Jednym z popularniejszych powiedzeń wywodzących się z Wall Street jest maksyma mówiąca o dwóch czynnikach, które są w stanie poruszyć rynek – strachu i chciwości. Które uczucie kieruje fanami gier wideo inwestującymi na giełdzie?
Obstawiałbym chciwość, czy mówiąc delikatniej – chęć zysku. Strach prowadzi do stagnacji, kurczowego trzymania się obecnej sytuacji i unikania ryzyka, które jest wpisane w grę giełdową. W tym miejscu pojawia się pytanie natury filozoficznej – czy chciwość jest zła? Rozważania na ten temat zostawmy jednak innym (np. Gekko), a sami skoncentrujmy się na analizie giełdowych spółek zajmujących się produkcją gier. Nie będzie to jednak analiza fundamentalna czy techniczna ani profesjonalne sprawozdanie rodem z finansowych portali, a luźne spostrzeżenia pasjonata gier i inwestowania.
Oszałamiający giełdowy sukces City Interactive na GPW zachwycił polskich inwestorów i doprowadził do niebezpiecznego przekonania, że wszystko co jest związane z grami wideo przynosi trzycyfrowe stopy zwrotu. Warszawski producent i wydawca rzeczywiście swego czasu wystrzelił windując cenę akcji o ponad 800%, teraz też radzi sobie całkiem nieźle, choć nie obyło się bez paru bolesnych korekt, obnażających jeden z głównych grzechów inwestorów – zbyt dużą pewność siebie.
Im bliżej premiery gry, tym bardziej rośnie wycena spółki. Co się jednak stanie, gdy na krótko przed planowanym debiutem oczekiwanego tytułu wydawca ogłosi niepokojące inwestorów informacje? City Interactive zafundowało taki scenariusz na niecały tydzień przez premierą Sniper: Ghost Warrior na PlayStation 3. Sukcesywnie pnący się w górę wykres obrazujący wycenę akcji CI w ciągu jednego dnia załamał się o ponad 8% gdy okazało się, że gra zaliczy dwutygodniowy poślizg, a planowany na jesień sequel został przesunięty na 2012 rok. Tu pojawia się trzecia zasada – rynek jest nieprzewidywalny. Były wywiady, zapewnienia, nawet drukowane w miesięcznikach poświęconych grom wideo reklamy, wystarczył jednak jeden komunikat, aby wszystko poszło w łeb i cena akcji spadła o 5 zł. Powyższa korekta była bolesna, ale w gruncie rzeczy logiczna i możliwa do odrobienia. Co jednak mają powiedzieć inwestorzy THQ, którzy uwierzyli w wyższość Homefronta nad Call of Duty?
Amerykański wydawca po szumnych zapowiedziach i agresywnej kampanii reklamowej wypuścił przeciętną grę, co skończyło się równie przeciętnymi ocenami w branżowych mediach i spektakularnym zjazdem akcji THQ na giełdzie. W dniu debiutu Homefronta wycena akcji THQ spadła o 21%! Obrazu klęski THQ dopełniają informacje z japońskiej Nikkei, gdzie czołowi japońscy wydawcy po trzęsieniu ziemi i tsunami stracili mniej, niż THQ po premierze swojej długo oczekiwanej gry.
Wracając jednak na polskie podwórko – akcje City Interactive odbiły się i zaczynają rosnąć. Drugi największy polski gracz, Optimus, też sukcesywnie piął się w górę dając inwestorom 10% w ciągu zaledwie miesiąca. Premiera Wiedźmina 2 za nami, pojawiają się pierwsze pozytywne recenzje i narzekania graczy na problematyczną instalację, niedziałające DLC i uszkodzone Edycje Kolekcjonerskie, co też w jakimś stopniu odbija się na kursie akcji. Niezwykle istotną sprawą wiążącą się z CD Projektem jest też niezauważona przez polską branżę zapowiedź zmiany nazwy firmy. Optimus posiadający 100% CD Projektu przymierza się do przemianowania na… CD Projekt. Ta pozornie tylko formalna zmiana miałaby odbyć się w III kwartale roku, co może okazać się dobrą okazją do kolejnej podwyżki cen akcji. Dlaczego?
