Urodzony w „orwellowskim” roku 1984 Michael Highland podejrzewa, że gdyby Wielki Brat miał do dyspozycji gry wideo, totalitarne pranie mózgów zakończyłoby się totalnym sukcesem. Siła perswazji ekranu telewizyjnego blednie wobec potęgi interaktywności. Powtarzanie wykonywanych czynności w połączeniu z niespotykanym w innych mediach zaangażowaniem emocjonalnym czynią graczy niezwykle podatnymi na sugestie. Twórcy gier doskonale wiedzą, jak wywołać gniew i strach, budzić entuzjazm i wzruszać. Dzięki umiejętności manipulowania emocjami osiągają status współczesnych „inżynierów ludzkich dusz”, zdolnych również przeprogramować nasze mózgi.
Takie refleksje, oparte na własnych doświadczeniach i odczuciach, zawarł dwudziestoletni wówczas student w przygotowanej na zaliczenie etiudzie filmowej. Zaniepokoiło go, że świat wirtualny odbieramy jako bardziej atrakcyjny („ależ tu pięknie – prawie jak w grze!”), a nawet subiektywnie bardziej realny niż rzeczywistość. Wojny toczone w grach angażują nas mocniej niż prawdziwe konflikty zbrojne, zlewające się na ekranie telewizora z kolejnymi odcinkami mydlanych oper. Jednocześnie coraz lepiej funkcjonujące kontrolery nie stanowią już bariery, lecz niemal przedłużenie ciała gracza, który tym samym jednoczy się z maszyną, stając się powoli jej częścią. Później Highland rozwinął temat w dokumentalnym filmie As Real As Your Life, ale uznanie przyniosła mu poprawiona nieco wersja szkolnej etiudy (tę zamieszczam wyżej), którą David Perry przedstawił na konferencji TED (Technology – Education – Design).
Wystąpienie Perry’ego (dostępne są polskie napisy) jest również godne uwagi; bardzo efektowne (by nie rzec: efekciarskie), zręcznie przeplata dowcipne pointy z akcentami osobistymi oraz zaskakującymi danymi statystycznymi (83% gier nie zawiera przemocy!). Trzeba jednak zastrzec, że TED nie jest konferencją ludologiczną, a prezentacja adresowana była do słuchaczy spoza branży, których miała w temat wprowadzić i zapewne zaintrygować. Znawcom przedmiotu i badaczom gier pozostaje potraktować ją, podobnie jak niniejszy artykuł, z wakacyjnym dystansem.
Filmik Highlanda kończy się idealistycznym westchnieniem w duchu „Imagine” Lennona: „wyobraź sobie grę, która uczy szacunku dla ludzi… która pomaga rozwiązać problemy naszego świata…”. Podobnym tropem podąża projektantka gier Jane McGonigal, szukając odpowiedzi na pytanie: jak to możliwe, że ludzkość nie uporała się jeszcze z biedą, głodem, zmianami klimatu, konfliktami zbrojnymi? Skoro potrafimy skutecznie ratować wirtualne światy, dlaczego nie naprawimy tego jednego, w którym przyszło nam żyć? Zdaniem McGonigal, odpowiedź jest prosta: wciąż za mało gramy, zwłaszcza w World of Warcraft oraz inne gry sieciowe.
Tylko w grach potrafimy tak dobrze koncentrować się na osiągnięciu celu i współdziałać w zespole. Niczym przodownicy pracy ścigamy się w przekraczaniu norm i wykazujemy radosną produktywnością, nie bacząc na trudności i niezapłacone nadgodziny. Niezachwianie wierzymy w powodzenie misji i nie zważając na porażki, próbujemy aż do skutku, by w końcu zwyciężyć. W życiu często przeszkody nas frustrują, niepowodzenia wpędzają w depresję, zbyt łatwo się zniechęcamy i poddajemy.
W efekcie pan i władca wirtualnego świata bywa często życiowym nieudacznikiem. Nic dziwnego, że ucieka do rzeczywistości wirtualnej, skoro osiąga tam więcej sukcesów niż w realnej. Wina nie leży w nas ani w grach – twierdzi McGonigal – tylko w życiu. Trzeba sprawić, by rzeczywistość przypominała świat wirtualny. Dajmy ludziom poczucie współuczestnictwa w epickim przedsięwzięciu, przydzielmy każdemu ambitne, lecz możliwe do wykonania zadanie i motywujmy ich skutecznie, podobnie jak gry nagradzają awansami na wyższy poziom, bonusami itp. Granie uczyni świat lepszym.
A jeśli świata nie uda się uratować? Jak sobie poradzimy, gdy po gigantycznej katastrofie wylądujemy na radioaktywnej pustyni lub przyjdzie nam walczyć o przetrwanie z mutantami? Wówczas mogą zaprocentować doświadczenia zdobyte w symulacji katastroficznej przyszłości: przetrwają ci, którzy dzięki grom mają za sobą odpowiedni trening w realiach świata po apokalipsie. Takie rozumowanie prowadzi grono ekspertów z programu The Onion do wniosku, że aby odpowiednio przygotować młode pokolenie do przetrwania w ekstremalnych warunkach, należy pozwolić im jak najwięcej grać: w odosobnieniu i oderwaniu od rzeczywistości godzinami pokonywać kolejne misje Fallouta.
Dla uniknięcia nieporozumień dodam na wszelki wypadek, że The Onion to program satyryczny, więc powyższy akapit należy traktować z przymrużeniem oka. A może… nie do końca? Może warto rozważyć, czy z pozoru absurdalne pomysły nie zawierają kropli ożywczej inspiracji lub ziarna idei wartej rozpowszechnienia?
Kto potępia gry w czambuł, w ramach eksperymentu powinien dać im szansę, a na początek obejrzeć mini-show Davida Perry’ego lub pozwolić się uwieść entuzjazmowi Jane McGonigal. Nawet jeśli przedstawiona przez nią koncepcja brzmi jak żart, nie zaszkodzi bliżej się przyjrzeć jej najnowszemu projektowi pt. Evoke. A ci, którzy skwapliwie bagatelizują wpływ gier na własną psyche i umysł, niech przynajmniej wezmą pod uwagę ostrzeżenie Michaela Highlanda: UWAŻAJ, W CO GRASZ.
tetelo
19 lipca o godz. 10:52 51996
Dobry tekst.
Trzeba jednak pamiętać, że na jednego Highlanda, który swoje uzależnienie wykorzystał w jakiś sposób twórczo, przypadają dziesiątki czy setki zwykłych graczy, którzy po prostu niszczą sobie życie, nie umiejąc znaleźć właściwych proporcji pomiędzy czasem (i innymi zasobami) poświęconym światom wirtualnemu i realnemu.
22 lipca o godz. 22:05 52099
JG, odnoszę wrażenie, że nie wysłuchałeś żadnego z wystąpień i nie obejrzałeś wspomnianej etiudy.
12 lutego o godz. 16:35 747564
Głupoty. Gram w gry, a jednocześnie prowadzę życie pełne zainteresowań oraz sukcesów zawodowych. Także nie do mnie to pieprzenie. A że ktoś się uzależnia i utyskuje nad tym, że ma beznadziejne życie, to nie moja sprawa. Nie trzeba być milionerem, żeby spełniać swoje marzenia i mieć piękne życie. Niestety zewsząd wmawia się ludziom, że muszą więcej pracować, żeby zarobić pieniądze, bo tylko dobra materialne uczynią ich szczęśliwymi. Musisz mieć komórkę, samochód, to, tamto, bo inaczej jesteś zerem – taki jest przekaz większości reklam. Najlepiej na to wszystko wziąć kredyt – wtedy już całkowicie staje się niewolnikiem. Ale czy to takie trudne, wziąc do ręki wartościowe książki i w nich wyczytać, że szczęście można osiągnąć innymi drogami? Po prostu trzeba przestać użalać się nad sobą i wziąć życie w swoje ręce, a nie popadać w uzależnienia od gier i płakać, że to jedyne co nam zostało, bo życie jest be, a świat jest szary i brudny. Echhh
12 lutego o godz. 16:39 747565
No to są przecież imitatory koparek, dźwigów, zarzadzania…śmieciami….ale gra powinna mieć wciągającą fabułę, a polegać na symulowaniu pracy.
12 lutego o godz. 16:40 747566
Na szczęście ja już wyrosłam z wieku, w którym „taaaaakie dylematy” poruszały mą duszę 😉 Ludzie, po prostu weźcie się w garść.