedzialności za drugą osobę. Oto chłopiec zesłany do ponurego zamczyska spotyka dziewczynkę. Próbuje się z nią porozumieć, lecz nie może, bo rozmawiają w zupełnie innym języku. Używa jedynie tonu głosu i gestów, by jej pomóc. Zwykłe złapanie za rękę i prowadzenie bezbronnej, wystawionej na ataki dziwnych cieniowatych stworów dziewczynki sprawiło, że w wielu graczach obudziły się nowe, dotąd niekojarzone z grami emocje.
Shadow of Colossus z kolei zadziwił niebanalną strukturą rozgrywki. Ktoś kiedyś pisząc o nim zażartował, że jest to typowy slasher pokroju Devil May Cry, ale pozbawiony elementów akcji pomiędzy walkami z bossami. Trudno o celniejsze określenie dla gry, w której przemierzamy wyludnione pustkowia, by dotrzeć do szesnastu potężnych przeciwników, których kolejno pokonujemy. Problem w tym, że najmniejszy z nich ma kilka metrów, a największy jest wielki niczym góra. Nie można ich też pokonać stojąc na ziemi. Trzeba znaleźć sposób na wdrapanie się na potężne cielska i dotarcie do słabych punktów. To jest tym trudniejsze, że bestie są w ciągłym ruchu. Niektóre nurkują pod wodą, inne wzbijają się w przestworza, porywając nas ze sobą – małego człowieczka kurczowo uczepionego kawałka futra. Walka z każdym z przeciwników wymaga innego podejścia i jest praktycznie odrębnym ruchomym poziomem, takimi jakie później zachwycały w kolejnych częściach God of War, Devil May Cry, Bayonetcie, czy ostatnio Uncharted.
Obie gry cechuje także specyficzna atmosfera, budowana stonowaną paletą kolorów, umiejętnie dawkowaną ścieżką dźwiękową oraz niewielką komunikacją z graczem. Obecnie gry prowadzą nas zwykle za rękę, na różne sposoby komentują nasze poczynania i nie dają poczuć się zagubionym. Tymczasem Ico i Shadow of the Colossus nie rozpieszczają nas pod tym względem. Z rzadka rzucają szczątkowe komunikaty i każą domyślać się kolejnego kroku. Z tego powodu wrażenie przebywania na obcym terenie, poczucie samotności i zatracenie w plątaninie korytarzy czy na pełnych tajemniczych ruin równinach jest niezwykle sugestywne.
Nawet fabuła podana jest wyjątkowo lakonicznie. Oglądamy szereg scen, mniej lub bardziej czytelnych. Uczestniczymy w wydarzeniach, odbieramy je na podstawowym poziomie, ale nie rozumiemy ich głębszego sensu, bo wymyka się naszej percepcji. Czujemy jedynie, że tam jest. Całość musimy poskładać sobie w myślach, dopowiedzieć i ubrać w słowa, a i tak nie będziemy do końca wiedzieli, czy nasza interpretacja jest prawidłowa.
Team Ico pracuje obecnie nad grą The Last Guardian, która ma zachować ducha poprzednich produkcji. Wznowienie obu poprzednich części umożliwi posiadanie całej trylogii w wersji na jedną konsolę, a także przypomnienie sobie wcześniejszych odsłon. To przyda się w spekulacjach na temat tego, w jaki sposób cała trylogia łączy się ze sobą, bo choć twórcy o tym milczą, fani wciąż składają oszczędnie racjonowane informacje, by ułożyć gry w porządku chronologicznym i zyskać lepsze zrozumienie całości historii. Jak na razie wszystko wskazuje na to, że Shadow of Colossus jest prequelem Ico, nie sposób jednak przewidzieć, czym będzie najnowsza odsłona.
Artur Falkowski
4 marca o godz. 17:50 64408
W Shadow of the Colossus tak właściwie czujemy smutek zabijając wszystkie potwory. Monstra wiedzą lub przeczuwają, iż przeznaczony jest im taki los. Zadajemy kilkanaście śmierci by uratować jedną dziewczynę. Właśnie z powodu tego wyboru moralnego ta gra jest taka inna.