Andrew Keen, do niedawna ewangelista, by użyć języka Krzemowej Doliny, nowych technologii doznał podczas konferencji organizowanej przez Tima O’Reilly (to on wprowadził do obiegu pojęcie Web 2.0) objawienia.
Zorientował się, że internet XXI wieku sprzyja powstawaniu nowych form kultury rażących pustką, banalnością. Wikipedia, blogi, i tysiące innych wynalazków służących produkcji i upowszechnianiu treści upowszechniają w istocie amatorszczyznę.
Nie byłoby w tym nic złego, problem w tym, jak zauważa Keen, że ten kult amatorszczyzny podkopuje jednocześnie fundamenty kultury opartej na profesjonalizmie. Upadają redakcje, wydawnictwa i producenci muzyczni. Upada, zdaniem Keena, kultura.
Problem z Keenem polega na tym, że ma on rację i jednocześnie myli się. Dyskutowaliśmy o „Kulcie amatora” z Alkiem Tarkowskim i Mirkiem Filiciakiem (prowadzą oni blog „Kultura 2.0”, wspólnie organizowaliśmy konferencje „Kultura 2.0”). Nie sposób nie zgodzić się, że jak mówi Alek:
„Dla dobrego funkcjonowania kultury niezbędne są pewne instytucje i tu można przyznać rację Keenowi. Być może trochę przeceniamy sam akt tworzenia. Może okazać się, że dobre mechanizmy oceny czy też poprawy jakości są ważniejsze od samego tworzenia treści, bo co z tego, że istnieje ogromny potencjał spontanicznej twórczości, skoro nie potrafimy nad nią panować. Ale trzeba zaznaczyć, że zjawiska o których mówimy są bardzo młode i te narzędzia powstają, czasem w postaci konkretnych narzędzi technologicznych – Keen tego nie zauważa.
Sztuką jest regulować tę twórczość, a równocześnie nie zniechęcić twórców. Ja sam z niepokojem obserwuję choćby rozwój interfejsu Wikipedii, który obrastając nowymi możliwościami upodabnia się – jak to ktoś określił – do kokpitu samolotu pasażerskiego. Jest po prostu zbyt skomplikowany dla przeciętnego internauty i przez to działa jako bariera dla oddolnego zaangażowania się”.
Inaczej, w tym chaotycznym świecie internetu istniejącym przecież dopiero od kilku lat zaczynają powstawać struktury porządku, normy i instytucje. Podobnie przecież było po wynalazku Gutenberga. Jego kulturowo-instytucjonalne wchłanianie trwało setki lat, zanim powstała współczesna struktura rynku wydawniczego. Druk przy okazji zabił piękną sztukę kaligrafii i iluminacji. Umożliwił także narodziny prasy, która w początkowym okresie bardziej przypominała współczesną blogosferę, niż współczesny rynek podzielony pomiędzy magnatów medialnych.
W wyniku przemian część starych instytucji zniknie lub będzie musiała się głęboko zmienić. Kto wypadnie z gry? Nie wiadomo.
Keen zdaje się sugerować, że istniał Złoty Wiek kultury, odejście od którego oznacza upadek. Gdzie szukać tej pięknej epoki? Czy Złoty Wiek to okres Oświecenia, kiedy eksplodowała prasa codzienna i upadała elitarna kultura arystokratyczna, a w jej miejsce pojawiła się kultura burżuazyjna, z jej największym osiągnięciem: powieścią? Czy może lepiej miała się kultura po II Wojnie Światowej, kiedy komunikację międzyludzką opanowała telewizja i Marshall McLuhan stwierdził, że skończyła się epoka Gutenberga, wróciliśmy do czasów plemiennych.
Jasne, że ta neoplemienna kultura wypracowała swoje instytucje, likwidując inne, z poprzedniej epoki. Zmienił się sposób lektury książek i prasy, zmienił się sposób słuchania radia. Kultura zmienia się nieustannie, niezależnie od technologicznych innowacji. Przekonanie, że kulturę można zamrozić jest niebezpieczną iluzją. Niebezpieczną, bo nie pozwala w nowych formach kultury dostrzec żadnej wartości.
Trzeba jednak uważnie czytać Keena, bo równie niebezpieczne jest przekonanie, że wszystko co nowe, to dobre. Mirek Filiciak konkludując naszą rozmowę stwierdził:
„Świat nie zmienił się tak radykalnie, jak przekonuje nas w Kulcie amatora Keen. Mam też wrażenie – nie tylko na podstawie naszej rozmowy, ale też śledząc reakcje myślicieli z kręgu wolnej kultury, którzy tekst Keena komentowali – że dopowiadamy do tej książki więcej, niż w niej naprawdę jest. Zanim jednak doczekamy się na bardziej wnikliwą krytykę kultury 2.0 to Keenowi przypada niebagatelna w końcu rola jej naczelnego oponenta. A być może jednym z zadań, jakie powinny postawić przed sobą społeczności internetowe, jest właśnie wypracowanie własnej krytyki?”
Pełny zapis rozmowy o „Kulcie amatora” ukaże się w najbliższym numerze „Kultury popularnej”.
Edwin Bendyk
Andrew Keen, Kult amatora. Jak internet niszczy kulturę, tłum. Małgorzata Bernatowicz, Katarzyna Topolska-Ghariani, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2007, s. 198.
CZYTAJ TAKŻE:
Wprowadzenie do książki „Kult amatora” Andrew Keena. Sądząc po tytule tej fascynującej książki, jej bohaterem jest internet. Tymczasem Andrew Keena interesuje nie tyle internet, co jego najnowsze wcielenie – Web 2.0.
Profesjonalista wkłada kij w mrowisko. Na początku czerwca w USA ukazał się „Kult amatora”, książka Andrew Keena, która wkłada kij w mrowisko ekscytacji ide(ologi)ą Web 2.0.
Andrew Keen w „Polityce” – Relacja ze spotkania.
10 grudnia o godz. 22:36 63979
Wciąż nie miałem okazji zapoznać się z tą książka, więc może czas na noworoczne postanowienie i w końcu nadrobię zaległości…