Od czwartku (8 kwietnia) możemy – w końcu – zobaczyć na kanale Cartoon Network odcinki drugiego sezonu „Wojen Klonów”. W końcu, bo widzowie z, jak to się kiedyś mówiło, pierwszego obszaru płatniczego mogli obejrzeć już osiemnaście epizodów serialu.
Przed emisją pierwszej serii wojny klonów były najbardziej tajemniczym fragmentem dziejów galaktyki Star Wars – nie wiedzieliśmy o nich dosłownie nic, mimo iż chronologicznie są bardzo zbliżone do opowieści ze „starej trylogii”. Tę zasłonę milczenia rozciągnął sam Lucas, zakazując umieszczania w tak zwanym „rozszerzonym wszechświecie” wszelkich odniesień do tego okresu. Dziś możemy pogratulować reżyserowi konsekwencji – dzięki niej Lucas zyskał możliwość stworzenia spójnej opowieści, łączącej ze sobą obie trylogie, wyjaśnienia niektórych starych wątków, wprowadzenia nowych planet i postaci bez konieczności martwienia się o zgodność z rozrastającym się w iście kosmiczny sposób expanded universe. Jest w tym jakiś paradoks, ale dzięki serialowi poznamy wojny klonów lepiej, niż jakikolwiek inny okres historii „odległej galaktyki”.
Zgodnie z zapowiedziami Dave’a Filoniego, sezon drugi ma być dla „Wojen Klonów” tym samym, co „Imperium kontratakuje” dla pierwszej trylogii – opowieścią bardziej mroczną, bardziej skoncentrowaną na galerii łotrów licznie zamieszkujących wszechświat Star Wars.
Materiały prasowe
Niech mniej zorientowani widzowie nie dziwią się deklaracjom twórców – choć „Wojny Klonów” są animowanym serialem skierowanym przede wszystkim do młodszej części widowni, to jednak starsi fani w każdym odcinku znajdą coś dla siebie. Są to nie tylko (jak w sezonie pierwszym) nawiązania do kinowej sagi, ale i całe historie, ewidentnie nie przeznaczone dla najmłodszych fanów SW – jak choćby złożona z epizodów „Legacy of Terror” i „Brain Invaders”, inspirowana filmami grozy historia o zombie, którzy okażą się być trudnymi przeciwnikami nawet dla Jedi. Na marginesie – ci z Was, którzy mieli okazję grać w „Star Wars Republic Commando” zapewne dostrzegą podobieństwa „Legacy of Terror” i misji w jaskiniach pod powierzchnią Geonosis.
Główny szwarccharakter pierwszego sezonu, w trzech czwartych mechaniczny generał Grievous w nowej serii ustępuje miejsca łowcom nagród, ze złowrogim Cadem Banem na czele (będącym zresztą nie żadnym łowcą, ale zwykłym, czy raczej niezwykłym, zawodowym zabójcą i najemnikiem), któremu towarzyszą takie szumowiny jak Aurra Sing czy długowieczny Bossk. Skoro mowa o łowcach, nie mogło też zabraknąć młodego Fetta, który zniknął nagle po dekapitacji jego groźnego, ale kochającego taty. Z zapowiedzi wynika, że nie zapomniał niczego z jego nauk i mimo mikrej wciąż jeszcze postury nie zamierza odpuścić zabójcy…
Materiały prasowe
Obejrzymy również fajną historię o mieczu Ashoki Tano – w lekko nawiązującym do stylistyki czarnego kryminału odcinku „Lightsaber Lost” sympatyczna padawanka będzie musiała spenetrować niższe poziomy Coruscant, a fani z łatwością rozpoznają motyw „This weapon is your life”. Twórcy przygotowali też niespodziankę dla licznych miłośników groźnych Mandalorian – przy okazji okaże się, że nienaganny Obi-Wan nie zawsze przypominał świętego Jerzego.
Czeka więc nas sporo nowych opowieści, spotkań z ulubionymi bohaterami, eksploracji nieznanych dotąd światów, kosmicznych bitew i walk na miecze świetlne. Szkoda tylko, że tak długo musieliśmy na nie czekać…
Jan M. Długosz
Polecamy także: