Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

20.07.2011
środa

Kiedy kultura przegrywa z postępem

20 lipca 2011, środa,

Z Technopolis od początku kojarzyła mi się książka Neila Postmana „Technopol. Triumf techniki nad kulturą”. Zbieżność nazw jest dość oczywista, skojarzenie również. Pracę amerykańskiego antropologa poznałem wcześniej niż stronę, na której się właśnie – ja i ty, Czytelniku – znajdujemy. Po raz pierwszy ukazała się ona w Polsce w roku 1995 nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego, kiedy Internet właściwie jeszcze raczkował. Dziś warto do niej powrócić, bo to książka niezwykle przenikliwa. Zawarta w niej analiza współczesności jest jedną z najciekawszych, jakie w ostatnich dekadach sformułowano. Przy tym postawione zostały tutaj pytania (można by je nazwać źródłowymi), które wielu naukowców pomija, a warto by się nad nimi zastanowić, szczególnie w dobie triumfu komputerów osobistych i Internetu. Kiedy Postman pisał „Technopol”, który można nazwać jego intelektualnym testamentem, nasza kultura nie była jeszcze tak stechnicyzowana, jak dziś. Nie zamierzam tutaj prześledzić wszystkich zmian, które od tamtego czasu zaszły, ale spróbuję – zapewne cząstkowo, czasem być może zbyt powierzchownie lub nietrafnie – odpowiedzieć na kilka problemów, które postawił amerykański naukowiec.

Technopol, czyli triumf rozumu praktycznego

Co wspólnego z grami komputerowymi ma książka Postmana? Niewiele. Za to bardzo dużo łączy ją z postępem technologicznym, którego gry są owocem; jednym z pomniejszych zapewne, ale – w tym akurat miejscu – niezwykle istotnym. Zanim jednak odpowiem na pytania Postmana i przejdę do gier (choć raczej skrótowo, więcej miejsca poświęcę Internetowi i komputerowi), przybliżę w skrócie jego teorię, starając się jej nie strywializować.

Punktem wyjścia dla opowieści Postmana – bo w istocie jest to opowieść o dziejach kultury, szczególnie mediów i narzędzi – jest „Fajdros” Platona. Greckiemu filozofowi Eric Havelock poświęcił jedną z najważniejszych dla antropologii kulturowej książek w XX wieku, „Przedmowę do Platona”, w której dowodził m.in. że rozwój helleńskiej myśli jest ściśle związany z przejściem od oralności do piśmienności, a sam Platon jest tej przemiany owocem. Do tego zagadnienia nawiązuje Postman na pierwszych stronach „Technopolu”. W „Fajdrosie” Sokrates opowiada historię Tamuza, króla wielkiego miasta w Górnym Egipcie. Pewnego razu władcę odwiedza bóg Teut, wielki wynalazca, który przynosi mu w darze m.in. pismo. Tamuz dostrzega zalety nowego medium, jednakże odrzuca je, mówiąc: „Ten wynalazek niepamięć w duszach ludzkich posieje (…) to będą mędrcy z pozoru, a nie ludzie mądrzy naprawdę”. Mędrcami z pozoru Tamuz nazywa oczywiście tych, którzy zawierzą pismu zamiast zaufać własnej pamięci. Technika zawsze coś daje i odbiera, przekształca kulturę, stając się ciężarem i błogosławieństwem zarazem. Należy więc – jak Tamuz – pochylić się nad nią i spróbować ocenić, co dobrego może nam ofiarować i jakie ryzyko się z nią wiąże. Można tu – w ramach anegdoty – przytoczyć historię samej Hellady, która w czasach Platona znajdowała się już u zmierzchu potęgi. Rzymianie od Greków uczyli się bardzo długo, ale to Wieczne Miasto stało się stolicą starożytnego świat. Być może Grecy zamiast uprawiać filozofię i czytać, powinni byli zająć się stworzeniem silnego państwa i wojaczką. Wynalazek Teuta – oczywiście, przejaskrawiam tutaj sytuację, aby pokazać, że skutki nowych technologii mogą być także zgubne – niezbyt przydał się w starciu z Sullą.

