Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

2.06.2009
wtorek

„Prey” – recenzja gry

2 czerwca 2009, wtorek,

DNEM DO GÓRY

John Wheeler, wybitny fizyk amerykański, który ogółowi dał się poznać jako autor terminu czarna dziura, mawiał ponoć, że idea, by warto ją było drążyć, nie może być zaledwie interesująca – ona musi być odpowiednio szalona. Wyniki naszej nieustającej inwentaryzacji (patrz: recenzja pierogi westernu „Call of Juarez”) sugerują, że prawo Wheelera obejmuje nie tylko prawa przyrody, ale i reguły rynku gier wideo, czego „Prey” jest kolejnym przekonywającym dowodem. W zasadzie był – bo premierę miał dawno, dawno temu (w 2006 r.), kiedy gry tworzono jeszcze czasem z założeniem, że włączając konsolę, użytkownik nie wyłącza rozumu.

W skrócie o fabule: pewnego dnia sfrustrowany monotonią bytowania w rezerwacie młody Irokez imieniem Tommy zostaje wraz z dziadkiem Enisi i dziewczyną Jen wciągnięty przez kosmitów na pokład ich statku zwanego Sferą, która okazuje się ni mniej, ni więcej orbitalną rzeźnią – matriksem bez matriksa. Tommy prześlizguje się jednak przez oka tej maszyny do mielenia mięsa, w konsekwencji czego na niego właśnie spada moralny obowiązek ratowania dziadka, dziewczyny (oraz ludzkości, jak czas pokaże). By przetrwać w trzewiach Sfery, która mogłaby być wytworem wyobraźni Cronnenberga (tego od „Muchy”), niewierny Tommy musi podjąć wycieczkę wewnętrzną w krainę Wielkiego Ducha, gdzie odnajdzie źródła dodatkowej mocy.

Screen z gry Prey
Screen z gry Prey

Tam, mimo początkowego oporu wobec wiary ojców, nauczy swego ducha opuszczać ciało, co okaże się wielce przydatne w dalszej wędrówce. W krainie indiańskiego Abrahama spotka także swego przewodnika, widmowego jastrzębia, który wskazywać mu będzie właściwą ścieżkę w labiryncie Sfery. Nabędzie również łuk, który obok tradycyjnie odnajdywanych w efpeesach jednostek broni palnej (mniej więcej), posłuży do unicestwiania bestialskiej sfory kierowanej przez nikczemną królową-matkę.

 

Droga Tommy’ego odbywać się więc będzie zarówno w wymiarze fizycznym, jak i duchowym, przy czym obie drogi opisane są równie frapującym scenariuszem, zadziwiająco konsekwentnie eksploatującym absurdalny bądź co bądź (bądźmy dorośli) pomysł z krążącym po Wszechświecie kramem z horrorami. Kiedy Tommy dotrze w końcu do celu, będzie już zupełnie nowym człowiekiem. Ten niczym nie wyróżniający się z pozoru mechanik z Oklahomy odkryje aspekt swojej osobowości, który nie jest z tej ziemi, po czym podejmie jakże krzepiącą decyzję, że bogiem być warto, ale tylko w słusznej sprawie. Kawał przyzwoitej fabuły.

Screen z gry Prey
Screen z gry Prey

Tyle o wymiarze transcendentnym – bezpretensjonalnie absurdalnym, a zarazem zadziwiająco spójnym w realizacji. Jeśli natomiast chodzi o wymiar fizyczny – ten wygina umysł, tym razem dosłownie i jest to ta zaleta „Preya”, która sugeruje, że twórcy wielkiej geometrycznej układanki, kosmicznego kinder jaja, którym okazuje się Sfera, bawili się równie dobrze, co jej użytkownicy, a to zjawisko równie rzadkie, jak dobra historia. W jakiś niewyjaśniony prawami logiki (patrz: prawo Wheelera) sposób żarłoczni obcy, którzy nie radzą sobie z zaspokajaniem potrzeb żywieniowych w sposób bardziej humanitarny niż wyżymanie członków innych cywilizacji, posiedli umiejętność swobodnego posługiwania się siłą grawitacji.

Screen z gry Prey
Screen z gry Prey

Poruszanie się w Sferze przypomina więc (do pewnego stopnia, rzecz jasna) wędrówkę po rozbiegających się we wszystkich kierunkach schodach z obrazów M.C. Eschera. Górę nieraz można przełączać na dół, dół na górę, lewo na prawo, albo na odwrót, czego efektem jest konieczność myślenia o mijanych przestrzeniach w sposób, dosłownie, wszechstronny, oraz to, że obiekty (głównie zwłoki) spadać będą czasem nie z góry na dół, a z podłogi na sufit, albo na boki. Ponadto orientację w terenie komplikuje fakt, że Sferę przecinają zakończone portalami korytarze, dziury, z których wysypują się kosmiczne robale (korzysta z nich również Tommy).

Screen z gry Prey
Screen z gry Prey

Powtórzmy za Wheelerem – dobry pomysł to za mało. Żeby pomysł zagrał, musi być odpowiednio szalony. Z „Preyem” się udało. Gra, która rodziła się w bólach, przez prawie jedenaście lat, zmieniając twórców oraz producentów, i której premiera nie była poprzedzona gigantyczną akcją promocyjną, żadnym wielkim Halo, daje użytkownikom więcej, niż mogliby się chyba spodziewać. Pal licho siermiężność grafiki (rażącą chyba już w chwili powstania), pal licho oczywiste zapożyczenia z eksploatowanych ponad wszelką miarę, opatrzonych zasobów science fiction („Obcy”, „Matrix”, „Cube” itd.), pal licho, że „Prey” to w sumie klasyczny efpees z chudą platformową wkładką.

Screen z gry Prey
Screen z gry Prey

Za krzepkie poczucie humoru (przywodzące na myśl witalność Jagienki, tej, co orzechy łupała pośladkami), za chwile czystej poezji (walka o życie w krainie Wiecznych Łowów), za epizody chorobliwej urody (eksplodujące upiorne dzieci), a przede wszystkim za nie ostentacyjną, utrzymywaną w ryzach konwencji szeroko rozumianą inteligencję i grywalność – oklaski.

Nie aspirujący do miana arcydzieła „Prey” jest ucieleśnieniem (ubitowieniem?) pradawnej platońskiej idei rozrywkowej gry wideo: grą, która jest po prostu grą; grą rozrywkową, w którą się gra dla rozrywki.

Karol Jałochowski

Ocena: 90%
 

0% 100%

Zalety: W tym szaleństwie (scenariusza) jest metoda. Zabawy z grawitacją. Ogień (konwencja fps) połączony z wodą (łamigłówki) daje dużo pary. No i będzie „Prey 2”.

Wady: Grafika nie jest źródłem przeżyć metafizycznych (silnik Dooma 3). Monotonia ciemnych korytarzy.

Dla rodzicówDla dzieci oficjalnie dojrzałych (od 18 lat), informuje napis na pudełku. Zapewne rok, dwa na wyrost, bo obrazy przemocy mają charakter (stosunkowo) mało realistyczny.

Prey – gra FPS od lat 18 (PEGI 18+); platforma: Xbox 360; wykonanie: Human Head Studios, Venom Games; wydawca: 2K Games, 3D Realms; język: angielski; dystrybucja w Polsce: Cenega; cena: około 25 zł.
 

Przeczytaj także recenzje gier:

Call of Juarez

Cryostasis: Arktyczny Sen

F.E.A.R. 2 – Project Origin

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop
css.php