Ach, Felicia Day – rudowłosa królowa geeków, którą kochają miliony za występy w The Guild, Dr. Horrible’s Sing-Along Blog i autorskie wykonanie piosenki z Portala… Jej niewątpliwą popularność w fanowskim światku postanowiło wykorzystać BioWare, finansując produkcję internetowego serialu Dragon Age: Redemption, reklamującego nadchodzący dodatek do niepowalającej na kolana drugiej części Dragon Age.
Niestety, mimo całego uwielbienia dla panny Day, pierwszy odcinek serialu wzbudził we mnie odczucia co najmniej ambiwalentne. Po pierwsze, siłą The Guild i Śpiewającego Blogu Doktora Potwora była ironia, której wyposażony w drewniane dialogi i typową dla Dragon Age głębię Redemption wydaje się być pozbawiony. Po drugie, eteryczna Felicia Day, pasująca jak ulał do roli introwertycznej skrzypaczki marzącej o połączeniu swojego wirtualnego i realnego życia, sprawdza się raczej słabo w roli elfickiej zabójczyni – choć montażysta robi co może, to scen walki dziewczęca fizyczność Felicii Day po prostu nie jest w stanie udźwignąć.
Po trzecie wreszcie w koalicji fanowskiej ikony z potężną i lekko nadętą firmą to ta ostatnia jest stroną dominującą, więc gwałtownego wzrostu zawartości ironii w następnych odcinkach raczej bym się nie spodziewał (aż trudno uwierzyć, że autorką scenariusza jest właśnie panna Day). No ale mogę się oczywiście mylić, czego wszystkim, którzy nie widzieli jeszcze filmu, szczerze i serdecznie życzę.
JMD
A tu Felicia Day w bardziej typowej dla siebie roli:
18 października o godz. 22:55 63786
I jak tu jej nie uwielbiać? :))