Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

18.01.2012
środa

Hydrophobia Prophecy – recenzja gry

18 stycznia 2012, środa,

Przygodówka bez drugiego dna

Brytyjskie studio Dark Energy Digital oddało w ręce graczy przygodówkę, w której najważniejszą bohaterką jest woda. Zespół przez kilka lat pracował nad nowym silnikiem HydroEngine, umożliwiającym jej naturalne modelowanie w świecie gry. Dzięki tej przełomowej technologii woda w „Hydrophobii” wydaje się niemal tak dynamiczna, jak w rzeczywistości.

Zgodnie z zapowiedziami twórców gry (i zdaniem pewnego starożytnego filozofa), nigdy dwa razy nie wejdziemy do tej samej rzeki. W „Hydrophobii” rzeczywiście wszystko płynie, niestety niekoniecznie w dobrym kierunku – fabuła rozmywa się pod natężeniem powtarzalnych schematów, postać grywalna wydaje się dość powierzchowna, a interfejs tonie w morzu niedociągnięć.

Szkoda, że programiści Dark Energy bardziej nie dopracowali tytułu, który już rok temu był dostępny w ramach usługi Xbox Live Arcade. Przystosowanej na komputer i konsolę PS3 grze „Hydrophobia Prophecy” daleko do takich produkcji jak „Assassin’s Creed”, „Prince of Persia” czy „Tomb Raider”.

Futurystyczna Arka Noego
Jest rok 2051. Świat pogrąża się w chaosie. Ludzkość walczy z licznymi powodziami, brakiem pożywienia i wody pitnej. Zbawieniem może okazać się projekt firmy NanoCell Corporation, który zakłada wykorzystanie nanotechnologii do uzdatniania wody morskiej. Badania prowadzone są na pokładzie okrętu-miasta Królowa Świata krążącego po Oceanie Indyjskim. Akcja gry rozpoczyna się w dniu, w którym korporacja ma ogłosić mieszkańcom Ziemi wyniki badań. Niestety, wyczekiwaną chwilę zakłóca atak organizacji terrorystycznej, dla której jedynym słusznym rozwiązaniem w kryzysowej sytuacji jest pozbycie się 90% populacji.

Królowa Świata staje w ogniu. Główna postać (Kate Wilson) musi stawić czoło nie tylko napastnikom, ale także bezlitosnej wodzie, która wdziera się z ogromną siłą w każdy zakamarek wybuchającego statku. Sytuacja jest o tyle trudna, że nasza bohaterka doświadczyła w przeszłości traumatycznego przeżycia, którego rezultatem jest tytułowy strach przed wodą. Od tej pory fale zalewające Królową Świata staną się zarówno wrogiem jak i sprzymierzeńcem w walce z przeciwnikiem i własnymi słabościami. Kate będzie strzelać w unoszące się na wodzie beczki z ropą naftową i złowrogo zwisające kable elektryczne. Nieliczni terroryści będą zatem płonąć, umierać na skutek porażenia prądem, a także ginąć w uderzających z impetem falach wody morskiej.

Rozgrywka
Grę podzielono na trzy akty, które – w zależności od umiejętności gracza – zapewniają nie więcej niż 10 godzin rozgrywki. Tak krótka rozgrywka w „Hydrophobii” nie musi jednak oznaczać porażki. Kilka godzin w zupełności wystarcza w przypadku gry, w której rola postaci grywalnej ogranicza się do ciągłego biegania po kolejnych piętrach tonącego statku i wsłuchiwania się w rozkazy i irytujące żarty partnera Scoopa (K: „Mogłeś mnie ostrzec.” S: „Mam tylko dwie kule i żadna z nich nie jest kryształowa.”). Jak długo można bowiem wspinać się po szybach, pływać w zalanych korytarzach, skanować kolorowe hasła na ścianach i otwierać setki drzwi? Na pewno nie 40 godzin. Na dłuższą metę tak wielu powtarzalnych czynności nie jest w stanie uratować nawet świetna fizyka świata gry i niezwykle realistyczna woda. Niedociągnięcia fabularne są tutaj zbyt oczywiste.

Brakuje także urozmaiconych postaci niegrywalnych. Podczas ucieczki natykamy się przede wszystkim na bezbarwnych i łudząco do siebie podobnych przeciwników, których eliminacja nie stanowi większego wyzwania. Ponieważ „Hydrophobia” to przede wszystkim gra przygodowa, nie mamy do dyspozycji różnorodnego arsenału. Kate musi zadowolić się znalezionym w wodzie pistoletem sił bezpieczeństwa LP4. O wiele ciekawszą bronią taktyczną jest oczywiście woda, którą gracz może kierować w taki sposób, aby stawała się zabójczą pułapką dla wroga. Z pomocą przychodzi nam podręczny skaner MAVI, umożliwiający zdalne otwieranie drzwi, tak by postać grywalna pozostawała poza zasięgiem śmiercionośnego strumienia wody. Po uruchomieniu urządzenia widok w grze zmienia się z trzecioosobowego na pierwszoosobowy (FPP).

