Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

23.09.2009
środa

Uwag kilka subiektywnych na temat recenzowania

23 września 2009, środa,

Przewalająca się przez komentarze tekstów publikowanych w Technopolis fala dyskusji na temat cech recenzji gry i kompetencji recenzentów, w których jak bumerang powracają podobne zarzuty ze strony rozczarowanych bądź rozzłoszczonych czytelników, skłoniła mnie do próby uporządkowania mojej własnej wizji owej jakże narażonej na ataki działalności oraz niektórych jej aspektów. Nie jest to kompletny manifest, ale większość poruszonych w tekście zagadnień w przeszłości stawała się już na Technopolis przedmiotem zażartych sporów.

Podkreślam, iż są to moje własne – pewnie postmodernistyczne (co w pewnych kręgach jest traktowane jak obelga) – poglądy i w żaden sposób nie stanowią oficjalnej wykładni filozofii całego serwisu. Z drugiej strony, po dłuższej obserwacji ukazujących się na Technopolis recenzji, wydaje mi się, iż część tych uwag bliska jest modus operandi przynajmniej niektórych z recenzentów.

Zanim zacznę, pragnąłbym również zwrócić uwagę co bardziej gorącogłowych dyskutantów, jeśli tacy się znajdą, na konsekwentne użycie czasowników modalnych oraz wyrażeń typu „w wielu przypadkach”, „często” czy „spory procent”. Oznacza to, że czytelnicy mogą znaleźć wyjątki od sugerowanych przeze mnie reguł bądź przykłady, które nie potwierdzają moich stwierdzeń. Zamiast jednaj szukać dziury w całym i czepiać się słówek, proponowałbym dokładne przeczytanie (wiem, tekst jest długi jak na publikację online, ale redakcja odradziła podzielenie go na części) i zastanowienie nad ogólnymi tezami.

Istnieją różne areny dziennikarskie dla różnego rodzaju publiczności.

Fakt to podstawowy, a bardzo często zapominany. Zarówno w przypadku gier, jak i wielu innych produktów kultury, te same tytuły i propozycje opisywane są w różnego rodzaju mediach przeznaczonych dla różnych grup odbiorców. A ci różnią się nie tylko ogólnymi zainteresowaniami – bo te, jeśli śledzi się jakiś kanał informacyjny, są akurat pewnie chociaż nieco podobne. W doborze materiału do czytania i jego odbiorze niebagatelną rolę odgrywają natomiast wiek, wykształcenie, zawód, wyrobienie intelektualne (wbrew pozorom nie równoznaczne z wykształceniem), płeć, narodowość i rasa, poglądy polityczne, religijne i społeczne, intensywność zainteresowania, widełki dochodów i pewnie jeszcze cały szereg innych czynników zależnych od takiego czy innego hobby czy zainteresowania.

Nie wszystkie z wymienionych kategorii muszą odgrywać znaczącą rolę w przypadku gier wideo, ale przynajmniej kilka jest kluczowych. Istnieją serwisy i blogi z recenzjami dla tzw. casual gamers i dla fanatyków, graczy młodszych i starszych, pracowników przemysłu i hobbystów, osób zainteresowanych grami samymi w sobie i tych, które pociąga ich szerszy kulturowy kontekst. Częściej niż rzadziej, charakter danego serwisu krystalizuje się na przecięciu kilku takich grup, a i w jego ramach zawsze reprezentowany jest jakiś wachlarz jeszcze bardziej partykularnych czynników.


Fot. Rusty Boxcars, Flickr (CC by SA)

Profil serwisu takiego jak Technopolis może być zdeterminowany tyle założoną z góry polityką redaktora prowadzącego, co wypadkową temperamentów i zainteresowań autorów – najczęściej siły te rozkładają się pewnie gdzieś pośrodku. Należy jednocześnie pamiętać, że niezależnie od aspiracji prowadzących i piszących, grupy docelowe nie są łatwe do zdefiniowania. W odróżnieniu od magazynów recenzujących akcesoria do golfa, w serwisach poświęconych wytworom kultury nie można sztywno założyć, że piszemy dla mężczyzny pomiędzy 34 a 42 rokiem życia, który ukończył studia humanistyczne, czytuje pisarzy latynoamerykańskich i lubi FPS-y. Po drugie, o ile nabycie i lektura „Polityki” papierowej są działaniami ugruntowanymi przynależnością do pewnej grupy, o tyle odwiedziny Technopolis i wypowiadanie się na jego łamach dostępne są dla znacznie większej liczby osób.

