Przeglądarki pierwsze otworzyły bramę do Internetu. Dziś toczą zaciętą walkę o panowanie w sieci. To jedyna wojna, na której korzystamy wszyscy.
Mosaic – przeglądarkę dla systemu Windows można z powodzeniem uznać za przodka wszystkich dzisiejszych przeglądarek. W 1993 r. stworzyli ją Mark Andreessen (twórca także Netscape Corporation i przeglądarki Netscape Navigator oraz serwisów społecznościowych Digg i Ning) i Eric Bina (współpracownik Andreessena, jeden z najsłynniejszych programistów świata, znany z 48-godzinnych nieprzerwanych sesji pracy przy komputerze). Przez cztery lata Mosaic była powszechnie używana.
Najstarszą, historycznie pierwszą przeglądarkę stworzył w 1991 r. sam sir Tim Berners-Lee, twórca WWW, jeden z legendarnych pionierów Internetu. Nazywała się po prostu WWW i była przeznaczona dla zapomnianych już dziś komputerów z systemem operacyjnym NextStep. Nie odegrała w praktyce większej roli – pomijając fakt, że zainspirowała programistów do tworzenia doskonalszych narzędzi do buszowania po sieci. I zapewne sir Tim nie spodziewał się, że realizując swój pomysł otwiera drogę do jednej z najdłuższych i najbardziej zaciętych informatycznych wojen biznesowych przełomu XX i XXI w. Ta wojna rozpoczęła się kilka lat później.
W rok po premierze przeglądarki Mosaic oparty na niej sławny Netscape Navigator zdominował rynek tego typu programów (ponad 90 proc. udziału) dla systemu Windows. Nie mógł tego zlekceważyć Bill Gates (choć, przyznajmy, nie błysnął w tym względzie refleksem). W czerwcu 1995 r. Microsoft Network (oddział Microsoftu) wypuścił na rynek przeglądarkę Internet Explorer, również wykorzystującą rozwiązania zastosowane w Mosaicu. Pierwsza wersja popularnego „Misia” (MSIE – Microsoft Internet Explorer) była jednak wielce niedoskonała i pozostawała daleko w tyle za Navigatorem.
Przez dwa lata Netscape Navigator królował, a zdyszany Internet Explorer usiłował mu bezskutecznie dorównać. Aż nadszedł 1997 r., w którym na rynku pojawiły się nowe wersje obu przeglądarek, opatrzone kolejnym numerem 4. Zawierały istotne udoskonalenia, umożliwiały zwiększenie zakresu obsługiwanych funkcji, jednak to Explorer 4 okazał się lepszy od konkurenta. „Miś” został włączony do systemu operacyjnego Windows jako jego – bezpłatny oczywiście – integralny składnik. Ten moment uważa się dziś za wybuch pierwszej wojny przeglądarek, a decyzję o włączeniu przeglądarki do systemu operacyjnego – za decydujący ruch strategiczny. Owa pierwsza wojna rozstrzygnęła się bardzo szybko.
Już po roku Explorer zdobył na rynku pozycję dominującą, której nie oddał do dzisiaj; być może przyczyniły się do tego także zmiany organizacyjne u konkurencji: w 1998 r. Netscape stał się częścią firmy AOL (America On Line). Zaś w 1999 r., kiedy Microsoft wydał przeglądarkę Internet Explorer 5, a producent Navigatora nie zdołał na to odpowiednio zareagować – wojna była właściwie rozstrzygnięta. Niektórzy oczekiwali jeszcze na Netscape w wersji 6, ale po ukazaniu się jej na rynku w listopadzie 2000 r. w większości zrezygnowali: program był powolny i niestabilny, a w dodatku pozbawiony wielu poprzednich funkcji; niektóre napisane dawniej witryny internetowe przestały być przez niego obsługiwane, co wzbudziło zrozumiałą wściekłość ich twórców.
Klęska Navigatora była kompletna. Producent dobił się sam, wprowadzając obowiązek rejestracji użytkowników programu. Rozwijano go jeszcze przez pewien czas (wprowadzono m.in. takie udoskonalenia, jak obsługa języka hebrajskiego i innych języków pisanych od prawej i różne drobne bajery), ale bez spodziewanych sukcesów. W 2003 r., po opublikowaniu Nestcape Navigatora w wersji 7.1, AOL podjęła decyzję o zaprzestaniu prac rozwojowych.
Inna rzecz, że pod wpływem fanów tej przeglądarki zaraz się z tego pomysłu wycofano. Niemniej Navigator – obecnie w wersji 8.1 – nie odgrywa już na rynku praktycznie żadnej roli.
Pierwsza wojna przeglądarek przyniosła dwa ważne i szkodliwe dla rynku skutki. Jeden jest wręcz paradoksalny – zdobywszy przewagę Microsoft… zwolnił prace rozwojowe nad przeglądarką. Jednocześnie doszło do załamania standardów. W pewnym momencie rzetelni twórcy witryn internetowych musieli pisać je w dwóch wersjach. Stan ten nie trwał jednak długo.
Dominacja Explorera była dla wielu programistów nie do zniesienia; tym bardziej że program ten miał liczne niedoskonałości – a z racji swej powszechności stał się wymarzonym celem ataków wszelkiej maści chuliganów i przestępców internetowych.
W 2003 r. zaczęła się więc druga wojna przeglądarek, która trwa do dziś. Za jej początek uważa się wprowadzenie na rynek opatrzonej numerem 7 wersji znanej już od lat (powstałej w 1996 r.) i wysoko cenionej, niewiarygodnie szybkiej norweskiej przeglądarki Opera.
Opera (obecnie w wersji 9.1) jest świetna. To wielofunkcyjna, dostępna dla wielu systemów operacyjnych przeglądarka, oferująca poza samą możliwością przeglądania stron WWW także program pocztowy wraz z czytnikiem grup dyskusyjnych, klienta IRC (jedna ze starszych usług sieciowych, umożliwiająca rozmowę na tematycznych lub towarzyskich kanałach komunikacyjnych, jak również prywatną z inną podłączoną aktualnie osobą), czytnik RSS (stosunkowo nowy sposób pobierania z Internetu wiadomości bieżących), klienta systemu wymiany plików BitTorrent oraz środowisko dla tzw. widżetów, czyli niewielkich programów uprzyjemniających – czy ułatwiających – buszowanie po sieci. Opera jest obecnie programem bezpłatnym, zaniechano nawet wyświetlania w nim reklam. Aż dziwi, że dotychczas jej udział w rynku jest niewielki.
Nie ona odgrywa dziś w wojnie rolę głównego konkurenta dla „Misia”, lecz inna przeglądarka, Firefox, czyli Ognisty Lis. Co prawda udział tego programu w światowym rynku wynosi obecnie tylko ok. 12 proc. (według niektórych statystyk do 28 proc.), lecz wskaźnik ten wyraźnie rośnie.
Firefox – przeglądarka internetowa oparta na tzw. silniku Gecko (to – obrazowo mówiąc – jądro programu, odpowiedzialnego za odczytywanie kodu witryny WWW) – tworzona jest przez Fundację Mozilla oraz entuzjastów-wolontariuszy. Początkowo nazywała się Phoenix, potem Firebird; obecną nazwę nosi od lutego 2004 r. Firefox jest jedną z najczęściej używanych aplikacji na licencji Open Source, a o jej popularności świadczy 100 mln pobrań w ciągu niecałego roku od premiery pierwszej wersji. Najnowsze wydanie Firefoksa 2.0 (z 24 października 2006 r.) dostępne jest – jak i poprzednie – także w polskiej wersji językowej.
Firefox w bardzo szerokim zakresie daje się dostosować do potrzeb użytkownika. Dzięki tzw. rozszerzeniom można wzbogacić ją o obsługę gestów myszy (czyli możliwość sterowania funkcjami programu za pomocą odpowiednich ruchów ręki – np. zamiast klikać klawisz „wstecz”, szybko ruszamy myszką w lewo), blokowanie reklam, grafiki, animacji Flash, narzędzia dla webmasterów, zaawansowane zarządzanie panelami, integrację z zewnętrznymi aplikacjami i wiele innych. Firefox jest przy tym programemdość bezpiecznym w użytkowaniu. Typowa poprawka po wykryciu jakiejś luki pojawia się przeważnie następnego dnia; nic dziwnego, bowiem Fundacja Mozilla oferuje tym, którzy wykryją krytyczny błąd zabezpieczeń, nagrodę w wysokości 500 dol. i pamiątkową koszulkę.
Lisek ma jednak wady. Jest wyraźnie wolniejszy od Explorera, nie mówiąc już o piekielnie szybkiej Operze. Instalowanie w nim rozszerzeń wymaga także odrobinkę bardziej zaawansowanej wiedzy informatycznej. I sprawia pewien kłopot z wyborem: rozszerzeń są tysiące i niewprawny użytkownik ma trudności z wyborem rzeczywiście ważnych i nie dublujących nawzajem swoich funkcji.
Potężniejszą siostrą Firefoksa jest pakiet Mozilla Suite, zawierający również doskonały program pocztowy, program do tworzenia stron WWW i wiele innych udoskonaleń. Nie jest on już obecnie rozwijany (skończył się na wersji 1.8), zastąpił go zaś program SeaMonkey, łączący w sobie najlepsze funkcje tego pakietu i pamiętnego Netscape Navigatora. Najnowsza wersja tego programu jest datowana na 8 listopada 2006 r.
Z tego samego silnika o nazwie Gecko korzysta jeszcze kilka innych przeglądarek. Przede wszystkim zdobywająca dziś błyskawicznie ogromną popularność niespolszczona jeszcze przeglądarka Flock (obecnie w wersji 0.7.7; zwróćmy uwagę na to zero przed kropką, oznaczające, że sami twórcy nie uznają jeszcze programu za w pełni gotowy!). Zapewnia ona niesłychanie łatwy dostęp do najpopularniejszych systemów blogowych i sieciowych galerii zdjęć.
Flock ma także znakomity system organizacji zakładek – przejrzysty, logiczny i łatwo modyfikowalny. Na silniku Gecko oparta jest także niezła (bo bardzo szybka i prosta) przeglądarka K-Meleon.
Używany przez Explorera silnik Trident wykorzystują z kolei dwie niezwykle lubiane przez internautów przeglądarki – Avant Browser oraz Maxthon. Obie bardzo wygodne w użyciu, obie mają polskie wersje, są dość szybkie i, co ważne, stale rozwijane. Obie też mają mnóstwo możliwości niedostępnych w Explorerze, w Firefoksie zaś – wymagających doinstalowywania rozszerzeń.
Którą więc ostatecznie wybrać? Najlepiej mieć po prostu… wszystkie.
Bogdan Miś
Tekst opublikowany w tygodniku „Polityka” (50/2006)
7 stycznia o godz. 1:32 13
opera była by dobra gdyby była bardziej konfigurowalna i przyjazna użytkownikowi jak Ognisty lisek. IE nie jest zły. Brakowało w nim paneli. Wielkim minusem jest jego bezpieczeństwo.
7 maja o godz. 21:14 16790
Moim zdaniem opera ma jeden problem(Bezpieczeństwo) mam nadzieje że w wersji new nie będzie tego ….AAAle co to internet explorer to nie uczciwie wygrał walke z netem;/ polecam na discavery prawdziwą historię internetu!!!