Pod koniec XX wieku i ery dotcomów zmiana nazwy firmy często doprowadzała do 30% wzrostów w ciągu zaledwie jednego dnia. Od połowy 1998 do 1999 roku 147 od lat działających na rynku firm dodało sobie do nazwy „net”, „com” lub „Internet”, a ich rynkowa wartość wzrosła od kilkunastu do kilkudziesięciu procent. Obecnie mamy 2011 rok, pamiętamy internetową bańkę, ale czy obecny boom na spółki developerskie nie przypomina tamtego szaleństwa na punkcie sieci? Mamy do czynienia z podobnym produktem, emocjami, zmiennością rynku i psychologią tłumu. Niewykluczone, że przemianowanie Optimusa może pozytywnie zaskoczyć inwestorów, w końcu historia, nawet ta inwestycyjna, kołem się toczy.
W tle dwóch największych, notowanych na GPW spółek o zaufanie inwestorów walczy szereg mniejszych firm developerskich debiutujących na NewConnect. Słowo zaufanie jest tutaj kluczowe, bo wchodzące na rynek firmy często nie posiadają w portfolio żadnej gry, a ich jedynym kapitałem jest zapał i doświadczenie twórców. Takim przykładem może być 11bit studios składające się z pracowników byłego Metropolis Software. W październiku zeszłego roku spółka weszła na giełdę z obietnicą produkcji Anomaly: Warzone Earth. Developerzy jak mówili, tak zrobili i ich grę można już kupić za pośrednictwem cyfrowej dystrybucji. Z czasem ma pojawić się też pudełkowa wersja, co stawia Anomaly i stojących z nią ludzi w naprawdę komfortowej sytuacji. W końcu tylko najlepsze tytuły ze Steama, PSN czy XBLA są wydawane na fizycznych nośnikach. Branżowy sukces 11bit odbija się oczywiście na NewConnect. Na dwa tygodnie przed premierą gry akcje spółki poszybowały w górę o 100% i choć teraz zaczynają spadać, to firma ewidentnie dała zarobić w krótkim terminie, budując sobie przy okazji długoterminowe zaufanie, czego nie da się powiedzieć o Nicolas Entertainment Group. Firma o okrągły rok przełożyła premierę Afterfalla, co przyczyniło się do spadku już i tak nisko wycenianych akcji. Nie pomogła zapowiedź współpracy z amerykańskim developerem (znanym np. z Tony Hawk: Shred) czy porzucenie starej nazwy Nicolas Games. Wielką niewiadomą jest natomiast Forever Entertainment.
Na internetowych forach trwają dyskusje czy będzie to następne 11bit, czy może raczej Nicolas? Większość skłania się ku tej drugiej opcji. Za stanowiskiem tym przemawia brak doświadczenia, zawyżona cena akcji czy rządzące spółką nazwiska, które wcześniej były powiązane ze spółką Nicolas. Z drugiej strony, firma wykupiła pełne prawa do marki Misia Uszatka, nawiązała współpracę z CD Projekt i zamierza małymi kroczkami wkroczyć na rynek, styczniowy debiut na NewConnect był pierwszym etapem planowanego rozwoju.
Podobną strategię wykazuje krakowski Bloober Team. Ta stosunkowo nowa na rynku firma jako pierwszy i jak na razie jedyny polski developer tworzy tytuł startowy na Next Generation Portable, następcę PSP2. Ambitna zapowiedź kłóci się jednak z historią firmy, która wcześniej funkcjonowała pod nazwą Nibris i zasłynęła na świecie z niedokończonego horroru na Wii, Sadness. Dobrze rokujący projekt okazał się być w gruncie rzeczy mocno przereklamowaną produkcją, która nie wyszła poza szkice koncepcyjne. Spółka zamierza wkrótce wejść na giełdę i znowu mamy do czynienia z niezłą łamigłówką. Z jednej strony pamiętamy nieciekawą sytuację z Sadness, produkcję kiepskiego Music Master: Chopin, z drugiej jest to jedyna polska spółka tworząca tytuł startowy na nową konsolkę przenośną Sony, posiada także spółkę-córkę fun4all, której gra Paper Wars: Cannon Fodder wylądowała na PS3 Minis i PSP.
Przyglądając się powyższym wahaniom kursów, ogromnej zmienności i niepewności rynku miejsce chciwości zastępuje powoli strach o swoje pieniądze. Nic nie jest pewne i czasem można zarobić 100% zainwestowanej kwoty w niecały miesiąc, a innym razem stracić ładnych parę procent na spółce, której wzrost wydawał się pewny. Niezależnie od naszych uczuć giełda ciągle działa i warto spróbować na niej swoich sił, zwłaszcza, że akcje spółek developerskich funkcjonują w pewnym zawieszeniu od reszty rynku. Wycena powyższych firm często mocno odbiega od kondycji WIG20, co może okazać się też całkiem dobrym pomysłem na dywersyfikację domowego portfela inwestycyjnego.
Paweł Olszewski
Polecamy także: