Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

28.01.2015
środa

Zatańczmy raz jeszcze ponure fandango

28 stycznia 2015, środa,

GrimFandangoRemasteredPoczątek 2015 roku upływa dla gier pod znakiem wznowień. Być może najbardziej apetycznym kąskiem jest „Grim Fandango Remastered”, wydana właśnie reedycja przygodowej gry autorstwa Tima Schafera i studia LucasArts z 1998 roku. To wciąż jedna z najbardziej inteligentnych i zwariowanych interaktywnych komedii.

Dopiero co cieszyło nowe, może odrobinę zbyt wygładzone oblicze Gabriela Knighta, a już starszy klasyka zombi w podwyższonej rozdzielczości „Resident Evil HD”. Aktualnej śnieżycy w Nowym Jorku towarzyszy jej udoskonalona wersja prosto z „Fahrenheit Remastered” (debiut 29 stycznia), a na 25 lutego zapowiedziano premierę odświeżonej edycji wzorca kosmicznych gier strategicznych czasu rzeczywistego – „Homeworld Remastered”.

Oprócz cichego zadowolenia pojawiają się głosy krytyczne – że to wszystko strata czasu, próba sprzedania ponownie tego samego, że można przecież zrobić coś nowego, ciekawszego. W przypadku wznowienia „Grim Fandango” na usta najmocniej ciśnie się odpowiedź: toż zróbcie wreszcie, bo jakoś przez te wszystkie lata finansowych sukcesów branży gier się nie udało.2015-01-25_00002Mowa w szczególności o konwencji surrealistycznej komedii, której dziwaczny świat nie jest zbudowany tylko po to, by zabawić odbiorcę rozrywkową cukrową watą, a pozwolić mu zobaczyć siebie i otoczenie w krzywym zwierciadle. „Grim Fandango” dzieje się w pośmiertnym czyśćcu, któremu jednak daleko do biblijnej dystynkcji. To połączenie wizji Stanów Zjednoczonych z lat 30. XX wieku i funeralnych tradycji meksykańskich, opartych na azteckim folklorze. Są zatem groteskowe maski-twarze, kolorowe festyny, a w tle – stare drapacze chmur, zadymione kluby, komputery z klawiaturami od maszyn do pisania.2015-01-24_00020Najważniejsze jednak, że przenika tam współczesna mentalność. Manuel „Manny” Calavera, prawdopodobnie potomek meksykańskich imigrantów do USA, nawet po śmierci jest skazany na pracę szeregowego sprzedawcy biura podróży, którego szefostwo zapewnia sobie słodkie życie po życiu, wciskając duszyczkom bilety na ostatnią podróż do krainy wiecznej szczęśliwości. To trochę kryminał noire, trochę opowieść drogi, trochę szalona baśń. Manny znajdzie się w centrum intrygi, gdy pod wpływem pewnej uroczo kościstej klientki wreszcie walnie pięścią w stół i postanowi zdjąć łatkę pokornie harującego na spłacenie długu przedstawiciela klasy średniej.

Trzeba przyznać, że ideowo niewiele się tu od lat 90. zestarzało. Wizja współczesnych problemów krajów zachodnich odniesionych do ich pełnej nadużyć niedalekiej przeszłości może nawet zyskała na aktualności przez lata kryzysu.

W nowej wersji poprawiono oprawę wizualną – trójwymiarowe postacie są wygładzone, miękko oświetlone – choć charakterystycznego, nieporadnego przerysowania wciąż im nie brakuje. Na nowo wykonana została znakomita orkiestrowa muzyka Petera McConnella – przeskakująca między filmową dramaturgią rodem z kina Hitchcocka, folklorem, jazzem i swingiem. Tutaj nie czuje się co prawda dużej różnicy z wersją klasyczną gry, której jedną z najmocniejszych cech była właśnie oprawa dźwiękowa, poza muzyką oparta o fenomenalny podkład głosów postaci.2015-01-25_00004Twórców „Grim Fandango” stać było w już latach 90. na ekstrawagancję, bo – przypomnijmy – działali w czasach, kiedy gry dla myślących były jednymi z najpopularniejszych. Studio LucasArts, część medialnego imperium Gorge’a Lucasa, pozwalało na pracę nad ryzykownymi, autorskimi projektami z użyciem najnowocześniejszych technologii, w dużych zespołach i za godziwe pieniądze. Sporo można się o tym dowiedzieć we wspomnieniach autorów – do odsłuchania podczas gry w „Grim Fandango Remastered”. Gry przygodowe z lat 1998-99 były jednak łabędzim śpiewem świetności gatunku, do kryzysu przyczyniła się zarówno rosnąca popularność gier akcji, jak i ich własne błędy.2015-01-25_00007Bo dodać trzeba, że w „Grim Fandango” najbardziej zestarzały się zagadki. Owszem, są tu znakomite łamigłówki, wymagające abstrakcyjnego myślenia, uwagi, interpretacji ironicznych dialogów. Ale zdarzają się też zadania „z kosmosu”, w których znalezienie rozwiązania wymaga metody prób i błędów. Takie nieelegancko zaprojektowane wyzwania odegrały swoją rolę w znudzeniu publiczności gatunkiem w latach 90.2015-01-25_00015Szkoda także, że nowa wersja gry ukazuje się tylko na komputerach (Windows, Linux, Mac) i konsolach Sony (PS4 i Vita). Dziwi brak wydania na poprzednią generację konsol i urządzenia mobilne – choć może to kwestia czasu. Wciąż nie ma też oficjalnego polskiego tłumaczenia napisów (dubbing byłby zbrodnią) – jest tylko przyzwoita nieoficjalna polonizacja, na razie pracująca tylko w starej wersji gry. To pewnie także kwestia czasu.

Tim Schafer i postacie z gier stworzonych przez niego na przestrzeni trzech dekad

Tim Schafer i postacie z gier stworzonych przez niego na przestrzeni trzech dekad

Niemniej gra pozostaje niepowtarzalną perłą. Bo mało powiedzieć, że „Grim Fandango” to interaktywny odpowiednik filmu Tima Burtona, doprawiony humorem z książek Terry’ego Pratchetta. To po prostu gra w specyficznym stylu Tima Schafera, autora m.in. „The Secret of Monkey Island” (1990), „Full Thottle” (1995), „Psychonauts” (2005), ostatnio coraz odważniej wracającego do klasycznych gier przygodowych, m.in. w przeboju finansowania społecznościowego – „Broken Age”. Aby ten styl poczuć, nie można po prostu go zobaczyć. Trzeba według zasad tego dziwacznego interaktywnego świata przez chwilę funkcjonować. Jedyne w swoim rodzaju doświadczenie.

Czytaj także:

Historia LucasArts
Zamknięcie LucasArts
Tim Schafer i finansowanie społecznościowe

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop
css.php