Reasumując: to, że recenzje w Technopolis nie trafiają do wielu późno-nastoletnich czytelników bądź też nie ma w nich szczegółów, których by tacy czytelnicy pragnęli, wynika przede wszystkim z tego, że – na dobre i na złe – Technopolis do takich czytelników nie jest adresowany. Fakt, że moje własne recenzje nie są kierowane do wszystkich (nie mam też obowiązku deklarować, do kogo, a każdy uważny czytelnik po kilku tekstach jest w stanie wyrobić sobie zdanie, czy trafiam mniej więcej w jego czy jej gusta) nie oznacza, iż pozostałych lekceważę. Bynajmniej – ale dla wszystkich pisać się po prostu nie da, a specjalne wygibasy, aby wbić się w nie swoją stylistykę nie mają sensu.

Nie ma jednego modelu recenzji .

Według „Słownika języka polskiego” PWN recenzja to „krytyczna i objaśniająca ocena utworu literackiego, naukowego, muzycznego, przedstawienia teatralnego, wystawy itp.” – definicja ta nie wspomina nic o formie takiej oceny. Owszem, istnieją podręczniki polonistyczne, których autorzy – bardziej w przeszłości niż współcześnie – próbowali ustrukturyzować recenzję jako formę pisarską. Uzus jednak skutecznie podkopuje tego rodzaju ambicje.

W praktyce recenzja jako forma krytyczna może obrać jedno z podejść właściwych tradycyjnym szkołom krytyki literackiej – formalne (gra jako autonomiczny wytwór rządzący się własnymi prawami), intertekstualne (związki z innymi grami bądź dobrami kultury), afektywne (wpływ gry na odbiorcę i interakcja z nim), bądź genetyczne (gra jako wytwór konkretnej osoby i/lub czasów). Lista ta, rzecz jasna, nie wyczerpuje wszystkich podejść krytycznych, ale większość recenzji gier wideo stosuje zazwyczaj jakąś ich mieszaninę. Myślę, że można by również zaryzykować stwierdzenie, iż spójna recenzja uprzywilejowuje jedno z nich jako główne narzędzie (w odróżnieniu od radosnego skakania z jednego kąta oglądu w drugi). Nie oznacza to jednak, że różne recenzje tego samego autora muszą zawsze pozostawać w ramach tej samej „szkoły” krytycznej.

Dodatkowo, niebagatelne znaczenie ma fakt, iż tzw. „game studies” (a recenzje gier są w pewnym sensie popularną formą ich dyskursu) są dyscypliną relatywnie młodą, która w ferworze sporów – ludologów z narratologami, zwolenników analogii filmowych z tymi ukierunkowanymi literacko itd. – wciąż dochodzi do możliwych modeli analizy gier. Terminologia i metodologie są tu wciąż płynne, co raz pojawiają się nowe sugestie załamywania tej tematyki, zaś literatura teoretyczna – pomimo burzliwego rozwoju i szeregu znakomitych pozycji – wciąż nie osiągnęła takiej masy krytycznej tekstów teoretycznych, jakiej dorobił się film, nie mówiąc o literaturze.

W rezultacie, recenzje gier wideo – bardziej niż podobne teksty dotyczące starszych stażem artefaktów kulturowych – przyjmują bardzo różne formy i bardzo różnie rozkładają akcenty. Wiele osób ma pewne ulubione modele recenzji (jak i pewnie innych form), które podobają się im bardziej niż inne, ale odżegnywanie od czci autora i zarzuty, że coś recenzją po prostu nie jest, ma mniej więcej takie same szanse na rygorystyczny wywód, jak udowadnianie, że od Picassa sztuka współczesna to nie sztuka (chociaż istnieje wiele osób tak uważających).