Platon w akademii ateńskiej na obrazie Rafaela Santi

Najistotniejszy wniosek, jaki wypływa z opowieści przytoczonej przez Platona, brzmi: żadna technika (medium, narzędzie, etc.) nie jest neutralna. Spójrzmy choćby na tak prosty wynalazek, jak strzemię. Frankowie opanowali tę technologię w VIII wieku – w ten sposób rozpowszechniła się ona w Zachodniej Europie. Rycerz nie zostawiał już konia, którym dotarł na pole bitwy. Dzięki strzemieniu nie zsiadał z niego i przez to jazda konna stała się najistotniejszą formacją bojową (istotne było także wprowadzenie do użytku kopii). Ta niewielka – zdawałoby się – zmiana pociąga za sobą ogromne przemiany społeczne i kulturowe: rycerze zastępują włościan, rozkwita średniowieczny feudalizm, rodzi się „miłość dworna”, pojęcie zbliżone semantycznie do miłości romantycznej (czyli wzoru, który wciąż w naszej kulturze funkcjonuje). Dobitniejszym i bardziej znanym przykładem – szczególnie dzięki fundamentalnej pracy Marshalla McLuhana „Galaktyka Gutenberga” – jest przemiana cywilizacyjna pod wpływem wynalazku druku. Gutenberg zamierzał upowszechniać słowo Boże. Jego intencją nie był rozwój nauki ani – tym bardziej – reformacja Lutra. A właśnie te dwa skutki druku doprowadziły do przemiany cywilizacji Zachodu z chrześcijańskiej w mocno zlaicyzowaną. Prymat nauki – m.in. dzięki wynalazkowi druku – jest dziś właściwie niepodważalny. Jak pokazują te dwa przykłady, nowa technologia nigdy nie jest neutralna, bowiem – jak to ujął McLuhan – „przekaźnik jest przekazem”. Innymi słowy medium, narzędzie lub technika (przekaźnik) zawiera w sobie pewną ideologię (przekaz). Zmienia świat dogłębnie – przekształca język (a więc i sposób myślenia, określając także jego granice, czyli to, co pomyśleć można), redefiniuje stosunki społeczne, etc.

Biblia Gutenberga

Zanim znaleźliśmy się w technopolu, przeszliśmy – według klasyfikacji Postmana – przez dwie fazy kulturowe: narzędziową i technokratyczną. Przejście do technokracji dokonało się – w świecie Zachodu – w XVI wieku. Wiarę, prawdę i wiedzę (służącą głównie intelektualnej satysfakcji) zastąpiły siła i postęp. Francis Bacon dostrzegł, że kto ma wiedzę, ten ma władzę. W technokracji technologia i tradycja współegzystowały (Postman pisze o „centralnej roli narzędzi w intelektualnym świecie kultury”). Doszło do medialnej rewolucji. Obok druku pojawił się telegraf („anihilacja przestrzeni”), potem fotografia („warta więcej niż tysiąc słów”), wreszcie radio („plemienny bęben”), telewizja i komputer. Dwa ostatnie wynalazki należą już do ery technopolu, którą można określić najkrócej jako totalitarną technokrację, czyli technokrację, w której narzędzia zdominowały kulturę. W technopolu celem pracy i myśli jest wydajność. To, czego nie można zmierzyć, nie istnieje albo nie ma wartości. Biurokracja, statystyka, testy (inteligencji, atrakcyjności, itp.), sondaże są podstawą tej kulturowej formy. Użyteczność zastąpiła moralność, nauka zaś stała się niepodważalna (także nauki społeczne, które Postman nazywa – według mnie słusznie – pseudonaukami). Informacja uzyskała status metafizyczny. To doprowadziło do trywializacji symboli kulturowych (widocznej dziś niezwykle wyraźnie) i zaniku rozróżnienia między sacrum a profanum. Statystyczna obiektywność stała się celem samym w sobie. Technopol chce wykluczyć wszelką przypadkowość i nieprzewidywalność. Postman, ośmieszając tę nową formację kulturową, przytacza znaną anegdotę o statystyku, który utonął, ponieważ średnia głębokość rzeki wynosiła metr. Żeby uzmysłowić sobie, w jakim stopniu maszyny zastąpiły człowieka, wystarczy przywołać wywód naukowca na temat współczesnej medycyny w Stanach Zjednoczonych: dziś lekarz zdecydowanie bardziej ufa przyrządom niż pacjentowi (właściwie zanika kontakt). Stąd coraz większa ilość operacji. A większa ilość operacji (często niepotrzebnych) wiąże się z dodatkowym ryzykiem powikłań i zagrożeniem życia. Oczywiście, rozwój sam w sobie nie jest zły, także nowe technologie nie są z definicji wadliwe. Należy tylko umieć z nich korzystać. W technopolu człowiek nie ufa sobie. Wierzy statystyce i maszynom.

