ŚMIERTELNY BÓJ Z INTERFEJSEM
„Theatre of War 2: Afryka 1943” to mały krok naprzód w realizacji marzeń o stworzeniu doskonałej produkcji typu real-time tactical wargame. Tylko mały, gdyż tytuł w najważniejszych dla grywalności kwestiach powiela błędy poprzednich części.
Wiosna za oknem (teoretycznie) już tuż- tuż, a gracze, którzy jeszcze nie grali w samodzielny dodatek „Wojennego Teatru” mają dobrą okazję sprawdzić, co w podobnej porze działo się na jednym z frontów II wojny światowej w roku 1943. Trwają walki o Tunezję, Afrika Korps przeprowadza kontrofensywę przeciw siłom aliantów przed ostatecznym odwrotem do Tunisu. „ToW: Afryka 1943” skupia się na nieco zapomnianej operacji „Wiosenny Wiatr”, zakładający blitzkriegowe wdarcie się do Tebessy, i zniszczenie stacjonujących tam głównych sił aliantów zaopatrujących północny front. Plan, który miał otworzyć możliwość odzyskania całej Tunezji, w praktyce przełożył się na serię zaciekłych walk o strategiczną przełęcz Kessarine.
Do dyspozycji mamy trzy minikampanie – niemiecko-włoską, amerykańską i brytyjską. Z „aktorów” wojennego teatru brakuje tylko Francuzów, pewnie dlatego, że ich udział w walkach był bardzo skromny. Ponieważ twórcy gry skoncentrowali się wyłącznie na „Wiosennym Wietrze”, starcia toczą się na tych samych 6-8 mapach (w sumie jest 14 misji). Zmienia się tylko perspektywa w zależności od tego, kim gramy.
Niestety, historia została opowiedziana bardzo nieumiejętnie. Twórcy programu od samego początku rzucają gracza na głęboką wodę. Bez żadnego briefingu, żadnego zarysowania tła konfliktu. O tym, że rozgrywka dotyczy bitwy o Kessarine, czy w ogóle odnosi się do walk o Tunezję, sugerują jedynie zdawkowe rozkazy, jakie gracz otrzymuje w trakcie misji. W zasadzie tylko podtytuł gry mówi wprost, że mamy do czynienia z ostatnią fazą walk na afrykańskim froncie. Dopiero w przerwach między misjami pojawiają się jakiekolwiek informacje na temat przebiegu wydarzeń. Zatem, jeśli gracz chce od samego początku wczuć się w atmosferę rekonstruowanej batalii, jest zmuszony (tak, jak niżej podpisany autor recenzji) najpierw samodzielnie dokształcić się poprzez zajrzenie do odpowiednich tekstów historycznych.
Klimatu nie podkreśla kiepska oprawa audio. Podczas, gdy wybuchy, strzały, czy warkot silników brzmią dobrze, to już voice acting „bohaterów” woła o pomstę do nieba. Z kolei muzyki w ogóle się nie uświadczy! Grafika przedstawia się znacznie lepiej – z pieczołowitą dbałością oddano wygląd jednostek, pojazdów i scenerii. Jednak nie ma nic za darmo – by podziwiać wizualną stronę gry, trzeba dysponować naprawdę mocnym sprzętem. 3 gigabajty RAMu i 512-megabajtowa karta graficzna to podstawa. Samo posiadanie potężnego „pieca” może niewiele pomóc, bowiem gra jest źle zoptymalizowana, o czym świadczą „czkawki” w sytuacjach, gdy na mapie robi się większe zamieszanie. Przejście do trybu bardziej wydajnego faktycznie pomaga, lecz za cenę radykalnego pogorszenia strony wizualnej…
Sama rozgrywka jest nieprzejrzysta. Główny powód to skrajnie nieintuicyjny interfejs, w którym połapią się prawdopodobnie jedynie fani serii. Już ten zastosowany w „Men of War” (oddzielnym projekcie 1C Company), wydaje się być znacznie bardziej przyjazny. Nowicjuszy gorąco namawiam do przejścia samouczka, który przedstawi podstawowe zasady mechaniki gry.
Najmocniejszym punktem „Theatre of War 2: Afryka 1943” jest realizm rozgrywki i chwała twórcom za to. Dobrym przykładem może być permanentne odejście od „holizmu” pojazdów, których żywotność w przypadku gier typu RTS, zawsze była uzależniona od enigmatycznego paska „energi”. Możliwość zniszczenia konkretnych fragmentów wehikułów jest wręcz wizytówką serii „ToW” i „MoW”. W przypadku czołgów można uszkodzić napęd, zniszczyć gąsienice czy wieżyczkę. Nie trzeba zatem wysadzać całego pojazdu, by ten stał się bezużyteczny. Imponuje również dystans, z którego można rozpocząć ostrzał wroga. Nie uświadczymy takich kwiatków, jak w „Company of Heroes”, gdzie czołgi zaczynają strzelać do siebie w momencie, gdy niemal stykają się lufami. Co nie znaczy, że „Theatre of War 2” jest w tej materii wolna od błędów. Kontrowersje wśród graczy budzą systemy Line of Sight i Line of Fire, służące do obliczania pola widoczności danej jednostki i możliwości ataku. W mojej ocenie mechanizmy te są dość… nieobliczalne. Z jednej strony pojawiają się sytuacje, w których żołnierz z powodzeniem zastrzeli wroga z karabinu Lee-Enfield (bez celownika optycznego oczywiście) z odległości paru kilometrów, a z drugiej występują piechurzy umiejący precyzyjnie rzucać granaty przez okna budynków.
Brakuje też innowacji, które w „Men of War” zastosowano (a z „Company of Heroes” bezczelnie ściągnęło) – choćby „ręcznego” celowania działami. W ramach rekompensaty mamy pokaźną ilość opcji taktycznych w postaci rozkazów. W trybie ostrzału pojazdów możemy zdecydować, czy wybrana jednostka będzie starała się trafić w podwozie, czy wieżyczkę (jeśli oczywiście ją posiada). Żołnierze nie mają nieograniczonej amunicji – uzupełnić ją mogą poprzez zbieranie magazynków od poległych towarzyszy czy wrogów, lub po prostu zmienić broń. Znaczącą poprawką jest obniżenie efektywności rannych żołnierzy, oraz wprowadzenie walk wręcz na bagnety, kolby, a nawet pięści. Pojawiają się także proste elementy RPG – zwiększanie celności, sprawność korzystania ze stacjonarnych broni,prowadzenia pojazdów etc. Równie miłym dodatkiem jest możliwość nagradzania medalami ulubionych żołnierzy, którzy dokonali heroicznych wyczynów.
„Theatre of War 2: Afryka 1943” wzbudza ambiwalentne uczucia. Niewątpliwie twórcy postawili sobie za punkt honoru stworzenie doskonałego symulatora RTW. Tego typu produkcji faktycznie brakuje, jednakże po taką grę sięgną tylko maniacy gatunku, zdolni zacisnąć zęby i pokonać uciążliwy interfejs. Z czasem odkryją jednak wiele możliwości w rozgrywce, a po przejściu kampanii zawsze mogą pobawić się edytorem map i scenariuszy. Niestety większość użytkowników zapewne nie dojdzie do tego etapu, gdyż zwyczajnie zniechęcą się rozwiązaniami (interfejs) obniżającymi grywalność. Powierzchowne potraktowanie warstwy historycznej oraz braki techniczne (zła optymalizacja, sporadyczne crashe, brak muzyki) jeszcze bardziej utrudniają odbiór. Przy takim zestawieniu wad i zalet produktu, oryginalna cena (gra została wydana jesienią ubiegłego roku) 80 złotych była chyba zbyt wygórowana. Jednak dziś w skepie wydawcy można ją kupić za mniej niż 50 złotych. Pytanie tylko, czy dacie jej radę?
Aaron Welman
Ocena: 65%
Zalety: realistyczne RTW, oprawa graficzna na najwyższych ustawieniach, animacje, nowe usprawnienia rozgrywki (walka wręcz, skuteczność bojowa rannych żołnierzy), edytory scenariuszy i map, elementy RPG, encyklopedia uzbrojenia. Wady: bardzo nieprzystępny interfejs, słaba optymalizacja silnika, wątpliwa stabilność programu, nieobliczalny system Line of Sight i Line of Fire, słabo przedstawione tło historyczne, brak muzyki i irytujący voice acting, szwankujące SI piechoty, podobieństwo map w kampaniach. Dla rodziców: Klasyfikacja (Pegi 16+) gry podpowiada, że po grę sięgać powinny osoby, które ukończyły 16 lat. Symulator koncentruje się jednak na rozwoju taktycznych umiejętności, a nie realistycznym ukazywaniu strzępów żołnierzy, mających bliskie spotkanie z pociskiem czołgowym. Mogą grać i młodsi, lecz wysoki poziom trudności rozgrywki może ich zniechęcić. Wymagania sprzętowe gry Theatre of War 2: Afryka 1943: Dwurdzeniowy procesor 3 GHz, 2 GB pamięci RAM, karta grafiki z 512 MB pamięci, 1,5 GB wolnej przestrzeni na dysku twardym, system operacyjny Windows XP/Vista. Theatre of War 2: Afryka 1943; gatunek: RTT; producent: 1C Company; wydawca: Cenega; cena: około 50 zł. |
Polecamy także:
„Grand Ages: Rome” – recenzja gry
„Company of Heroes: Tales of Valor” – recenzja gry
7 kwietnia o godz. 17:23 49747
„Brakuje też innowacji, które w ?Men of War? zastosowano (a z ?Company of Heroes? bezczelnie ściągnęło) – choćby ?ręcznego? celowania działami.”
To 1C zastosowało ten chwyt po raz pierwszy w produkcji „Soldiers: Heores of WW2”, czyli praprzodku Man of War
14 kwietnia o godz. 12:19 49951
Rzeczywiście, jak sięgam dalej pamięcią, to pojawiała się już coś podobnego w „Soldiers”. No, ale wszystko i tak zostaje w rodzinie…