Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

3.06.2009
środa

„X-Men Origins: Wolverine” – recenzja gry

3 czerwca 2009, środa,

PRZYSTOJNIAK Z PAZUREM

Jeszcze kilka lat temu gra „filmowa”, czyli program wspierający promocję kinowego obrazu był raczej wyjątkiem niż regułą. Dziś – odwrotnie – trudno raczej znaleźć wysokobudżetową produkcję filmową, której scenariusz nie posłużyłby do stworzenia tak samo zatytułowanej gry. Co więcej, niemal bez wyjątku programy te puszą się logo jakiejś wielkiej wytwórni filmowej. To skutek coraz większej popularności nowego wirtualnego medium, postrzeganego w Hollywood jako rosnące zagrożenie dla X Muzy. Znają tam najwyraźniej starą zasadę: „jeśli nie możesz kogoś pokonać, przyłącz się do niego”. Wszystko, co napisałem wyżej, dotyczy też „X-Men Origins: Wolverine”, wieloplatformowej gry wyprodukowanej przez Raven Sofware.

Jednak tytuł ten odróżnia się od większości produkcji o filmowej proweniencji – nie jest w żadnym razie komputerową kopią filmu i mógłby z powodzeniem poradzić sobie na rynku nawet jako tytuł samodzielny, bez obrazu z Hugh Jackmanem w roli głównej.

Screen z gry X-Men Origins: Wolverine
Screen z gry X-Men Origins: Wolverine

Filmowego Logana poznajemy na długo przed przyjęciem przez bohatera imienia Wolverine – jego historię od narodzin aż po czasy nam współczesne opowiada krótka, dynamiczna retrospekcja. Po zamordowaniu własnego ojca i ucieczce z domu, Logan wraz z przyrodnim bratem Victorem (również mutantem o niezwykłych mocach) przemierza bitewne pola, robiąc to, co potrafi najlepiej – czyli zabijając. Dzięki zdolności szybkiej regeneracji wychodzi bez szwanku z najniebezpieczniejszych sytuacji. Walczy w wojnie secesyjnej, zdobywa normandzkie plaże, służy jako żołnierz w Wietnamie. Tam Właśnie Victor przekracza granicę „ciemnej strony” – zabija w bójce dowódcę i kilku próbujących go schwytać kolegów z oddziału. Bracia stają przed plutonem egzekucyjnym – bez efektu, rzecz jasna. W wojskowym więzieniu odwiedza ich oficer formujący oddział X – „specjalną jednostkę ze specjalnymi uprawnieniami”, złożoną z mutantów takich jak Logan i Victor.

 

Oficerem tym jest William Stryker – postać znana wszystkim fanom X-menów, choć przedstawiona tu niekanonicznie (w komiksach Marvella Stryker to telewizyjny kaznodzieja owładnięty obsesją zniszczenia wszystkich odmieńców). Wraz z nim pojawia się w historiach o X-Menach humanistyczno-komiksowe wołanie o tolerancję dla inności, choćby wyrażanej w tak dziwny sposób, jak w przypadku Wolverine’a i kolegów. Jak łatwo się domyślić, to Stryker jest osią bizantyjskiej intrygi, mającej na celu eliminację mutantów ich własnymi rękami. By zrealizować cel, wyposaża Logana w szkielet z adamantium, niezniszczalnego metalu pochodzącego z kosmosu (tę samą właściwość będą też miały nowe pazury Wolverina). Nie zdoła jednak nad nim zapanować – Logan wyrywa się spod kontroli Strykera i konsekwentnie niszczy wszystko, co ten zbudował przez lata przygotowań.

Screen z gry X-Men Origins: Wolverine
Screen z gry X-Men Origins: Wolverine

Jak na film z kręgu chłopackiej pop-kultury, fabuła jest dość złożona, i nic w niej, poza jednoznacznie pozytywnym Loganem/Wolverinem (jaki tam z niego antybohater, najwyżej czasem na kogoś powarkuje) nie jest tym, na co wygląda na początku historii. Ta złożoność jest jednak cechą scenariusza filmu, a nie stworzonego na jego podstawie programu.

„X-Men Origins: Wolverine” jest klasycznym przykładem slashera TPP, tak krwawego i brutalnego, że momentami zbliżającego się do estetyki gore (film jest pod tym względem znacznie skromniejszy).

Logan w zasadzie nie używa broni palnej – cóż, nie musi. Z każdej sytuacji potrafi wyjść z pomocą pazurów z adamantium. Kto stanie mu na drodze, jest rozszarpywany, rozczłonkowywany, patroszony i dekapitowany, co możemy oglądać na ekranie z bliska i, przy szczególnie efektownych scenach, w zwolnionym tempie (najwyraźniej graficy Raven Software wzięli sobie do serca postulat Hideo Kojimy, by uwrażliwić graczy na przemoc poprzez zwiększenie jej natężenia).