Interfejs gry także pozostawia wiele do życzenia. Po wciśnięciu klawisza „T” na ekranie pojawia się okrąg, zawierający trzy różne kategorie, które udostępniają graczowi bazę danych, mapę oraz kieszonkowy komputer MAVI, odpowiedzialny przede wszystkim za skanowanie ukrytych kodów, otwieranie drzwi czy udostępnianie podglądu z kamer rozmieszczonych na statku. W bazie danych znajdziemy dwie kolejne zakładki: Postęp (Cele, Info, Odznaczenia) i Log (Dziennik, Dokumenty, Obiekty).

Inwentariusz, w którym nasza postać przechowuje znalezione w świecie gry przedmioty jest o tyle niepraktyczny, że nie możemy ich bezpośrednio wykorzystać podczas rozgrywki. Kate nie połknie tabletek nasennych ani nie założy frotowych ściągaczy na nadgarstki. Ponieważ „Hydrophobia” to gra przygodowa, a nie klasyczny „erpeg”, brak takich funkcji nie powinien dziwić. Na szczęście ta niekonsekwencja nie jest bardzo delegliwa.

Należy także zwrócić uwagę na nieczytelną mapę, którą możemy oglądać w rzucie odgórnym lub izometrycznym. Urozmaicenie to często jednak nie pomaga, bo po owej mapie bardzo trudno się poruszać. Na szczęście gra oferuje prosty i skuteczny system naprowadzania w formie HUDa (ang. heads-up display) stale wyświetlanego na ekranie. Aby się nie zgubić, wystarczy zatem podążać za niewielką żółtą strzałką, wskazującą kierunek wędrówki oraz określającą odległość od celu w metrach.

Według magazynu „Edge” po wypompowaniu wody z produkcji Dark Energy pozostaje tylko banalna archaiczna trzecioosobowa przygodówka. Jak się okazuje słabe oceny „Hydrophobii” nie są wynikiem – jak twierdzi przedstawiciel firmy Dark Energy – złośliwości i niekompetencji recenzentów. Ich źródła należy raczej upatrywać w bardzo przeciętnym produkcie, którego na szczyt nie wyniosą nawet hektolitry wody oceanicznej.

Na koniec przytoczę kuriozalny opis zagadkowego zielono-różowego osiołka, którego możemy znaleźć w jednym z pomieszczeń w mieszkaniu Kate. Wierszyk doskonale odzwierciedla przypadkowość i niedopracowanie gry. Jeśli jej twórcy umieścili go w świecie celowo i mieli nadzieję na zabawny „easter egg”, to zapewne pomylili gatunki.

Weź osła Roya wszędzie, gdziekolwiek wyruszysz.
Pamiętaj wszak o jednym – duże ma tylko uszy.
Maskotka to niewielka, lecz frajdy mnóstwo sprawia.
Chcesz Roya mieć za kumpla, to się nie zastanawiaj.

Sonia Fizek

Zalety: woda – dużo wody, ciekawa fizyka świata gry, przystępna cena
Wady
: słaba fabuła, niedopracowany interfejs, mało wiarygodne postaci niegrywalne

Dla rodziców: Zgodnie z klasyfikacją PEGI 16 gra przeznaczona jest także dla starszych nastolatków

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 4

Dodaj komentarz »
  1. Warto jeszcze dodac, ze mozliwosc kontroli wody dostajemy dopiero pod koniec gry. Nie zdazymy sie z nia dobrze zapoznac, a trzeba stoczyc walke z nieziemsko upierdliwym bossem i gra sie konczy… Ja nie przeszedlem bossa, bo walka jest nieuczciwa, niedopracowana i frustrujaca, a rzadko mi sie zdarza dojsc do koncowki gry i zostawic ja w cholere, bo nie mam juz do niej nerwow…

  2. Racja. Początek gry daje co prawda przedsmak i w kilku walkach z wieloma przeciwnikami zamiast bezpośrednio do nich strzelać z LP4 możemy otwierać zdalnie drzwi, wpuszczać strumienie wody oraz strzelać do kabli, które następnie, wpadając do wody, porażają przeciwnika prądem. Niestety, potencjał nie został wykorzystany i równie dobrze można po prostu strzelać do upadłego przy użyciu jednego pistoletu.

  3. No, a w tym miesiącu gierka będzie dołączona do CDATCION. Uważam, że warto w nią zagrać.

  4. A niektórzy dostali/ją kody zniżkowe do sieci PSN, gdzie można ten tytuł nabyć za 5zł.

    Warto. Być może recenzenci nieco zbyt wiele oczekują od tytułu, który chyba jednak nie miał być w założeniach czymś na półkę z napisem AAA, bo takich gier (które często po bliższym spotkaniu okazują się crapami za kilkadziesiąt złotych) jest zatrzęsienie.

    Przeciętna fabuła, fajna bohaterka, świetna fizyka, oszczędna grafika i udźwiękowienie, a jednocześnie w drobiazgach widać, że autorzy przyłożyli się na ile mogli i mieli środków, i chcieli opowiedzieć jakąś historię (dużo znajdziek, dokumentów wyjaśniających o co chodzi, wiadomości NPCów). Widać też, że tytuł powstawał z pasji, bo jednak na PSN trafia produkt mocno zmieniony i ulepszony. Miło.

    Taka gra na 6/10, może nawet 7/10. I całkiem nieźle się w nią gra przy wykorzystaniu Move, co jak dla mnie jest ewenementem, bo oprócz Sports Champions i Heavy Rain ten kontroler się jeszcze u mnie nie napracował.

css.php