Cargo! – oda do radości
Niezbyt wydatny biust, biodra i nogi ukryte w przepastnych szarawarach, a do tego spojrzenie zabijaki i potargane włosy w mało twarzowym kolorze. Lara Croft i Bayonetta mogą spać spokojnie, w takiej stylizacji moja bohaterka nie zostanie okrzyknięta nową ikoną erotyzmu. Przypomina brzydkie kaczątko, a przecież wystarczyłoby kilka prostych sztuczek (opięte szorty, odsłonięte nogi, odrobina kokieterii w oczach i więcej zmysłowości w ruchach), by mogła z powodzeniem przyciągać męski wzrok. Mogłaby, ale nie chce, widocznie ma inne priorytety. Tą rzadko spotykaną wśród heroin gier wideo postawą od razu zaskarbiła sobie moją sympatię.
Podobne jej chłopczyce wyrastają często w rodzinach, gdzie zamiast wyczekiwanego syna przychodzi na świat córka. Tak też było w tym przypadku; twórcy z rosyjskiego zespołu Ice-Pick Lodge przyznają, że pierwotnie bohaterem Cargo! The Quest for Gravity miał być mężczyzna. To po nim przejęła imię Floks (w wersji angielskiej zastąpione zbliżonym fonetycznie: Flawkes) oraz kolor włosów przypominający kwiat o tej samej nazwie. Jego łacińska nazwa (phlox) oznacza płomień, dlatego pieszczotliwie nazywam ją Płomyczkiem. Płomyczek – nowa ikona feminizmu?
Floks mało mówi, częściej słucha, ale zdarza jej się mruczeć pod nosem coś, co tworzy dysonans w zestawieniu z sytuacją, w jakiej się znajduje. Gdy w trakcie beztroskiej wydawałoby się zabawy rzuca „kocham tę robotę”, „do diabła z wami” albo „nauczę was latać, łajdaki…”, jej słowa brzmią jak cytaty z gier lub filmów. Już na wstępie ktoś podejrzewa, że zjawiła się, by „skopać tyłki i żuć gumę” (ang. kick arse and chew gum), co można odczytać jako aluzję do pewnego żałosnego typka z innej gry, zwanego nie wiedzieć czemu „księciem” (ang. duke).
Kieszenie jej obszernych portek kryją mnóstwo narzędzi przydatnych inżynierowi, który jest po trosze mechanikiem, hydraulikiem, konstruktorem, a zarazem pilotem oblatywaczem i kierowcą rajdowym. Miała tylko dostarczyć ładunek na mały archipelag, ale na skutek uszkodzenia sterowca towar wylądował w morskiej toni. Musi go najpierw odzyskać, a potem zająć się naprawianiem świata, który nieco wypadł z formy w efekcie nieudanych eksperymentów miejscowej trójcy bóstw. Chodzi doprawdy o drobiazgi, na przykład przywrócenie grawitacji i ruchu obrotowego planety, sprowadzenie na ziemię unoszących się w stratosferze obiektów, a przede wszystkim ochronę tubylców przez zapędami samobójczymi.
Zajmie się tym wszystkim, o ile zdecydujemy się na grę w trybie misji, a właściwie o ile w ogóle zechcemy w Cargo! grać serio, bo równie dobrze, a nawet lepiej można się w tę grę bawić. Jedno z drugim da się pogodzić; dla wykonania misji konieczne będzie konstruowanie wehikułów z części, które zakupimy w zamian za walutę o nazwie FUN (zabawa). Zdobędziemy ją, uszczęśliwiając człekokształtne stworki, w wersji angielskiej zwane „buddies”, co pozwalam sobie za Pawłem Schreiberem tłumaczyć jako Kolesie. Wyglądają niemal identycznie, a kilka dających się rozróżnić charakterystycznych buziek to karykaturalne portrety twórców gry. Ot, taka „paschałka”, czyli po naszemu… „easter egg”.
Kolesiom niewiele trzeba do szczęścia: wystarczy odtwarzać muzykę do tańca i zabierać ich na szalone przejażdżki. To najlepszy sposób na dostarczenie im – oraz sobie! – upragnionej radochy, w czym pomogą dwie użyteczne zabawki; jedna pozwoli nam bawić się w konstruktora pojazdów, druga w didżeja, a nawet wodzireja. Niezbędny do ukończenia gry zestaw obowiązkowy obejmuje zaledwie kilka wehikułów, które przy odrobinie szczęścia da się zbudować według gotowych schematów. W trybie beztroskiej zabawy mamy szansę wykazać się kreatywnością w wymyślaniu fantastycznych machin latających, pływających, jeżdżących po lodzie oraz wszelakich wertepach. Im szybsza jazda i dłuższy korowód pasażerów, tym większa uciecha.