Screen z gry X-Men Origins: Wolverine
Screen z gry X-Men Origins: Wolverine

Wolverine dzięki swej niezniszczalnej strukturze, zdolności regeneracji i genetycznemu uzbrojeniu jest niemal niepokonany. Zwyczajni przeciwnicy, których giną tu setki, nie są dla niego żadnym wyzwaniem (przed pojawieniem się pierwszego bossa nie udało mi się ani razu zginąć), dlatego programiści wraz z rozwojem rozgrywki wypuszczają na Logana coraz to nowe klasy wrogów, różniące się poziomem wytrzymałości, uzbrojeniem i umiejętnościami – od zwykłych strzelców, poprzez „mistrzów maczety”, komandosów w mimetycznych kombinezonach (zapewniających im niewidzialność), bossów (nawet gigantycznego Sentinela – robota do wyłapywania i likwidacji mutantów), aż po, najtrudniejszych do pokonania, innych X-menów. Ich możliwości są dobrze zbilansowane, dzięki czemu konfrontacja zawsze stanowi, mniejsze lub większe, wyzwanie.

Screen z gry X-Men Origins: Wolverine
Screen z gry X-Men Origins: Wolverine

W grze pojawia się kilka fajnych pomysłów, jak na przykład sterowanie bohaterem widzianym z perspektywy atakującego – przez lunetę snajperską Agenta Zero, czy wyczyny Wolvierine’a w powietrzu, który potrafi w locie „wysadzić” pilota ze śmigłowca.

Walki są niezwykle efektowne i dynamiczne, choć postacią bohatera steruje się jak na dzisiejsze standardy w dość ograniczonym zakresie – jego ruchy są płynne i szybkie, ale chciałby się mieć możliwość kierowania nim w bardziej elastyczny sposób, choć trzeba przyznać, że przy przyjętej formule rozgrywki nie ma to większego znaczenia. Wolverine dysponuje dużą ilością ataków (coraz potężniejszych wraz z każdym poziomem doświadczenia), ale wykonywanie ich jest intuicyjne i sprowadza się do wykorzystywania kombinacji LPM i PPM oraz czterech klawiszy klawiatury. Szczególnie efektowne są ataki z oddalenia, kiedy bohater wykonuje długi skok na przeciwnika zakończony powaleniem go na ziemię.

Screen z gry X-Men Origins: Wolverine
Screen z gry X-Men Origins: Wolverine

Są jednak momenty, w których programiści fundują nam bardziej zręcznościowe zadania (na przykład skakanie na czas bez możliwości pomyłki), zmieniając jednocześnie perspektywę na bardziej oddaloną. Jak zwykle w takich sytuacjach, to co ma pomóc, w rzeczywistości utrudnia – szczególnie irytujące, bo nie mamy możliwości zapisu stanu gry.

Wszystkie poziomy „X-Men Origins: Wolverine”, bez względu na zastosowany dizajn mają podobną strukturę – są liniowo zorganizowanymi „komnatami”, które przemierzamy dokładnie wedle wyznaczonej przez projektantów marszruty. Znajdziemy na nich oczywiście elementy aktywne, których zniszczenie/przesunięcie jest konieczne do ukończenia planszy. Jednak szczątkowo występujące zagadki z pewnością nie nas przemęczą. Uatrakcyjnieniem rozgrywki są rozmaite znajdźki, na przykład figurki Wolverine’a (tzw. action figures, bardzo popularny gadżet kolekcjonerski wśród fanów szeroko pojętej fantastyki), dzięki którym otrzymujemy możliwość zmiany wyglądu bohatera – polecić można tylko tym, którzy lubią estetykę z lat siedemdziesiątych, bo Wolverine w obcisłych gatkach i żółtych trykotach traci wiele ze swojego groźnego uroku. Bardziej uważni okryją też zabawne Easter eggs, jak miecz króla Lisza (tego z dodatku do World of Warcraft), niestety nie do użytku.

Screen z gry X-Men Origins: Wolverine
Screen z gry X-Men Origins: Wolverine

Strona graficzna programu przedstawia się znakomicie. Do produkcji „X-Men Origins: Wolverine” użyto silnika Unreal 3. Nie można powiedzieć, że wyciśnięto z niego wszystkie możliwości, ale gra wygląda naprawdę świetnie. Dotyczy to zarówno środowiska, jak i, chyba nawet w większym stopniu, postaci. Szczególnie dobrze odwzorowano głównego bohatera, do złudzenia przypominającego Hugh Jackmana (nieliczne grające w ten tytuł panie zmartwi zapewne wiadomość, że w „X-Men Origins: Wolverine” nie ma filmowej sceny, w której nagi bohater skacze z wodospadu). Animacja wszystkich postaci jest bardzo płynna i, o ile można użyć tu tego słowa, realistyczna. Słowa uznania należą się też członkom zespołu odpowiedzialnym za optymalizację – mimo imponujących możliwości graficznych, program działa bez zarzutu.

Warto dodać że, w przeciwieństwie do wielu innych gier filmowych, ta wcale nie jest krótka. Składa się z pięciu rozdziałów, zawierających aż trzydzieści jeden obszernych poziomów. Zapewniam, że nawet najsprawniejsi z Was nie skończą „X-Men Origins: Wolverine” w cztery godziny.

Screen z gry X-Men Origins: Wolverine
Screen z gry X-Men Origins: Wolverine

Jedyną słabością tej świetnej gry jest brak napięcia, wynikający z niedoskonałości scenariusza. Nie przedstawiono w nim wszystkich istotnych wątków, na przykład kluczowego dla całej intrygi romansu Logana z Kaylą Silverfox, czy bardziej niż się wydaje na pierwszy rzut oka skomplikowanych relacji z Victorem, a trudno bez tych elementów zrozumieć, co naprawdę motywuje Wolverine’a (i trzeba iść do kina). Brak też interakcji z innymi postaciami oraz, nade wszystko, tych momentów wytchnienia, które sprawiają, że nieco spada poziom adrenaliny, a gracz może się cieszyć błyskotliwymi dialogami czy po prostu pięknym krajobrazem.

Wszystko to jednak drobiazgi, bo i tytułowy bohater i przyjęta konwencja określają z góry, że po „X-Men Origins: Wolverine” możemy oczekiwać walki i akcji. I trzeba przyznać, że obietnica ta została spełniona w stu procentach.

Jan M. Długosz

Ocena: 85%
 

0% 100%

Zalety: Walka, adrenalina, Wolverine.

Wady: Niedoskonałości scenariusza.

Dla rodzicówProgram jest przeznaczony dla graczy dorosłych (PEGI 18+). Ze względu na ogromną ilość przemocy, nie polam dla młodszych użytkowników 

Minimalne wymagania sprzętowe gry X-men Origins: Wolverine (PC): Procesor Core 2 Duo 2.6 GHz, 2 GB pamięci RAM, niezintegrowana karta grafiki z 256 MB (GeForce 7600 lub lepsza) obsługująca Pixel Shader 1.0 (zalecane Pixel Shader 3.0), 8 GB wolnej przestrzenia na dysku twardym, Windows XP SP2/Vista SP1.

X-men Origins: Wolverine, gra akcji (TPP) od lat 18 (PEGI 18+), w angielskiej wersji językowej. Producent: Raven Software, dystrybutor: LEM. Cena: 119,99 zł.
 

Przeczytaj także recenzje gier:

Dark Sector

Gears of War

Killzone 2

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 11

Dodaj komentarz »
  1. Jedna z niewielu filmówek , lepszych niż kinowy pierwowzór i prawdopodobnie najlepsza bijatyka na PC do czasu ukazania się Dante’s Inferno

  2. Zgadzam się, że gra jest świetna i jest to jedna z lepszych gier zrobionych na podstawie filmu. Ale, cholera, najlepsza bijatyka na PC? A co z czterema częściami Devil May Cry (z których tylko dwie ostatnie pojawiły się na PieCykach)? Tożto Dantego ze swym mieczem nie pokona nawet Wolverin i jego niezniszczalne pazurki!

  3. Tak, racja, Dante’s Inferno zmiażdży wszystko i wszystkich. I dostanie 110 % w recenzji. Bez wątpienia.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. @nef
    Trudno powiedzieć bez grania, ale mam przeczucie, że nie będzie to 110% 😉
    JMD

  6. Może i nie najlepsza ale jedna z lepszych . Zresztą PeCetowcy nie byli rozpieszczani w gatunku bijatyk chodzonych

  7. Ej ale Dante?s Inferno to nie jest kolejny Devil May Cry a poztym EA napisało na swojej stronie żę ta gra niewyjdzie na PC i że nawet nieplanowali wypuszczenia jej na PCty

  8. PÓJDZIE NA PENTIUM D 915 2.8 GHZ OC 3.26GHZ 3GB RAM KARTA GEFORCE ZOTAC GEFORCE 9600GT AMP EDITION OC

  9. pOJDZIEEE

  10. siem mam takie pytanie co sie robi z rzeczami ktore sie podswietlają na zielono w trybie feral sense ?

  11. zarąbista gra jest jedna z lepszych bo właśnie w nią gram

  12. jeszcze raz i jeszcze raz bardzo łatwa krwawa ciachanka

css.php