MIELONKA BEZ IKRY
Dawno już, jeśli w ogóle, czas spędzony przy konsoli nie wydał mi się tak beznadziejnie stracony. Są tylko dwie możliwości. Albo w niezauważalny sposób przeistoczyłem się w starego, zrzędliwego tetryka rodem z Muppetów, albo „Dead Rising 2” potwierdza wszystkie stereotypowe opinie na temat durnowatości gier wideo.
Na niekorzyść pierwszej możliwości przemawia fakt, że mimo absurdalności idei „Dead Rising” jego egzemplarz, wręczony przez Ojca Dyrektora Technopolis, przyjąłem do testów bez większego wahania, a nawet z radością, mając w pamięci niedawno wydaną, kapitalną drugą odsłonę „Left4Dead”. Pozostaje więc możliwość druga.
„Dead Rising 2” każe nam wcielić się w niejakiego Chucka Greena, bohatera równie ciekawego jak jego imię i nazwisko (Lolek Zielony, Zielony Lolek), którego zadaniem jest regularne dostarczanie córce kolejnych porcji szczepionki zapobiegającej przeistoczeniu się przeistoczeniu się dziewczynki w zombinkę. Ach, zapomniałbym – kraj ogarnięty jest szalejącą zarazą. Zielony Lolek jest jednym z nielicznych ludzi, w celu przetrwania torujących sobie drogę wśród tysięcy żywych trupów.
Ta względnie dorzeczna fabuła/intryga nie raz (w kinie) stawała się podstawą niegłupich rozważań o dwoistej naturze człowieka lub konwencją nieco chorobliwej (w świecie gier wideo), ale udanej rozrywki. Tym razem jednak wykorzystano ją w sposób prymitywny i obrzydliwy. Siermiężna jest grafika, oprawa dźwiękowa oraz mechanika rozgrywki, nie wspominając o przytykającej się grafice. Nużące są zadania, przed którymi staje Lolek. Proces eliminacji hord żywych inaczej nieszczęśników jest zaś tym, czym w zapewne w istocie jest (lub byłby w rzeczywistości) – przygnębiającą, odrażającą jatką w skali hurtowej. Fakt, że można ją uprawiać przy użyciu skonstruowanych samodzielnie – w duchu Adama Słodowego – narzędzi lub zwiększyć zdolność bojową Karolka zamiast czapki zakładając mu głowę wypchanego łosia (boki zrywać), wrażenia tego nie łagodzi, a tylko potęguje. Mielonka pozostaje mielonką.
Kwestia oceny tego dzieła jest delikatna. Bo dlaczego na przykład zestawiony z nim „Left4Dead” wydaje się arcydziełem? Dlaczego amerykańskie rimejki pierwszorzędnych francuskich filmów niemal bez wyjątku wydają się zmasakrowane, tak jakby ciosy zadano im tępym narzędziem? A to dlatego, że delikatna jest materia doboru bohatera, konwencji opowieści, gatunku humoru, sortu ironii, wrażliwości wizualnej, doboru oprawy muzycznej. Wrażliwości na te niuanse twórcom z Blue Castle Games zabrakło. Wprawdzie większość dowodów świadcząca przeciwko przygodom Zielonemu Karolka podważyłby każdy niezawisły sąd, ale co z tego – obcowanie z tym kołkiem to męka.
Aby formalnościom stało się zadość, dodam, że gra posiada także tryb sieciowy i tryb kooperacji, które, śmiem twierdzić, nie podnoszą jej atrakcyjności. Bracia ludzie (wyłączając z tego grona zagorzałych miłośników gatunku) – trzymajcie się od Lolka z daleka.
Karol Jałochowski
Ocena: 40%
Zalety: Śladowe ilości poczucia humoru, aczkolwiek poważnie chorego. Wady: Szeroko rozumiana obrzydliwość i siermiężność. Dla rodziców: Pegi 18+. „Dead Rising 2”: gatunek: gra akcji TPP; producent: Blue Castle Games; wydawca: Capcom; dystrybutor w Polsce: Cenega Poland; PEGI: 18+; platforma: PC, PS3, Xbox 360; cena wersji Xbox 360: około 200 złotych. |
Polecamy także:
5 kwietnia o godz. 16:32 63139
Powiem Ci tak – Jesteś zrzędliwym tetrykiem i następnym razem zwyczajnie nie recenzuj gry, której nijak nie umiesz ocenić.