Gdyby jeszcze miesiąc temu ktoś zapytał mnie, jaką grę uważam za murowanego kandydata na cRPG roku, bez wahania odpowiedziałbym: „Wiedźmin 2: Zabójcy Królów”. Nie przypuszczałbym nawet, że już niebawem zmienię zdanie. Wystarczyło jednak kilka dni spędzonych ze „Skyrim”, bym zapomniał zupełnie o zdarzeniach, które rozegrały się w Dolinie Pontaru i ponownie dał się uwieść pięknu i złożoności świata Nirn, wykreowanego przez Bethesda Softworks.
Fabuła najnowszej odsłony serii „The Elder Scrolls” toczy się 200 lat po wypadkach znanych z „Obliviona”. Podobnie jak tam, zaczynamy jako bezimienny więzień. Jadąc wraz z innymi skazańcami na miejsce egzekucji, dowiadujemy się, że przy przekraczaniu granicy prowincji wpadliśmy przypadkiem w zasadzkę zastawioną na przywódcę rebeliantów, Ulfricka Stormcloaka, a nas wzięto za jednego z jego ludzi. Krótko mówiąc, znaleźliśmy się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie i przyjdzie za to zapłacić głową. Przed toporem kata i niechybnym końcem ratuje nas nieoczekiwanie smok – istota znana raczej z legend niż widywana na co dzień – którego pojawienie się i wywołany tym chaos umożliwiają ucieczkę. Jak się potem okaże, powrót ziejących ogniem bestii jest tylko jednym z wielu znaków zapowiadających nadejście Alduina, boga zniszczenia.
Choć główny wątek fabularny jest ciekawy i dobrze napisany (rzecz wcale nie tak częsta w produkcjach Bethesdy), większość osób zaznajomionych z serią zostawi go sobie dopiero na deser. Tym bowiem, co zawsze wyróżniało „The Elder Scrolls” na tle innych pozycji, był olbrzymi, otwarty świat, pozwalający na daleko idącą swobodę, zarówno w kreacji bohatera, jak i w wyborze stawianych przed nim celów. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Wprowadzono za to wiele drobnych zmian i usprawnień, które sprawiają, że tytuł daje o wiele więcej satysfakcji niż jego poprzednicy.
Jest już niejako tradycją, że kolejne odsłony serii opowiadają historię innej części Cesarstwa Tamriel. Po Daggerfall, Morrowind i Cyrodiil przyszedł czas na Skyrim, ojczyznę wzorowanych na wikingach Nordów. Przeniesienie rozgrywki na daleką północ nadało dziełu Amerykanów specyficznego, skandynawskiego uroku. W trakcie naszej wędrówki po słynącej z surowego piękna prowincji, przemierzać będziemy górskie szlaki i arktyczne pustynie, odwiedzimy starożytne ruiny, opuszczone forty, lasy i jaskinie; poznamy twardych ludzi, dla których ta niegościnna ziemia stała się niegdyś domem i przekonamy się, jaka jest cena prowadzenia polityki za pomocą miecza. Przede wszystkim jednak nigdy nie będziemy narzekać na nudę i monotonię. „The Elder Scrolls V” to olbrzymi, tętniący życiem świat, gdzie każda ścieżka dokądś prowadzi, a pozornie nic nie znacząca wymiana zdań z przypadkowo spotkaną osobą może stać się początkiem wielogodzinnej przygody. I nie mam wcale na myśli czyszczenia z potworów kolejnych bliźniaczo podobnych lokacji, czyli tego, do czego zdążyła przyzwyczaić nas Bethesda.
W „Skyrim” zadań czekających na gracza jest dużo, nawet bardzo dużo, przy czym są one na tyle zróżnicowane i ciekawe, że wykonywanie ich nie tylko nie nuży, ale sprawia sporo przyjemności. Wiele z nich zresztą można rozwiązać na różne sposoby. Jest to olbrzymi krok naprzód w stosunku do tego, co widzieliśmy chociażby w „Oblivionie” czy „Falloutcie 3”. Na uwagę zasługuje również większa dbałość w wykonaniu wszelkich lokacji podziemnych. Nareszcie skończyły się czasy zwiedzania w kółko tych samych kilku prostych labiryntów, udających rozmaite jaskinie i starożytne budowle. W „Skyrim” nigdy nie wiadomo, co kryje się za kolejnymi wrotami i czy odwiedzane przez nas ruiny nie są przypadkiem jedynie częścią jakiegoś większego kompleksu.