Kto zyskał, kto stracił? Co się z nami stało? Kosmos multimedialny

Wróćmy do pytań, które Postman stawia. Amerykański naukowiec zastanawia się, kto dzięki technologii stracił, a kto zyskał wolność i siłę? Równie istotna jest kwestia tego, co nowe techniki zmieniły w kulturze, języku, etc.

Co do pierwszej kwestii – nie odpowiem na to pytanie zapewne tak precyzyjnie, jak Postman mówił o przekształceniu kultury narzędzi w technokrację i o samych narodzinach technopolu. Wydaje się, że komputery jedynie umocniły wcześniejszy prymat maszyn, nauk ścisłych, zbiurokratyzowanych państw, korporacji, itd. Raczej udoskonalono znane sposoby władzy niż stworzono nowe. Powstały nowe branże, inne przeżywają kryzys. Kowal zniknął, gdy pojawił się samochód, a Internet poważnie zmniejszył zasięg rynku prasowego (tworząc przy tym dziesiątki innych zawodów). Ogólny bilans tych zmian trudno ocenić jednoznacznie, ale komputer bez wątpienia nie zlikwidował podstawowych problemów cywilizacyjnych. Przemiana była więc większa w sferze technologicznej niż w sferze ideologicznej. Ta druga – dla Postmana, i antropologii w ogóle, zdecydowanie ważniejsza – zmierza w kierunku przewidywanym w „Technopolu”. Jednak trzeba też zauważyć dodatnie skutki, szczególnie Internetu. Jeśli nawet spadł poziom wszelkich debat i sławami stali się celebryci, to zdecydowanie pozytywna jest sama możliwość publicznego wypowiadania się i np. fakt, że politycy muszą liczyć się z tym, że nawet gdy opanują media mainstreamowe, to istnieje droga do wygłaszania poglądów, którą trudno zablokować. Twitterowa rewolucja w Mołdawii jest znakomitym tego przykładem.

Pycha - pierwszy z siedmiu grzechów głównych człowieka

Komputer – w pewnym stopniu – zachwiał prymatem druku i pisma. Nie wracamy co prawda do piktogramów, ale znajdujemy się w kosmosie wielu przekaźników (można go nazwać multimedialnym), nastawionym na słowo pisane w podobnym stopniu jak na obraz czy film. Zanim pojawił się Guttenberg istniały manufaktury. Dzięki komputerom w pewnym sensie bliżej nam – jak w średniowieczu – do nauki praktycznej. Stawiają nas one bowiem w sytuacji rzemieślnika – teoria na niewiele się tutaj zdaje.

Dzięki Internetowi wzrosła prędkość przepływu informacji, choć wzrósł też informacyjny chaos. Wbrew obawom sprzed kilku jeszcze lat intensywniejsza jest – nawet jeśli bardziej powierzchowna – komunikacja międzyludzka. Serwisy społecznościowe, fora, etc. ułatwiają bowiem kontakty osobom, które mają problem z nawiązywaniem relacji „na żywo”. Szczęśliwie, nie zmierzamy ku cywilizacji „no-life’ów” podobnej do tej, którą Michel Houellebecq antycypował w „Możliwości wyspy”. Wirtualna rzeczywistość kompletnie zmienia sposób i jakość komunikacji – właściwie po raz pierwszy mamy do czynienia z sytuacją, w której wygląd nie determinuje w żaden sposób stosunków między rozmówcami. Oczywiście, zjawiska pozytywne i neutralne idą w parze z negatywnymi, wśród których można wymienić niespotykany wcześniej ekshibicjonizm, chamstwo na masową skalę (szczególnie osobom nieodpornym na krytykę Internet może wyrządzić wiele krzywdy) czy sukcesywne obniżanie się jakości tzw. mass-mediów.

Jeśli chodzi o same gry, to wyparły one w dużym stopniu telewizję, co należy uznać za pozytywny aspekt kulturowej przemiany (choć nie przeceniałbym jej, szczególnie gdyby zestawić gry z medium tak nasyconym semantycznie, jak literatura). Zamiast bierności mamy aktywność i powrót epickich narracji. W ślad za tym idzie rewolucja graficzna: od obrazu i fotografii do nowych – choć wzorowanych na istniejących już bądź na opisanych przez pisarzy – kosmosów, w których stajemy się wręcz kreatorami.

