WALT DISNEY PRZEDSTAWIA…
Jak pisałem niedawno na łamach Technopolis, seria „Kingdom Hearts” to jedna z najlepiej rozpoznawanych marek studia Square Enix. Pierwsze dwie części, pierwotnie wydane na Playstation 2, rozeszły się w nakładzie ponad dziesięciu milionów kopii, co plasuje je w pierwszej dziesiątce najlepiej sprzedających się gier na wysłużoną „czarnulę”. Sukces obu produkcji sprawił, że niedługo po premierze pierwszego „KH” na rynku zaczęły pojawiać się różne spin-offy, wyprodukowane z myślą o konsolkach przenośnych. Jak mówi znane porzekadło: „Nie zarzyna się kury znoszącej złote jajka”, dlatego należało się spodziewać, że producenci ze Square Enix nie zaśpią gruszek w popiele i wkrótce uraczą nas kolejną odsłoną zasłużonej serii.
Na wypadek, gdyby ktoś nigdy nie miał styczności z tym tytułem, wyjaśnię, że akcja „Kingdom Hearts” toczy się w uniwersum „posklejanym” z najbardziej znanych filmów (głównie animowanych, ale nie tylko) wytwórni Disneya, miejscami przeplatających się z postaciami z gier Square Enix. Oznacza to, że podczas wojaży po baśniowych światach możemy natrafić na takie postacie jak Mickey, Sknerus McKwacz, Królewna Śnieżka z siedmioma krasnalami, kapitan Hak, ale również Cloud z „Final Fantasy VII” czy Zack z „Final Fantasy: Crisis Core”. Możliwości wynikające z takiego rozwiązania są niemal nieograniczone.
„Birth by Sleep” to prequel do wydanych dotąd tytułów. Opowiada on historię przyjaciół, będących jednocześnie adeptami Keyblade’a (w wolnym tłumaczeniu Kluczo-ostrza) – Terry, Ventusa oraz ich towarzyszki, Aquy. Akcja rozpoczyna się w Krainie Wyjścia, gdzie Terra i Aqua podchodzą do egzaminu pod czujnym okiem dwóch Mistrzów, Eraqusa oraz Xehanorta. Niestety, jedynie młoda adeptka wykazuje dostatecznie silną wolę, by nie dać się ponieść emocjom i utrzymać w ryzach ciemność czającą się w sercu każdego człowieka. Terra wpada w czasie próby we wściekłość, przez co Eraqus odmawia przyznania mu stopnia mistrzowskiego. Wkrótce potem Kraina Wyjścia zostaje zaatakowana przez istoty cienia, a Xehanort znika w tajemniczych okolicznościach. Eraqus nakazuje swoim podopiecznym odnalezienie starego mistrza, przeczuwając, że baśniowe krainy ponownie znalazły się w niebezpieczeństwie.
Historia została podzielona na trzy samodzielne kampanie, w których kierujemy kolejno Terrą, Ventusem oraz Aquą. Obserwowanie wydarzeń z perspektywy trójki przyjaciół to jeden z ciekawszych elementów „Birth by Sleep”, bo wątki fabularne fajnie się ze sobą zazębiają. Ze względu na odmienne punkty widzenia poszczególnych bohaterów nigdy nie będziemy w stanie stwierdzić jednoznacznie, czy dane wydarzenia są dobre lub złe dopóki nie poznamy ich z perspektywy wszystkich postaci. Zupełnie jak w prawdziwym życiu.
Bohaterów odróżnia nie tylko spojrzenie na toczącą się opowieść, ale też umiejętności, jakimi dysponują. Terra polega głównie na sile własnych mięśni, Ventus na szybkości, zaś Aqua to typowa czarodziejka. Dzięki różnorodności oraz temu, że pojedynczą kampanię da się skończyć w osiem do dziesięciu godzin, „Birth by Sleep” nie nudzi, trzymając przy ekranie konsolki przez bite kilkadziesiąt godzin. Jeśli doliczyć to tego fakt, że autorzy zamieścili w grze ukryty filmik (żaden szanujący się fan nie powinien odkładać PSP bez jego zobaczenia), którego odblokowanie wymaga odrobiny czasu, to w sumie daje to około czterdzieści godzin dobrej zabawy, co jak na dzisiejsze standardy jest wynikiem wyjątkowym.