Nie oznacza to oczywiście wolnej amerykanki recenzyjnej. Komentujący, a przynajmniej taki, który chce być odbierany poważnie, bądź któremu zależy na merytorycznej dyskusji, może do recenzji mieć zarzuty, może ją podważać bądź wykazywać jej niekonsekwencję w ocenie, niespójność stylistyczną czy zaniedbanie kluczowych dla tytułu aspektów gry. Krótkie jednolinijkowce w stylu „czy ten człowiek wie jak wygląda recenzja” bądź „ja to bym zupełnie inaczej napisał” przybliżają ich autorów do tupiących nóżką i wrzeszczących „dlatego, że bo” chłopców.

Recenzja nie jest wyliczanką techniczną triviów.

Recenzje rządzą się nieubłaganymi zasadami dotyczącymi długości tekstu – w prasie drukowanej ogranicznikiem jest wielkość dostępnej szpalty (na gry zazwyczaj dużo się jej nie poświęca), w tekstach publikowanych online – tzw. usability studies, które opisują, jak długo i jak podzielony tekst ma szanse zatrzymać uwagę przeciętnego czytelnika. Wniosek z tego prosty – w przypadku większości tytułów żadna recenzja nie może zawrzeć wszystkich informacji i odczuć dotyczących gry. Owszem, najważniejsze z nich powinny być omówione bądź chociaż zauważone – ale wbrew pozorom gradacja tego co najważniejsze nie zawsze jest łatwa. Dodatkowo istnieje problem tzw. spojlerów – a nierzadko jest bardzo trudno wspomnieć niektóre wady i czy zalety gry bez ocierania się o zdradzanie tajemnic tytułu.

Wiele recenzji ma więc jakiś klucz, główną oś – w zależności od tytułu może to być historia, oprawa graficzna albo mechanika gry. I to właśnie to spojrzenie stanowi o jej istocie, a nie wspomnienie wszystkich aspektów. W związku z tym, w przypadku recenzji skupiającej się przede wszystkim na wspaniałej oprawie wizualnej gry, tak jak zamieszczona niedawno „Zeno Clash”, czynienie zarzutu z faktu, że obok broni pociskowej i kijów nie zaznaczyłem obecności czaszek-bomb (bo nie zaznaczyłem) dowodzi niezrozumienia głównej idei recenzji oraz nieumiejętności rozróżnienia kluczowych i pobocznych elementów samej gry.

Wszystkie recenzje są subiektywne.

Recenzja jest subiektywna. Recenzja jest subiektywna. Recenzja jest subiektywna. Wszelkiego rodzaju żądanie obiektywizmu (nigdy zresztą nie definiowanego w komentarzowych dyskusjach) jest naiwne – każdy kto uważał na zajęciach filozofii w szkole średniej czy na studiach wie, iż termin ten nie jest wcale aż tak jasny jak się wydaje. Obiektywny może być opis wymagań sprzętowych i lista dostępnego dla gracza arsenału – recenzje mogą oczywiście te aspekty wspominać, ale nie tam leży ich istota.

Recenzja to osobista, subiektywna ocena danego tytułu dokonana przez konkretną osobę – inni oceniający mogą mieć zupełnie inne zdanie na jego temat. Owszem, rzadko zdarza się, aby zestawione ze sobą oceny były diametralnie różne, ale jest to całkowicie możliwe. Piszący może dostrzec interesujące elementy w tytule, który został rozjechany w 99 wcześniejszych recenzjach – w takim przypadku cenne może być wyjaśnienie, co jego zdaniem ratuje czy nawet wyróżnia powszechnie znienawidzony tytuł.

Z subiektywnością oceny jako takiej ściśle związana jest umowność punktacji – i to z co najmniej kilku względów. Po pierwsze, przekonanie, ze jakikolwiek wytwór kultury ma obiektywną wartość dającą się skwantyfikować w procentach czy punktach, jest mocno – delikatnie mówiąc – podejrzane. Jakakolwiek ocena opiera się na założeniu, że istnieje pojęcie idealnego artefaktu (takiego, który otrzymuje maksimum w ramach danej skali), do którego przyrównywane są inne. Tylko jaki jest ten ideał? Bo powiedzenie, że ma wszystkie aspekty najlepsze, nic nie wyjaśnia – a skoro nie potrafimy powiedzieć, do czego przymierzamy, to jak można w ogóle mierzyć? A nawet jeśli już mierzymy, to co to znaczy, że tytułowi X brakuje do ideału 30%? A dlaczego nie 25%? Albo 35%?

Po drugie, żadna ze skal ocen jest doskonała i wszystkie posiadają swoje inherentne wady. Skala „szkolna” od 1 do 6 jest zbyt wąska – w praktyce 90% tytułów otrzymuje 3, 4 bądź 5, a to dosyć ciasne ramy dla zróżnicowanej oferty wydawców gier. Spektrum procentowe jest z kolei bardzo szerokie – pytanie czym różni się 67% od 72% jest jak najbardziej sensowne. Niektóre media próbują nieco rozbroić tą minę, dzieląc setkę na kilka aspektów – np. 20% oceny za historię, 30% za rozgrywkę, 30% za grafikę, 15% za dopracowanie techniczne i 5% za ścieżkę dźwiękową (nie wspominam już o przypadkach, gdzie pojawiają się kategorie typu „miodność”). Taki podział być może ułatwia wystawienie oceny końcowej, ale jednocześnie opiera się wysoce arbitralnym przydziale dostępnej ilości procentów dla każdego z aspektów, który z góry krzywdzi niektóre gry a uprzywilejowuje inne.

Po trzecie, nieuchronne jest porównywanie ocen przyznanych różnym tytułom, szczególnie tych ocenianych przez daną osobę – można by założyć, iż uważna lektura kilku recenzji danego autora pozwoli nam wydedukować, co dana osoba ceni najbardziej, a co jest dla niej w grach drugorzędne. Problem w tym, że gry wideo to medium – tak samo jak książki czy filmy – a żadne wyspecjalizowane media kulturowe (zakładam, że Technopolis nim jest) nie oceniają obok siebie powieści Thomasa Pynchona i Richarda Morgana czy filmów Michaela Haneke’go i Tony’ego Scotta. Każdy z nich w swojej estetyce czy gatunku zajmuje bardzo poczesne miejsce, ale podobne oceny za „Tęczę grawitacji” i „Zmodyfikowany węgiel” nie są nawet do siebie odnoszone, gdyż każdy rozsądny czytelnik zdaje sobie sprawę, że teksty te istnieją w zupełnie odmiennych „społecznościach interpretacyjnych”, jak to określił kilka dekad temu Stanley Fish. W dziedzinie gier, która pomimo wciąż wczesnego stadium rozwoju wykształciła (i cały czas kształtuje) już szereg gatunków (pojęcie gatunku w grach wideo jest też dla wielu badaczy problematyczne, ale zostawmy tę dyskusję na inną okazję), największe spory o oceny wybuchają przy porównywaniu nie gier tej samej konwencji (cRPG, FPS itd.), ale tak odmiennych tytułów jak, na przykład, „Fantasy Wars” i „Bioshock”. Innymi słowy, przekonanie, że 90% dane „strzelance” można w jakikolwiek sposób odnosić do 90% przyznanych grze przygodowej jest moim zdaniem naiwne i nie bierze pod uwagę specyfiki każdego z tych gatunków, a jedynie – może – jakieś ogólne zadowolenie grającego (Chociaż co to znaczy być zadowolonym na 90%? Większy uśmiech niż na 80%?).

Reasumując: punktacja jest często potrzebna, aby dać potencjalnym nabywcom skondensowane pojęcie co do wartości tytułu, ale traktowanie jej w sposób doktrynalny prowadzi jedynie na manowce.

Recenzent też człowiek.

Recenzenci są ludźmi i też popełniają błędy. Mają słabsze i lepsze recenzje. Literówki, lapsusy językowe, podmienione fakty – to się zdarza. Nie powinno się zdarzać za często. Tak naprawdę nie powinny się zdarzać w ogóle. Ale jesteśmy tylko ludźmi, a błędów w tej dziedzinie nie popełniają jedynie ci, którzy nie piszą w ogóle.

Odsądzanie od czci (w odróżnieniu od normalnego zauważenia bądź poprawienia) recenzenta za to, że w obszernej recenzji skoncentrowanej na mistrzostwie narracyjnym pomylił nazwę studia odpowiedzialnego za przygotowanie innej, wspomnianej jedynie przelotnie, gry nic nie wnosi do dyskusji i często świadczy o niemożności włączenia się w dialog o istocie danej gry. Agresywne wytykanie literówek, pomyłek w edycji bądź drobnych błędów typu przestawiona data i na ich podstawie wyciąganie apokaliptycznych wniosków dotyczących kondycji dziennikarstwa, szaleństwa dyrektorów „Polityki” zatrudniających takich grafomanów i podobne, to zazwyczaj próba ukrycia frustracji i braku rzeczowych argumentów.

