Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

5.01.2012
czwartek

Saints Row: The Third – recenzja gry

5 stycznia 2012, czwartek,

Plac zabaw dla niegrzecznych dzieci

Saints Row: The Third mogłaby być wodą na młyn „obrońców moralności” próbujących za wszelką cenę potępić nowe medium. Znajdą tu pełne przekleństw dialogi (w polskiej wersji nawet nieco mocniejszych od oryginału), przemoc, zabijanie niewinnych i wiele niewyszukanych erotycznych odwołań. Dlaczego więc „mogłaby”, a nie „jest”? Cóż, ciężko polemizować z przesłaniem produkcji, która sama siebie nie traktuje poważnie.

Z pozoru to kopia GTA; otwarty świat i kradnący samochody bohater uwikłany w walki pomiędzy różnymi frakcjami. Podstawowa różnica polega jednak na tym, że poczucie humoru scenarzystów Rockstara jest jednak nieco bardziej wyrafinowane. A tutaj każda scenka, każda mini-gierka, każda misja służy jedynie temu, by rozbawić gracza, nie stroniąc przy tym od tego rodzaju dowcipów, jakimi zwykły nas raczyć współczesne filmowe parodie. Fabuła nie ma większego znaczenia, a poszczególne misje przypominają komediowe skecze.

Co więcej, Saints Row naśmiewa się z samej siebie. Bohater nie może na przykład uwierzyć, że szef wrogiego gangu przebywa na ostatnim piętrze drapacza chmur, sądząc, że to „zbyt banalne”. Innym razem z kolei trafia do wirtualnej rzeczywistości, w której ma pokonać złego bossa. Zanim jednak do niego dotrze, musi walczyć z systemem, który potrafi na przykład obrócić sterowanie, albo… przenieść bohatera do klasycznej tekstowej przygodówki.

Pomysłowość twórców nie ma granic, a absurdy zdają się mnożyć wraz z postępem opowieści. Na początku oglądamy, jak bohater skacze do samolotu przez kabinę pilotów, szybko przelatuje przez cały kadłub, eliminuje zastanych wewnątrz wrogów, a następnie wyskakuje lukiem bagażowym. Potem zaś sprawy przybierają jeszcze dziwniejszy obrót. Czeka nas między innymi walka na ringu połączona z wykorzystaniem piły spalinowej, starcia z gangiem emo-hackerów, wyścigi riksz ciągnietych przez roznegliżowanych seks-niewolników, udział w morderczym reality show, tłumy zombiaków, a nawet wycieczka na Marsa. Ma być dziwnie, zaskakująco, nierealistycznie i zabawnie.

O ile z zaskakiwaniem i brakiem realizmu twórcy nie mają najmniejszych problemów, o tyle gorzej z poczuciem humoru. Teoretycznie wszystko powinno śmieszyć, ale w rzeczywistości niektóre pomysły mogą co najwyżej wprawić w zażenowanie. Cienka granica między śmiesznością a niesmaczną dosłownością, bawiącą zazwyczaj jedynie bardzo młodą część widowni, zbyt często zostaje przekroczona. Można wręcz pomyśleć, że to gra zrobiona z myślą o dziesięciolatkach, a nie dorosłych graczach.

Jeżeli jednak uda się wejść w tę dosyć specyficzną konwencję, można spędzić z nowym Saints Row wiele godzin, w trakcie których nie sposób narzekać na nudę. Samochody, samoloty, helikoptery (i łodzie) tylko czekają, by zaszaleć nimi po mieście. Do tego dochodzi możliwość zabrania pojazdów do znajomego mechanika, by poprawić ich osiągi, dostosować wygląd lub zainstalować dopalacze. Poza tym wiele czasu spędzimy na zdobywaniu kontroli nad fikcyjnym miastem, wykupując posiadłości i sklepy, wypełniając misje poboczne, inwestując w fortece i ścierając się z wrogimi gangami.

Nasze akcje nagradzane są respektem, odpowiednikiem poziomów zaawansowania z RPG, oraz pieniędzmi. Dzięki nim możemy nabywać nowe umiejętności, zwiększać charakterystyki swoje i broni, a także odblokowywać różne pomoce w rozgrywce, jak choćby dostarczenie czołgu na telefon. Cierpliwość ze strony gracza nie pozostaje więc nienagrodzona, prowadząc do tego, że nasz bohater staje się praktycznie niepokonany – nie imają się go kule, ogień ani eksplozje.

Zabawa nabiera rumieńców, gdy dołączy do niej znajomy. Tryb kooperacji został bowiem tak sprytnie zaplanowany, że można w nim ukończyć zarówno całą fabułę, jak i misje poboczne. Co więcej, każdą zmodyfikowano w ten sposób, by żaden z uczestniczących w zabawie graczy się nie nudził. Przykładowo w pewnym momencie bohater musi dowieść swojej odwagi, jeżdżąc po mieście z tygrysem na bocznym siedzeniu. Zwierzak lubi szybką jazdę, a wszelkie kolizje i zatrzymania mocno go irytują. Normalnie trzeba więc dbać o to, by jechać płynnie i nie za wolno. Z kolei w trybie współpracy nasz towarzysz ląduje na tylnym siedzeniu, skąd może głaskać nadąsanego zwierzaka, dbając o to, by utrzymać go w dobrym humorze. Tego typu rozwiązania sprawiają, że Saints Row: The Third aż chcę się przejść dwukrotnie, by zobaczyć, czym różnią się misje w wariantach dla jednego i dwóch graczy.

Chętni do dzielenia się swoimi kreacjami znajdą tu także coś dla siebie, ponieważ w dowolnym momencie można skorzystać z wbudowanego w grę aparatu fotograficznego, by udokumentować wyjątkowo spektakularną akcję, a następnie podzielić się zdjęciami na internetowej stronie gry. Tam także mogą trafić stworzeni przez nas bohaterowie. Twórcy najwyraźniej postanowili, że skoro edytor postaci daje tak wielkie możliwości, a w licznych sklepach można kupić bez liku najrozmaitszych ubrań, szkoda byłoby zachować wyniki naszej pracy wyłącznie dla siebie.

To fakt, że gra nie zachwyca grafiką i nie może pochwalić się idealną symulacją ruchu ulicznego albo choćby stwarzającą pozory wiarygodności fabułą. Nie taki jednak cel przyświecał twórcom. W rzeczywistości to przemyślany i rozbudowany produkt. Tu nikt nie sili się na wywołanie w graczu poczucia immersji, nikt nie przykłada wagi do realizmu. To sandbox – piaskownica, plac zabaw, na którym można robić co się żywnie podoba, nie ryzykując przy tym gniewu dorosłych. Nawet jeżeli jeden z nich siedzi w nas i niezmordowanie sugeruje, by zająć się czymś pożyteczniejszym.

Artur Falkowski

Zalety: Szalone pomysły, humor i autoironia, różnorodność i bogactwo rozgrywki.
Wady: Humor momentami zbyt niskich lotów.

Dla rodziców: Gra uzyskała klasyfikację PEGI 18+. Jest zdecydowanie przeznaczona dla odbiorców dorosłych: pełna przemocy, wulgarnego słownictwa i dosadnych odwołań.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 1

Dodaj komentarz »
  1. Bogactwo tu jest jedynym słowem, które mi sie nasuwa na myśl. Cieszy oko 🙂

css.php