Zmiany nie ominęły także systemu rozwoju postaci, który jest teraz dużo bardziej przejrzysty i intuicyjny. Zrezygnowano zupełnie z podziału na umiejętności główne i poboczne, współczynniki podstawowe i pochodne, znaki zodiaku i klasy postaci. Teraz naszego bohatera opisują trzy atrybuty (zdrowie, mana i wytrzymałość) oraz 18 zdolności (każda z własnym drzewkiem talentów), które rozwijamy w trakcie gry. Im częściej z danej zdolności korzystamy, tym lepsi w niej jesteśmy. Jeżeli zatem marzy nam się kariera złodzieja, wystarczy, że będziemy ćwiczyć się w skradaniu, otwieraniu zamków i opróżnianiu cudzych sakiewek (czyli tym, co i tak byśmy robili). System prosty, lecz nie banalny, wprowadzenie drzewek talentów wymusza bowiem uważne dysponowanie zdobywanymi co poziom punktami. Sprawia również, że zmiana specjalizacji jest o wiele trudniejsza niż w poprzednich częściach.
Niestety, oprócz wielu zalet „Skyrim” ma też i swoje wady, głównie natury technicznej. Zdarza się, że z powodu błędu nie da się wykonać jakiegoś zadania, animacje pozostawiają sporo do życzenia, postaci zachowują się niekiedy tak, jakby nigdy nie słyszały o prawach fizyki, konie walczą ze smokami, miecze tnąc powietrze zadają obrażenia, itd., itp. Czasem jest to śmieszne, czasem irytujące, na ogół jednak nie przeszkadza w dobrej zabawie.
„The Elder Scrolls V” to tytuł, któremu sporo można wybaczyć, a to dlatego, że oferuje niewspółmiernie więcej niż jakakolwiek wydana ostatnio gra. W swej wędrówce po ojczyźnie Nordów dołączyłem do Mrocznego Bractwa i Gildii Złodziei, studiowałem magię w Kolegium w Winterhold, uczyłem się podstaw alchemii i kowalstwa, zabijałem smoki, odkrywałem starożytne krasnoludzkie podziemia, brałem udział w powstaniu przeciwko imperium, a nawet zostałem wilkołakiem. I choć spędziłem w Skyrim dużo więcej czasu niż w niejednym wirtualnym świecie, to nadal wiele z jego tajemnic pozostaje dla mnie niezbadanych, a długa lista rozpoczętych zadań tylko zachęca do dalszej zabawy. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że ewentualne dodatki (a te prędzej czy później na pewno powstaną), utrzymają równie wysoki poziom.
Tomasz Kupiecki
Zalety: Olbrzymi, świetnie skonstruowany świat, ogrom zadań do wykonania, swoboda, wybór wersji językowej (między angielską, polską z dubbingiem i kinową z polskimi napisami)
Wady: Głównie niedociągnięcia techniczne
„The Elder Scrolls V: Skyrim” PC, RPG, producent Bethesda Softworks, dystrybutor Cenega. Gra dostępna także na console PS3 I X360
16 grudnia o godz. 17:40 64066
To może jeszcze parę uwag ode mnie 🙂
1. Dubbing / napisy może i są, ale na pewno nie na wesji PS3 niestety. Wstyd.
2. Poziom podziemi poszedł w górę, wraz z nim niestety ich ogrom – teraz można dwie godziny nie wychodzić „na górę” i dla mnie to kolejna wada – te podziemia zawsze mnie nużyły w Oblivionie. Teraz jeszcze gorzej.
3. Można mieć pewne zastrzeżenia co do fabuły – sama istota Gildii Złodziei chociażby, i tu się nie zgodzę z panem Tomkiem, w Oblivionie misje były „soczyste” i rozsiane różnymi Gildiami po całym Cyrodill, zabierało się bogatym a dawało biednym itd., tu okradamy kupców bo złodziej nad nami ma takie widzimisię. Słabo troszku.
Skupiłem się oczywiście na wadach bo zalet jest w cholerę. Wspomniany ciekawy system rozwoju postaci, świetnie zrobione łucznictwo i dokładniejsze skradanie, lepsza grafika „w oddali”…
Ogólnie gra jest dobra, od poprzednika różni się głównie klimatem czyli co kto lubi.
Mnie skłoniła do zakupu Obliviona na konsolę, teraz dla odmiany tym chętniej wskoczę z powrotem w kolorowy świat Cyrodill bo ten Skyrim jakiś taki… zimny jest 🙂
Misiek
16 grudnia o godz. 20:51 64067
PS Popełniłem grzech śmiertelny nie wspominając o muzyce (i pan Tomasz również 🙂
Otóż ta stoi dalej na wybitnym poziomie i Jeremy Soule odwalił kawał dobrej roboty, może nie jest to już tak porywcze jak motyw główny „Morrowind’a” ale dalej iście epicki.