Rozkwit komputerów i technopolu pociągnął za sobą, oczywiście, zmiany w języku (nasz język rodzimy zalany został przez terminy angielskie). Niedawno przeczytałem na Facebooku zdanie „czujność mode on”, a przecież nikt by się z nas nie śmiał, gdybyśmy powiedzieli, że osiągnęliśmy w życiu kolejny „level”. Dodajmy, że samo słowo „computer” oznaczało początkowo kogoś, kto dokonuje mechanicznych obliczeń. Antropomorfizacja komputerów (np. wirus, kwarantanna) i dehumanizacja ludzi (level, mode on) potwierdzają tezę Postmana o stopniowym podporządkowywaniu się człowieka maszynie.

Piękna i przerażająca Maria z Metropolis Langa

Nasze najważniejsze problemy – jak zauważa amerykański antropolog – nie mają swoich źródeł w braku technologii, a komputer jego zdaniem ich nie rozwiąże. Można więc spytać, czy komputer zapewnił nam coś więcej poza rozwojem technologicznym? Trudno byłoby orzec, iż skazał nas na dobrobyt. Postępu ekonomicznego nie zapewnił, choć wyrównał szanse w dostępie do wiedzy, informacji (zwiększając jednocześnie chaos, bowiem informacje w internecie nie są odpowiednio wyselekcjonowane ani skomentowane) i zdobyczy kultury. Nie trzeba już jechać do Prado, żeby obejrzeć „Panny dworskie” Velasqueza.

„Różnorodność, złożoność i dwuznaczność ludzkich sądów to wrogowie techniki” – pisał Postman. Komputer i Internet w pewien sposób przeciwko technice występują, bowiem umożliwiają różnorodność (choć raczej nie prowadzą do złożoności), ale byłaby to chyba teza zbyt ryzykowna. Czy komputer rzeczywiście jest – jak uważał Postman – „idealną maszyną technopolu”?

Co dalej?

Postman bardziej znany jest dzięki książce „Zabawić się na śmierć” (tu przede wszystkim poddał krytyce rozrywkowy wymiar współczesnej kultury, głównie telewizyjnej), ale to właśnie „Technopol” – ten błyskotliwy pamflet na stechnicyzowaną mentalność – stanowi esencję jego myśli i stylu. Jeśli przywołalibyśmy słynną „Romantyczność” Adama Mickiewicza, to technopol symbolizowałoby „szkiełko i oko”, zaś sam Postman stałby po stronie „czucia i wiary”. Antropolog receptę na zanik wartości i triumf technopolu widzi m.in. w reformie edukacji, która naczelne miejsce rezerwowałaby dla semantyki i filozofii nauki. Warto się tej propozycji przyjrzeć bliżej, ale tu tylko nadmienię, że według Postmana powinniśmy uczyć wszystkich przedmiotów jako historii tych przedmiotów. Innymi słowy zamiast biologii należałoby wprowadzić historię biologii. Trudno nie przyznać mu racji – tego rodzaju edukacja z pewnością zwiększyłaby naszą wiedzę i wyostrzyła zmysł krytyczny, choćby dlatego, że pokazywałaby, iż nie należy traktować dogmatycznie tego, czego nas uczą, bowiem nauka nie jest ani pewna, ani niezmienna. Autor „Zabawić się na śmierć” wierzył (przyznam się, że ja również w to wierzę), że wiedza nie musi być utylitarna (powiedzcie to komuś; wątpliwe, żebyście nie zostali wyśmiani), a ludzkie czyny niekoniecznie powinny być jedynie pragmatyczne. Wbrew jego teorii zaawansowane media mogą w tym pomóc, choć w tym momencie na to się jeszcze nie zanosi. Ale choćby prosty fakt tego, że ludzie wykorzystują Facebooka i Twittera, żeby poinformować o tym, że działania prominentów im się nie podobają (np. wspomniana Mołdawia czy protest przeciwko obniżce nakładów na TVP Kultura), jest objawem pozytywnym i świadczy o tym, że być może kiedyś nauczymy się w stechnopolizowanej rzeczywistości żyć świadomie, czyli korzystać z nowych narzędzi, a jednocześnie nie traktować ich jako transcendentaliów. Nie przywróci to wiedzy dla wiedzy, nie da nam etycznych drogowskazów, ale być może przypomnimy sobie, że to człowiek wymyślił maszynę i że jest ona jedynie – często przydatną – technologią, którą należy umiejętnie wykorzystywać, ale która nigdy nie zastąpi myślenia (w technopolu bowiem, jak pisał Postman, „technika może myśleć za nas”) i zdrowego rozsądku.