W kwestii rozgrywki autorzy postawili na sprawdzone rozwiązania. Wciąż podróżujemy pomiędzy światami tocząc zręcznościowe potyczki ze sługami ciemności, zaś szczegółowe komendy wydajemy przy pomocy strzałek i zatwierdzamy trójkątem – niemal zupełnie tak samo jak w oryginalnych „KH”. Widać, że autorzy całymi garściami czerpali z wcześniejszego hitu PSP „Final Fantasy: Crisis Core”, bo bardzo podobnie przedstawia się sprawa z rozwijaniem umiejętności. Poszczególne moce „levelujemy”, zdobywając doświadczenie albo grając w specyficzną grę planszową, dostępną w punkcie zapisu gry. Po osiągnięciu maksymalnego poziomu zdolności zyskujemy opcję połączenia jej z inną umiejętnością, by w efekcie otrzymać nową, potężniejszą jej wersję. Przy okazji w procesie syntezy możemy wykorzystać kryształ katalizujący, jaki obdarzy nowopowstałą umiejętność dodatkową premią.
Grafika „Birth by Sleep” wyciska z konsolki siódme poty. Jakością nie ustępuje nawet „God of War: Chains of Olympus”, choć cukierkowa paleta barw nadaje jej zupełnie odmiennego charakteru. W opcjach istnieje nawet możliwość nieznacznego obniżenia jakości wyświetlanego obrazu (w przypadku konsol jest to rzadkością), co pozwoli na dłuższą zabawę pomiędzy ładowaniem baterii. Nawet pomimo różnicy wydajności między PSP a PS2, jestem skłonny twierdzić, że „Kingdom Hearts” wyglądają na obu maszynach równie dobrze. Obrazu całości dopełnia świetne udźwiękowienie. Niemal wszystkie kwestie dialogowe są mówione (tekstu jest tyle, co kot napłakał), a w tle przygrywa nam wpadająca w ucho muzyczka. Mówiąc skrótowo – oglądanie i słuchanie „Birth by Sleep” to sama przyjemność.
Muszę się przyznać, że jakiś czas temu niemal zupełnie porzuciłem przygodę z PSP. Konsolka powędrowała na półkę, gdzie kurzyła się dobrych kilka miesięcy. Jednak pojawienie się „Birth by Sleep” na nowo ożywiło moje zainteresowanie handheldem SONY. Okazało się, że wciąż jeszcze można wykrzesać nieco życia z podupadającego systemu. Nowe „Kingdom Hearts” mogę polecić wszystkim miłośnikom przenośnego grania. To bez dwóch zdań jedna z najlepszych pozycji, jaka pojawiła się na Playstation Portable w ostatnim roku, a może nawet od początku istnienia konsolki. Król może i umiera, ale niech nam żyje jak najdłużej!
Andrzej Jakubiec
Ocena: 95%
Zalety: Trzy różne spojrzenia na historię; Dynamiczny system walki; piękna oprawa audiowizualna; dobry czas rozgrywki. Wady: Brak rażących. Dla rodziców: PEGI 12+. Kingdom Hearts: Birth by Sleep, gra zręcznościowa na konsolę PSP, od lat 12. Producent: Square Enix. |
Polecamy także:
„Dissidia: Final Fantasy” – recenzja gry
11 października o godz. 22:14 54104
Sorki że się wymądrzam, ale nie ma czegoś takiego jak zasypywać gruszek w popiele. Gruszek się nie zasypia w popiele, od spania 🙂
A tak poza tym też uważam że ta gra jest przednia 🙂
Pozdrawiam
12 października o godz. 8:16 54108
Ze wszech miar słuszna uwaga. Dziękujemy za czujność.
JMD