Soundtrack do gry ukaże się na czterech (sic!) płytach. Miejmy nadzieję żewszystkie dorównają poziomem ideałowi z Obliviona 🙂
16 grudnia o godz. 20:56 64068
Panu Miśkowi tyle mogę napisać, że świat zimny bo przecież Skyrim to kraina Nordów 😉
A wiadomość o soundtracku cieszy bardzo – jestem wielkim miłośnikiem, nawet zbieram i przyznam, że 4 płytowego jeszcze nie widziałem. Pozdrawiam
JMD
21 grudnia o godz. 19:41 64107
Prawdziwym kolekcjonerom polecam w takim razie polecam szybki zakup soundtracka do 23 grudnia bo do wtedy Jeremy Soule wystawia autografy na każdym egzemplarzu 🙂
Płytę można chyba kupić tylko w Bethesdowym (czy stowarzyszonym) sklepie DirectSong, można zapomnieć o Amazonach/iTunes’ach itd.
22 grudnia o godz. 13:23 64121
Dzięki za info.
JMD
28 grudnia o godz. 11:45 64147
Dawno tu nie byłem. I trochę się pozmieniało.Jak na tak długą grę,trochę krótka ta recenzja.Po cichu wpisująca się w obecnie modne spekulacje co jest grą roku a co nie.Osobiście nie mam zarzutów do Skyrim,kolejne łatki skutecznie usuwają błędy a po każdej aktualizacji,gra wygląda jeszcze ładniej.Od Red dead Redemption nic mnie tak nie wciągnęło.Ta gra to jak magnum opus Bethesdy .Zebrali wszelkie doświadczenia ,wyciągnęli wnioski z poprzednich błędów i wysmażyli bardzo dobry produkt.Tym samym pokazali kto jest mistrzem gatunku.Nawet Bioware przyznało ,że jest zafascynowane „dziełem” amerykanów.To co cieszy mnie jednak najbardziej, to fakt iż twórcy Skyrim nie poszli na łatwiznę i wyprodukowali długiego single playera .To zadziwiające .Zwłaszcza że do niedawna mówiło się o śmierci gry dla pojedynczego gracza.A tu proszę.I sądząc po wynikach sprzedaży ,zapotrzebowanie na taki typ rozgrywki jest ogromny.Hmmm.Kilku normalnych inaczej nazwało też nowy produkt Bethesdy single playerowym MMO .Co za bzdura.O tyle ciekawsza że mający swoja premierę SWTOR będący prawdziwym MMO …….stara się zapewnić rozgrywkę dla…………….pojedynczego gracza
(w warstwie fabularnej). Niezbadane są wyroki pana:-)Wracając do Skyrim .Ogólnie trzeba powiedzieć ,że tak soczystego i wciągającego programosa nie było od dawna i długo nie będzie.Zastanawiam się tylko co będę robił jak się skończy?Bo kiedyś musi się skończyć w ……..końcu to nie MMO.Chociaż MMO w tym świecie przywitał bym z otwartymi ramionami.W przeciwieństwie do gniota bioware,które MMO udaje.
2 stycznia o godz. 13:21 64166
Trochę polemiki…
– Nie wiem, jak dla Was ale dla mnie Skyrim to (po raz kolejny) zawiedzione nadzieje. Oczywiście w porównaniu do Obliviona jest znacznie lepiej (i nie chodzi mi tu o mroźny klimat). Ale po kolei;
Pamiętacie jeszcze Morrowinda? Pamiętacie jego początek? To był majstersztyk w budowaniu historii; na początku nie było jakiś fajerwerków, asasynów ubijających władcę, który przez zupełny przypadek uciekał przez Twoją celę, czy smoka który przez jeszcze większy przypadek spartaczył Twoją egzekucję. W morku zostałeś/aś wypuszczony do małej osady i sam musiałeś poznawać świat powolutku, smakując jego uroki. Świat Skyrim, niby żyje… ale jednocześnie jest wtórny. O ile w oblivionie było tak dużo skopiowanych podziemi to w Skyrimie po pewnym czasie w podziemiach znajdziesz dokładnie ten sam schemat łamigłówek, które w końcu zaczną nużyć. Ale największy grzech to, moim zdaniem, NPC i questy. W morku była identyfikacja-np z Rodami, ale postaci były sztywne… w Skyrimie postaci nie są lepsze, duża liczba questów to „idź zabij” (a jak już wybierasz stronę konfliktu to się okazuje że nie ma to specjalnie znaczenia i oddziaływania w świecie gry-w morku zapisując się do Redoran faktycznie było się antagonistą pozostałych), głębsze dialogi są z tosterem w dlc World Blues z Fallout New Vegas, niż z władcami Skyrim… no to sobie pomarudziłem 😀