Niewielu pisało o problematyce komunikacji społecznej w sposób równie erudycyjny, dowcipny i zajmujący, co Neil Postman. Niewielu także miało tak wiele ważnych myśli do przekazania. Po „Technopol” powinni sięgnąć ci, którzy chcą zrozumieć, jak powstała współczesna kultura Zachodu i dlaczego funkcjonuje ona w ten, a nie inny sposób.

Krzysztof Cieślik

Neil Postman, Technopol. Triumf techniki nad kulturą, Warszawa 2004 (wyd. II).

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 8

Dodaj komentarz »
  1. Więcej takich postów Panowie. Trudny, nudny, wymagający, ale satysfakcjonujący.

  2. Technopol czytałem lata temu. I zakończyłem mocno zniechęcony. Bo, że technika zmienia kulturę — to „oczywista oczywistość”, ale efekt zmian, a raczej „stan obecny” nie są już takie jednoznaczne. (Wracając do historii z Platona: dlaczego pamięć indywidualna miałaby być lepsza od pisma?)
    Miło się więc zdziwiłem tomikiem „Zabawić się na śmierć”, przeczytanym z entuzjazmem.

  3. @Darek
    Dziękuję za miłe słowa, które w komentarzach nie zdarzają się wcale zbyt często. Mam nadzieję, że następny mój tekst (a na pewno kolejny będzie poświęcony literaturze w dużym stopniu) nie wyda się już Panu nudny 🙂
    @PAK
    hm… Co do Platona – Postman się od tej historii wyraźnie dystansuje (nie napisałem tego w tekście, który i bez tego był dość długi). Zauważa luki w rozumowaniu Tamuza, no i bodaj każda technika wprowadza według niego nie tylko negatywne przemiany.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Antyczna nagonka na pismo jest porównywalna z tą dzisiejszą dotyczącą nowych mediów, gier, etc. Pismo było kiedyś „nowym medium”, czyli czymś nieznanym, podobnie jak dzisiaj nasze „nowe media”. Sam termin funkcjonuje więc od lat, zmienia się jego zakres znaczeniowy. Zarzutem pisma była kiedyś niemożność dialogu, co wraz z rozwojem poczty czy poczty elektronicznej jest już nieaktualne. To prowadzi z kolei do wniosku, że rozwój mediów jest nieprzewidywalny. Książka „Miękkie ostrze” dobrze to wszystko opisuje, nie jest może tak popularna jak pozycje Postmana, ale warto po nią sięgnąć.

  6. Pełna zgoda.
    A co do Levinsona, bardzo cenię jego tezę o tym, że kiedy nowe medium zagraża staremu, stare musi znaleźć niszę, a gdy już ją znajdzie, to często radzi sobie nie gorzej niż wcześniej (jeśli się nie mylę, Levinson oparł ją na badaniach nt. radia i prasy).

  7. Właśnie, Levinson, nazwisko mi umknęło 🙂 teoria „niszy” rzeczywiście jest ciekawa. Ja czytając książkę zastanawiałem się, jak w swojej niszy będą funkcjonowały dzisiejsze gry, jeżeli pojawi się jakieś nowe medium o którym teraz nam się nawet nie śni.

  8. Z „teorią niszy” problem jest jedynie taki, że nie wiadomo, jak sprawdzi się w odniesieniu do innych mediów niż te, o których pisał Levinson. Np. prasa z powodu internetu ma poważne problemy, ale sądzę, że sobie poradzi (płatne artykuły w internecie, za dobrą zawartość ludzie pewnie będą płacić; poza tym „snobizm” posiadania magazynu, podkreślający pozycję społeczną, etc.). To wszystko jednak wyjdzie w praniu. A co do gier – nie myślałem o tym, ale to bardzo ciekawe, co się z nimi stanie, gdy pojawi się coś, o czym nie śniło się filozofom 😉

  9. Świetny tekst, podobnie jak ten o postmanowskiej wizji „zabawienia się na śmierć”. Poszukuję w internecie od kilku dni informacji, artykułów na temat idei Neila Postmana, by dopełnić swoje opinie na temat jego książek i cieszę się , że w końcu znalazłam coś napisanego w tak zrozumiały sposób.

css.php