Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

20.07.2010
wtorek

„Siren: Blood Curse” – recenzja gry

20 lipca 2010, wtorek,

Screen z gry Siren: Blood CurseSTRASZENIE PO JAPOŃSKU

Przeklęte, nieletnie dziewczynki, duchy oraz nieumarli to chyba standardowy wachlarz orientalnych straszydeł. Widzieliśmy je już w „Ringu”, „Dark Water”, „Oku”, „Klątwie” oraz szeregu innych produkcji, nie wyłączając gier komputerowych („Resident Evil”, „Silent Hill”). Jednych one przerażają, a innych nudzą lub nawet śmieszą. Sam, pomimo najszczerszych chęci, należę do tej ostatniej grupy. Jednak po odpaleniu „Siren: Blood Curse” zupełnie nie było mi do śmiechu, choć gra straszy – a jakże! – duchami nieletnich dziewczynek i nieumarłymi.

Zacznijmy od tego, że „Siren: Blood Curse” to remake wydanej w 2003 roku gry z Playstation 2, zatytułowanej ” Forbidden Siren”. Analogicznie jak w przypadku swojego protoplasty, historia „S:BC” zaczyna się od przerwanego rytuału okultystycznego w japońskiej wiosce Hanuda. Młody student, a zarazem główny protagonista, Howard Wright, przybywa do niewielkiej osady, zwabiony tajemniczym e-mailem i ratuje przed śmiercią niedoszłą ofiarę rytuału, Miyako.

Screen z gry Siren: Blood Curse

Całe to zajście obserwuje z pewnej odległości amerykańska ekipa filmowa, która akurat przybyła na miejsce, aby nakręcić materiał dokumentalny do okultystycznego show na temat tej „zaginionej wioski” i składaniu ofiar z ludzi, co miało tam mieć miejsce około trzydziestu lat wcześniej. W związku z przerwaniem ponurego obrzędu, wkrótce po ulicach Hanudy zaczynają kroczyć potworni shibito (rodzaj japońskich zombie), w osadzie dochodzi do osobliwych wydarzeń, a nasi bohaterowie zostają dotknięci tajemniczą przypadłością, dzięki której zyskują możliwość spoglądania oczami nieumarłych.

Screen z gry Siren: Blood Curse

Cała historia została opowiedziana w dwunastu epizodach, przypominających nieco odcinki serialu telewizyjnego. Fragmentaryczność akcji, która cechowała oryginał, porzucono na rzecz większej spójności historii, przez co fabuła wydaje się o wiele bardziej zwięzła. Co ciekawe, w przeciwieństwie do „Forbidden Siren”, gdzie wszyscy bohaterowie byli Japończykami, większość grywanych postaci w „S:BC” została zastąpiona obcokrajowcami. Dzięki temu gra jest łatwiejsza w odbiorze dla przeciętnego mieszkańca tzw. Zachodu. Poszczególne epizody możemy rozgrywać niezależnie od siebie (na przykład celem odnalezienia tzw. archiwów, których przeczytanie bądź odsłuchanie dopełni nam obrazu całości), ale tylko ukończenie wszystkich etapów da nam prawdziwy obraz historii. Piszę o tym dlatego, że SONY zdecydowało się na dość niezwykły sposób dystrybucji (oprócz klasycznego wydania pudełkowego) – epizody można kupować w Playstation Store pakietami po trzy albo wszystkie jednocześnie (z dość pokaźną zniżką). Biorąc pod uwagę to ostatnie, nie bardzo rozumiem stojący za tym zamysł.

 

Klimat „Siren: Blood Curse” idealnie odzwierciedla ciężką atmosferę Hanudy. Jest ponuro, deszczowo i naprawdę strasznie. W większości wypadków naszym jedynym przyjacielem jest nieodłączna latarka. Ta bardzo się przydaje, bo duża część pomieszczeń wręcz tonie w mroku. Przez większość czasu będziemy się skradać za plecami niczego nieświadomych zombie, ale od czasu do czasu w nasze ręce wpadnie jakaś broń. Tutaj wychodzi pewna słabość tej produkcji, bo po zdobyciu jakiegokolwiek oręża (choćby i głupiej gitary akustycznej – tak, jest i taka broń), większość shibito w  przestanie być straszna. Wtedy to „Siren” z klimatycznej składanki na jakiś czas przeradza się w „zombie-slasher”, gdzie głównym naszym zadaniem jest bieganie po planszy z punktu A do punktu B. Chyba nie tak to miało wyglądać, tym bardziej, że w oryginale wszelkiego rodzaju broni było tyle, co kot napłakał.

Screen z gry Siren: Blood Curse

Niczego nie mogę jednak zarzucić oprawie graficznej. Zastosowany tutaj efekt sprawia, że obraz zdaje się przypominać stare filmy nakręcone na 8 mm taśmie. Upiorne dźwięki, straszne głosy shibito, szum deszczu, a w szczególności coraz silniejszy odgłos bicia serca, gdy w pobliżu znajdują się nieumarli, również doskonale podkreślają atmosferę grozy, beczkami wylewającą się z ekranu telewizora. Do strony technicznej mam jednak dwa poważne zastrzeżenia – pierwsze, to praca kamery. Nasze pole widzenia jest przez większość czasu dostatecznie zawężone, a na dodatek musimy się zmagać z szalejącym obrazem. Druga sprawa to drastyczny spadek płynności, który bardzo utrudnia granie, gdy przechodzimy do trybu „sightjack”, w którym możemy spoglądać oczami shibito. Na tych dwóch polach „Siren: Blood Curse” przydałby się solidny szlif kodu.

Screen z gry Siren: Blood Curse

Będąc miłośnikiem wszelkich gier spod znaku survival horroru, stwierdzam, że remake „Forbidden Siren” jest jak zastrzyk z adrenaliny prosto w serce. Tytuł ten ocieka mrocznym klimatem i mnoży sytuacje, w których najemy się strachu. Pewne niedociągnięcia techniczne, a także niezdecydowanie w kwestii tego, w jakim kierunku ma iść charakter gry, z pewnością sprawiły, że pomimo upływu dwóch lat od premiery, „S: BC” nie doczekał się tak licznego grona fanów, jak na przykład „Silent Hill 2”. Mimo wszystko, jeśli lubujecie się w horrorach i nie zamykacie oczu podczas oglądania co straszniejszych scen na filmach, to najnowsza odsłona serii „Siren” powinna zagościć na dyskach waszych konsoli. Myślę, że wizyta z Hanudzie z nawiązką odpłaci się za każdą wydaną na grę złotówkę.

Andrzej Jakubiec

Ocena: 75%

0% 100%

Zalety: świetny klimat grozy, ciekawy wątek fabularny, niezła oprawa audiowizualna.

Wady: praca kamery, spadek płynności przy korzystaniu z „sightjacka”, niedoprecyzowany charakter rozgrywki.

Dla rodzicówGra otrzymała klasyfikację PEGI 18+. Ewidentnie jest to tytuł dla dojrzałych odbiorców, zarówno z powodu prezentowanej w nim przemocy, jak i silnego ładunku emocjonalnego.

Siren: Blood Curse, gra akcji-horror (TPP), od lat 18 (PEGI 18+). Dystrybutor: Sony; platforma: PS3; cena: około 100 zł.

Polecamy także:

„Alan Wake” – recenzja gry

„Resident Evil 5” – recenzja gry  

„Left 4 Dead 2” – recenzja gry

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop
css.php