To nie mogło się udać. Ale się udało. Trzecia odsłona Modern Warfare pobiła należący do Black Ops rekord. Tylko w USA i Anglii w ciągu doby sprzedała się w liczbie 6,5 miliona egzemplarzy. A przy okazji gra okazała się być (znowu) bardzo dobrą strzelanką FPP.
Słowo „strzelanka” jest tutaj kluczowe, bo gra Activision, a konkretnie owoc współpracy Infinity Ward, Sledgehammer Games, Treyarch, Raven Software i Neversoftu nie jest poważną strzelaniną FPP, a ostrą jazdą bez trzymanki którą najłatwiej zaszufladkować razem z Bondem, Bournem czy Brucem Willisem, gdzie widowiskowość i tempo akcji jest przedkładane nad spójną fabułę i chociaż względne przywiązanie do realizmu. Ma być szybko, ładnie i wybuchowo, a najnowsze Call of Duty spełnia te kryteria w 100%. Jeżeli zaakceptujemy przyjętą przez twórców konwencję i nie będziemy od gry wymagać niczego poza intensywną rozgrywką, to spędzimy jedne z bardziej intensywnych 6 godzin naszego konsolowego lub komputerowego życia.
O dziwo Modern Warfare 3, piąta od czasów przełomowego COD4 odsłona serii wydana w ciągu zaledwie pięciu lat bawi nawet weteranów serii. Twórcom udało się utrzymać wysoki poziom poprzedniczek, wykreować jeszcze bardziej irracjonalną fabułę, podbić tempo rozgrywki i zaimplementować epickie skrypty.
Zwiedzamy Nowy Jork, łódź podwodną, samolot, afrykańskie slumsy, londyńskie metro, paryskie i czeskie ulice, walący się Berlin i wiele, wiele więcej. I nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w Wielkim Jabłku dochodzi do strzelaniny w budynku nowojorskiej giełdy (nie mogło być bardziej symbolicznej walki kapitalizmu z postsowieckim agresorem), infiltracja wrogiej łodzi podwodnej kończy się szaleńczym pościgiem w motorówce, a rzeczony samolot to w gruncie rzeczy spadający prezydencki kolos. W którym cały czas walczymy z wrogami. Nawet po jego katastrofie, przemierzając zgliszcza… W Afryce w trakcie misji dochodzi do burzy piaskowej, w Londynie wykoleja się metro, a w Paryżu zawala Wieża Eiffla.
Są to tylko niektóre momenty którymi Modern Warfare 3 jest najeżone i nie chciałbym wymieniać wszystkich, ale faktem jest, że skrypty to najwyższa liga. I nie chodzi tylko o ich epickość i rozmach, ale przede wszystkim staranne wykonanie. Samochodowy pościg ulicami Paryża zjada na śniadanie najlepsze sceny z Transportera, Ronina czy niegdyś kultowej sceny drugiego Matriksa na autostradzie razem wzięte, a wspomniana już burza piaskowa jest klasą samą w sobie. W ciągu jednej misji diametralnie zmieniają się jej warunki, oprawa av, otoczenie i sposób rozgrywki. Takich momentów jest więcej, a Activision kolejny raz udowodniło, że w kwestii dawkowania napięcia i prowadzenia dynamicznej fabuły nie ma sobie równych.
Historia rzuca nas w różne rejony świata, gdzie tradycyjnie już dla Modern Warfare wcielamy się w często anonimowych żołnierzy. Zaletą takiego stanu rzeczy jest fakt, że bez mrugnięcia okiem można ich uśmiercić dla budowy napięcia. Choć wracają też starzy znajomi – kapitan Price i Soap nadal gonią Makarova, bo Modern Wafare 3 to bezpośrednia kontynuacja „dwójki”. Akcja zaczyna się dosłownie 2-3 minuty po jej zakończeniu i kontynuuje zarysowane tam wątki. Jest więc odpowiedzialny za wywołanie III wojny światowej rosyjski terrorysta, amerykańscy chłopcy próbujący zaradzić temu całemu zamieszaniu i poboczne wątki, gdzie znalazło się miejsce na jedną świetną retrospekcję i kilka niespodziewanych zwrotów akcji. Całkiem sporo jak na grę, gdzie z palcem nie schodzącym ze spustu pędzi się naprzód.