Powyższa konstatacja nie jest w żadnym stopniu próbą wytłumaczenia wszystkich niedociągnięć – zaznaczam to wyjątkowo emfatycznie. Biorąc się do pracy, recenzująca/y ma obowiązek jak najlepiej zapoznać się z grą. Powinien mieć przynajmniej pewne doświadczenie w danym gatunku, konwencji czy tematyce. Powinien – najlepiej jak potrafi – sprawdzić fakty, które przywołuje w tekście. Powinien próbować znaleźć perspektywę, która sprawi, iż recenzja gry nie będzie wyliczeniem jej technicznych możliwości, a bardziej krytyczną oceną wydawnictwa podkreślającą ten aspekt tytułu, który wydaje się w nim centralny.

Internet jest duży.

Nikt nikogo nie zmusza do czytania recenzji autorów Technopolis. Jeśli po jakimś czasie wciąż wydaje Ci się Czytelniku, iż we wszystkich swoich recenzjach wszyscy recenzenci serwisu przejawiają totalną ignorancję i brak elementarnego myślenia, nie mówiąc już o nieistniejącym warsztacie językowym – po prostu nie zaglądaj tu i nie zostawiaj komentarzy.

Wyzywanie i obrażanie podpisujących się imieniem i nazwiskiem piszących, niezależnie od Twojego zdania na temat ich kompetencji, podczas kiedy Ty ukrywasz się pod anonimowym nickiem, jest tchórzostwem i świadczy jedynie o głęboko zakorzenionych kompleksach. Oczywiście, przedstawiania się nikt nie wymaga – takie to już dobrodziejstwo inwentarza zwanego Internetem. Co więcej, fakt, że tego rodzaju komentarze są w ogóle przepuszczane przez administratora Technopolis świadczy o otwartości serwisu na różnego rodzaju poglądy. Z drugiej strony, pół-chamskie zaczepki, ogólnikowe krytyki pozbawione rzeczowych argumentów spotykają się z lekceważeniem czy nawet pogardą ze strony piszących. A przecież Technopolis może być platformą do bardzo interesujących dyskusji – nawet jeśli koniec końców rzadko się kogokolwiek przekonuje do własnych racji.
 
Paweł Frelik

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 9

Dodaj komentarz »
  1. Ja podziwiam recenzentów za zaangażowanie się w narrację gier. To jest przeważnie kilkanaście godzin siedzenia przed komputerem (nie tylko) i klikania w stronę ufo, komandosów, i innych geometrycznych tworów. To kawałek życia poświęcony gierce i recenzji. Dzięki zaś tej pracy, odbiorca może rozważniej zdecydować się na to, co zrobi ze swoim czasem i pieniędzmi.

    Dziękujemy 🙂

  2. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy nie ironizujesz (jeśli tak, to moje niezdecydowanie oznacza, ze robisz to dobrze), ale przyjmijmy że nie.
    Zatem – bardzo proszę 😉
    JMD

  3. Wyciągam różne detale[!] z recenzji, opierając się na własnych oczekiwaniach. Dlatego po przeczytaniu recenzji Cryostasis (tutaj) poczułem, że zyskałem kilkanaście godzin życia 🙂

    A tak swoją drogą dzisiaj na rynku jest coraz mniej wersji demonstracyjnych gier, dlatego rola recenzenta wzrasta. A narzekania na recenzję są jej specyficznym folklorem (pomijam przypadki wulgarnego zachowania).

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. @ Krzyś

    Aż mi kwiatek wypadł z butonierki! Niespotykanie sympatyczna postawa.