Gra wyposażona jest również w aplikację pozwalającą importować pliki dźwiękowe, tak by Kolesie tańczyli w rytm wybranej przez nas muzyki. Przy odrobinie cierpliwości da się nawet opracować choreografię, ustalając zestaw kroków i synchronizując je z podkładem muzycznym. Oczywiście na tę zabawę przyjdzie czas wtedy, gdy już nasłuchamy się skocznych melodii autorstwa Wasilija Kasznikowa. Nadworny kompozytor moskiewskiego studia podobnie jak koledzy z zespołu wykonał tym razem stylistyczną woltę, podkreślając klimat gry muzyką lekką i dowcipną z elementami pastiszu (do pobrania tutaj).
Skonsternowanym fanom Ice-Pick Lodge pozostaje zapomnieć na razie o mrocznej atmosferze ich wcześniejszych ambitnych dokonań (Pathologic oraz Tension/The Void) i przygotować się na najbarwniejszą i najbardziej ludyczną grę świata. Cargo! (w oryginale: Eureka!) to nieustający karnawał, apoteoza radości, cztery pory roku beztroskiej zabawy. Jedyny mroczny moment w rozgrywce nastąpi z pojawieniem się gigantycznego tornada, ale nie ze względu na niebezpieczeństwo, tylko kontrast kolorystyczny – na tle jaskrawych barw otaczającego świata czarny wir sprawia przygnębiające wrażenie.
Pozwolę sobie ponownie przywołać kluczowy dla odczytania gry, acz mało elegancki angielski zwrot „to kick arse/ass”, co można tłumaczyć jako „kopnąć w tyłek” lub „dołożyć komuś, rozprawić się z kimś”. Wszak do tego właśnie sprowadza się wiele popularnych gier, w których bez względu na fabularną i graficzną otoczkę chodzi głównie o to, by dokopać przeciwnikowi. Cargo! ilustruje dosłowny sens tej niezbyt skomplikowanej filozofii: tak, ta gra polega na rozdawaniu kopów w zadek. Floks biega po wyspie, kopiąc pulchne pupcie, z których wypadają żelazka z duszą lub doniczki z kwiatami, po czym Kolesie w euforii wznoszą się w powietrze, by pęknąć niczym bańki mydlane. Tak powstaje najwyższe dobro, o które wszystkim nam chodzi – FUN.
Poddając się tej celebracji czystej radości, nie sposób nie zauważyć jej drugiego dna. W wypowiedziach niezdarnych bóstw oraz przebiegłego diabła pobrzmiewa tyle sarkazmu wobec natury ludzkiej, że może warto się zastanowić, dlaczego właściwie zastąpiono człowieka żądnymi rozrywki istotami o silnym instynkcie stadnym i ubogiej inteligencji, które w oryginalnej rosyjskiej wersji nazywają się „gnoby”, co brzmi jak skrzyżowanie gnoma ze snobem. Przemykające przez ekran nawoływania do powszechnej wesołości i wyrazy troski o to, czy aby się dobrze bawimy, brzmią ironicznie i dziwnie znajomo zarazem. Gdy nie sprawdzimy się w roli animatora kultury archipelagu, gra wystawi nam najgorszą z możliwych cenzurek: „ale porażka, wcale nie jesteś zabawny”. Na swój przewrotny sposób Cargo! okazuje się krzywym zwierciadłem dla nas samych oraz satyrycznym spojrzeniem na branżę gier i współczesną kulturę w ogóle.
Amerykańskie slangowe określenie „kicks ass” można też uznać za odpowiednik młodzieżowego „ale czad!” i odnieść do czegoś niezwykłego, co „wymiata”, robi niesamowite wrażenie bądź jest niepodobne do niczego innego – dokładnie tak jak Cargo!
tetelo
Plusy: pozytywne emocje, walory rozrywkowe, ukryte podteksty, pełen humoru podkład muzyczny, edytor wehikułów i konsola muzyczna jako formy współuczestnictwa w zabawie
Minus: mało wyzwań dla doświadczonych graczy,
PEGI 12+; gra stosowna dla dzieci oraz dorosłych o duszy dziecka, o ile znają języki obce (na razie brak wersji polskiej) i nie wadzą im nieliczne brzydkie wyrazy, o których mowa powyżej.
Cargo! – The Quest for Gravity, gra studia Ice Pick Lodge. Do kupienia w serwisie Impulse – 14.99 $ lub STEAM – 19.99 Euro.
15 lutego o godz. 8:54 64359
Witam,
Miło mi poinformować, że dostępna jest już polska wersja gry Cargo! Quest For Gravity. Można ją pobrać przez Steam’a: http://store.steampowered.com/app/41740/
20 lutego o godz. 10:34 64366
Dzięki za info.
Podczas ostatnich mrozów czasem wracałam do Cargo, by się ogrzać w rozdziale Lato.