Rdzeń rozgrywki Modern Warfare 3 został nieruszony, pokombinowano jednak z detalami. Mniej jest na przykład nacierających fal wrogów. Nie zrezygnowano z nich w ogóle, ale widać poprawę. Zwolennicy „wylewania się” przeciwników dostali natomiast odrębny tryb Survival. Drugim jest Spec-Ops, gdzie w kooperacji można przejść powycinane z głównego wątku zadania. Z ważniejszych rzeczy – zmieniono jeszcze na przykład system celowników. Do jednego karabinu można mieć czasem podłączone dwa różne kolimatory. Bardzo fajny akcent, są to jednak drobnostki, a Modern Warfare 3 to w gruncie rzeczy stare dobre Call of Duty.
Co ma swoje plusy w postaci wspomnianych skryptów i dynamiki, ale mści się na rozgrywce i wizualiach. Sprint za kompanem z lewitującym napisem „follow” nad głową to trochę mało jak na XXI wiek. Nawet jak na serię Modern Warfare, która uraczyła już nas kiedyś rewelacyjną misją snajperską w Czarnobylu. Mamy co prawda przekradanie się pomiędzy strażnikami w średniowiecznej twierdzy czy ciche momenty na ulicach Pragi, ale wypadają one strasznie topornie i nie wymagają on gracza niczego poza chwilowym wstrzymaniem się od strzelania. Przywiązanie do tradycji serii to też kurczowe trzymanie się tego samego silnika graficznego.
Nie jest on brzydki, a jedynie poprawny. Przeciętność tą twórcy starali się podkoloryzować efektem pyłu, dymu czy grą świateł. Momentami wyszło im to całkiem nieźle choć nie ma co ukrywać, że zastosowany engine ma już lata świetności za sobą. Niska rozdzielczość, spora sterylność i prostota to największe grzechy nowego COD-a, choć nie ma co ukrywać, że chciałbym, żeby każda gra wyglądała tak brzydko jak Modern Warfare 3. Na rynku są tytuły wyraźnie gorsze, ale nie z tej półki – strzelanin AAA mających konkurować z Battlefieldem 3, który pod względem technicznym wypada jednak zdecydowanie lepiej od konkurencji. Podobnie ma się sprawa z audio – DICE na tym polu dzieli i rządzi. Choć w kwestii prowadzenia historii Szwedzi muszą się jeszcze wiele nauczyć, ale to osobny temat.
Nie wiem czy Call of Duty: Modern Warfare 3 przebiło swoim poziomem poprzednie części, ale na pewno im dorównało. Kampania jest szybka, intensywna i co najważniejsze wciągająca. Trzy spędzone z grą wieczory były ekscytujące i po obejrzeniu napisów końcowych czułem autentyczny niedosyt. Zaspokoję go pewnie za rok – Activision już zapowiedziało kolejną część. Nie mam tylko pojęcia czym twórcy chcą nas zaskoczyć, ale podobnie mówiłem kończąc poprzednią odsłonę.
Paweł Olszewski
18 stycznia o godz. 13:07 64238
Artykuł dobry, ale jest za dużo spoilerów.
18 stycznia o godz. 20:47 64241
W MW3 zaskoczeniem nie jest to, co się dzieje, ale jak się dzieje 🙂
18 stycznia o godz. 21:46 64244
No coz.. chyba sluszna jest uwaga na samym poczatku, ze trzeba najpierw przyjac konwencje. Ja, mimo paru prob, zrobic tego nie potrafie, bo ta konwencja lubudubu jest dla mnie rownie wyrafinowana co hamburgery w mac’u.