  6. Przesyłam ten tekst znajomym recenzentom muzycznym.

    Wczoraj dowiedziałem się o istnieniu Technopolis.
    Dzisiaj stałem się stałym czytelnikiem ;]

  7. To ja w takim razie jestem naiwny – bo oceniam gry jako gry – zarówno przygodówka jak i FPS oceniony na 90% to dla mnie gra wybitna. Niezależnie od gatunku. Oczywiście strzelance do wybitności potrzeba czasem innych cech niż przygodówce. Ale nie znaczy to, że poprzeczka wartości takich jak nowatorstwo, oryginalność strony wizualnej i dźwiękowej, stopień ryzyka twórców, wzbudzanie u gracza emocji innych niż prymitywne instynkty, jest dla mnie w grze akcji postawiona gdzie indziej niż w przygodówce. A to są wartości kluczowe przy mojej ocenie, choć pewnie naiwne i zaklinające rzeczywistość.

    I jeszcze jedno – ja osobiście z wrednymi i chamskimi komentarzami walczyłbym inaczej, niż publikując prośby aby się od nich wstrzymać, czy publikować je pod nazwiskiem. Trzeba starać się podnosić poprzeczkę merytoryczną i stylistyczną recenzji tak, aby takie zaczepki same z siebie wyglądały na kompletną porażkę komentującego. Niech Pan spojrzy na recenzje w Technopolis – czy na pewno do wszystkich recenzji są doczepki wytykające błędy czy brak wiedzy recenzenta?
    Przyznaję, że przy ostatniej recenzji na moim blogu, dużo satysfakcji sprawiły mi komentarze w rodzaju: „pitolenie w bambus” czy „jesteś chory psychicznie”. Od razu wiem, że tekst nie podoba się dokładnie tym, którym chcę aby się nie podobał, których chcę aby prowokował, że są kompletnie bezradni. Ale za wyłuskane błędy stylistyczne, ortograficzne czy merytoryczne staram się natychmiast przeprosić, wytłumaczyć i co najważniejsze – poprawić.

    Pozdrawiam!

  8. @Bioforger

    „To ja w takim razie jestem naiwny – bo oceniam gry jako gry – zarówno przygodówka jak i FPS oceniony na 90% to dla mnie gra wybitna.”

    oczywiscie – i ja tego nie podwazam. 90% niezaleznie od konwencji to gra bardzo dobra, wybitna czy jak kto chce ja sobie nazywac. W tekscie odnosilem sie (moze nie za jasno to wylozylem chociaz jak czytam to wydaje mi sie ze jasno 🙂 – ale autor zawsze widzi najmniej) bardziej do wystawiania oceny danej grze w odniesieniu do innych gier innych gatunkow – czyli myslenia,ze „skoro Doom4 dostal 70% to Blade Runner nie moze miec tyle samo bo od niego gorszy”. Porownywanie tytulow wewnatrz danej konwencji czy gatunku jest nieuniknione i w duzej czesci uprawnione (chociaz istnieja tez rozne inne filozofie oceniania).

    Z druga czescia wpisu sie zgadzam – z jej koncowka (wyluskiwanie bledow) calkowicie. Co do reakcji na chamskie wpisy – prosbe tylko raz wystosowalem i nie sadze ze poskutkuje 🙂 ale kultury nigdy za duzo. Z poprzeczka tez racja, tyle ze moj zmysl estetyczny sie buntuje 🙂 jak w calkiem przytomnej – nawet jesli mocno spolaryzowanej – dyskusji w komentarzach pojawiaja sie nagle jakies oszolomki. Mam wtedy poczucie, ze sama ich obecnosc jakos rzuca sie cieniem na ksztalt serwisu – na dobrych serwisach zachodnich o zacieciu bardziej analitycznych (chociaz moze to mala grupa) w ogole ich nie ma. Nie wiem czy to wynik tego, ze moderatorzy ostrzej tna, tego ze amerykanskie trolle sa leniwe 🙂 czy ze trolluja tylko na bardziej otwartych serwisach.

    I calkowicie OT – mysmy nie byli na „pan”. 🙂

  9. Oceny końcowe/punktowe są dodatkiem do recenzji, mało ważnym. Są arbitralne, ogólne, oparte na abstrakcyjnych i niemierzalnych elementach – dlatego nie zasługują właściwie na to, aby być przedmiotem dyskusji.

    Równie dobrze, można stanąć w muzeum przed Delacroix i powiedzieć 3/4, przejść do innej sali i wykrztusić – po dłużej kontemplacji rzeźby Rodina – 1/10 😀

    Pozdrawiam

  10. Strasznie dziwny tekt autor się usprawiedliwia. Recenzje na Techno nie należą do wybitnych

css.php