„DOBRA”, ZŁA I BRZYDKA GRA
Dochodzi południe. Zaraz zabije dzwon na wieży kościelnej. Wy też słyszeliście strzał? To zapewne kolejne trzy dolary dla grabarza. Miał obowiązywać zakaz noszenia broni, ale chyba wszyscy mają to gdzieś, odkąd bracia Daltonowie zastrzelili szeryfa… Znacie Fenimore’a Fillmore’a? Nie? To posłuchajcie.
Pierwszy raz styczność z Fenimorem Fillmorem miałem naście lat temu. Poszukiwał wtedy czaszek Tolteków i skarbu meksykańskich dzikusów. Była to gra kreskówkowa, skierowana raczej do młodszej młodzieży. Siedem lat później nieco doroślejszy Fillmore uganiał się za dziewczyną, Rhiannon. „Westernera” wszyscy miłośnicy przygodówek w Polsce zapamiętali dzięki koszmarnej lokalizacji, być może nawet najgorszej w historii gier. Fillmore najwidoczniej nie przestał się uganiać za swoją ślicznotką, bo po kolejnych siedmiu latach spotykamy ich znowu. Postacie nie wyglądają najlepiej, ale dziewczyna w końcu ubrała swojego chłopa. Nareszcie przestał wyglądać jak wymoczkowaty żołnierz Unii (tylko kiedy on się przebrał?). Z gęby też wydoroślał, choć stale jest skrzywiony, jakby połknął kaktusa. Do tego charakter jak przypalony naleśnik – równie płaski i ponury, za to jego płomiennowłosa gołąbeczka zyskała zaś dwa bardziej przekonujące… argumenty.
Fillmore wraca z zupełnie nową historią. Opuściwszy po poprzedniej przygodzie Starek City, podróżujący wraz z Rhiannon kowboj napotyka na pustyni jakiegoś umarlaka, który ni z tego, ni z owego wyjawia im, gdzie znaleźć ogromny skarb. Dodatkowo ci co zostawili go tam z kulą w brzuchu, wracają po kilkunastu minutach i porywają Fillmorowi babę, a jemu samemu strzelają w plecy. Rozumiecie coś z tego? Załatwienie całej sprawy trwa zaledwie trzy godziny. Fenimore zawsze był szybki, ale że aż tak… W sumie odwiedzamy cztery lub pięć lokacji, przeprowadzamy trzy rozmowy i robimy całe mnóstwo absurdalnych głupot.
Wiedzieliście na ten przykład, że z odrdzewiacza, wody i oleju można zrobić mydło? Ja też nie. Fillmore wiesza nawet umarlaka z pustyni jako stracha na wróble, a potem zabiera mu koszulę! Żadnego szacunku dla zmarłych. Cała opowieść została nazwana „Fenimore Fillmore: Zemsta”, ale powiem szczerze, że wciąż nie wiem za co ten kowboj się mścił. Że go postrzelili? Na colty Wyatta Earpa, pierwszy zaczął im wymachiwać bronią przed nosem. Przecież nie na darmo nazywają to DZIKIM Zachodem! Tą historią twórcy chcą się chyba zemścić na użytkownikach za słabe wyniki sprzedaży. Na zaś.
Słyszeliście kiedyś o el mariachi, co pisywał muzykę do znanych westernów? Włoch lub Hiszpan, o ile mnie pamięć nie myli. Jak mu było… Hulio Enricone, czy jakoś tak. Tego to ludzie lubią słuchać. Kanon gatunku, powiadają. Za garść dolarów to i na harmonijce zagra. Znacie go, prawda? To muzyka w „Zemście Fillmore’a” jest do Hulia niepodobna. Prawie jej nie uświadczymy. W zasadzie całe udźwiękowienie kuleje. Postacie jedynie z rzadka przeprowadzają jakiś mało błyskotliwy dialog. Kilka słów i gęba na kłódkę. Na dodatek, gdy wskażecie szklankę, Fenimore się pogapi i nawet nie skomentuje. Drzewo – nic. Konia – sza. Rhiannon nie jest pod tym względem lepsza, a przy tym odrobinę nierozgarnięta. Każecie jej dorzucić drwa do ognia, gdy płomień przygasa, to powie, że tego nie zrobi. Ale rozrąbcie kłodę na dwoje, a już będzie zadowolona. Na pięć asów Doca Holiday, przecież pali się tak samo!
Wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Zręcznościowe wstawki ze strzelaniem. Pomyślicie zapewne, że jakiś pojedynek… A skąd. Zamiast stanąć w samo południe twarzą w twarz z przeciwnikiem, Fenimore chowa się po kątach. Nie robi mu to jednak różnicy, bo i tak wszyscy wrogowie stoją w miejscu, czekając aż przyłoży im Colta do głowy. Kamera podczas strzelanin jest równie koszmarna jak reszta gry. Najlżejsze poruszenie myszą przy celowaniu sprawia, że świat wokół nas faluje. Co ciekawe, na koniec każdego etapu zręcznościowego otrzymujemy szereg statystyk, łącznie z czasem przejścia i celnością naszego bohatera. Po co? Nie mam zielonego pojęcia. Być może twórcy Fenimore’a Fillmore’a chcieli nawiązać do „Call of Juarez”? Niestety, młody kowboj nie umywa się do braci McCall. Oni to dopiero mieli statystyki…
Fenimore Fillmore chciał wrócić w wielkim stylu, ale nie wyszło. Zamiast złotego samorodka raczej będzie to jego gwóźdź do trumny serii. Dobrze przynajmniej, że przez większość gry prowadzimy Rhiannon, która estetycznie prezentuje się o niebo lepiej od Fillmore’a. Nie ma co dłużej strzępić języka po próżnicy. Będziecie trzymać się od Fillmore’a z daleka? Myślę, że słusznie. Myślę, że bardzo słusznie.
Andrzej Jakubiec
Ocena: 30%
Zalety: western? Wady: potwornie krótka, słabe dialogi, ubogie udźwiękowienie, kilka absurdalnych zagadek, drgająca kamera w czasie strzelanin, nudna fabuła. Dla rodziców: Gra otrzymała klasyfikację PEGI 16+ ze względu na przemoc. Trudno się jednak z tym w pełni zgodzić, ponieważ w grze występuje zaledwie kilka zupełnie bezkrwawych strzelanin i to wszystko. Wymagania sprzętowe gry Fenimore Fillmore: Zemsta: Procesor 1.6 GHz, 1GB RAM, karta graficzna GeForce 5700 z 128 MB lub zgodna ATI, 2 GB RAM, Windows XP/Vista. Fenimore Fillmore: Zemsta, gra przygodowa, od lat 16 (PEGI 16+), w polskiej wersji językowej. Dystrybutor: IQ Publishing. Cena: 49,90 zł. |
Polecamy także:
„The Lost Crown” – recenzja gry
10 lutego o godz. 1:32 64307
Nie zgadzam sie z tak niska ocena tej gry. Jest to kontynuacja serii – 3-cia z kolei przygodowka z Fenimore Fillmore. Fabula nie jest moze gornolotna, ale nie jest to gra w stylu Simon the Sorcerer. Krotka jest dla kogos, kto nie potrafi czerpac przyjemnosci z takiej gry i „szpagatami” biegnie ku zakonczeniu. Grafika jest dobrze zrobiona, animacje plynne i naturalne, dzwiek tez jest bardzo dobry (nie wiem czemu w wadach napisano, ze jest slaby – odglosy wydawane przez narzedzia, parskanie koni itd. sa perfekcyjne). Jedyne, co mi sie rzeczywiscie nie podobalo, to brak ekspresji w wiekszosci dialogow, ale to tez mozna wybaczyc, jako ze jest to gra niskobudzetowa i nie zatrudniono do nagran aktorow z prawdziwego zdarzenia. Moja ocena to 8.