Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

10.04.2009
piątek

Sześć dni w Al-Falludży

10 kwietnia 2009, piątek,

Paradokument czy „tylko gra”?

Jednym z gorętszych i szerzej dyskutowanych newsów ostatnich dni było ogłoszenie przez Konami prac nad grą „Six Days in Fallujah”, która ukazać się ma w przyszłym roku. Produkcja ma być taktyczną strzelaniną przedstawioną z perspektywy trzeciej osoby i opowiadać o bitwie o Faludżę, którą w 2004 roku wojska amerykańskie stoczyły z irackimi powstańcami.

Na głosy sprzeciwu nie trzeba było czekać długo. Przedstawiciele armii argumentują, że na grę osadzoną w realiach wojny, która wciąż się toczy, jest jeszcze za wcześnie. Rodzice żołnierzy poległych w Iraku obawiają się, że gra może wzburzyć muzułmańskich ekstremistów, co doprowadzi do kolejnych działań terrorystycznych. Członkowie organizacji antywojennych dodają, że przekształcanie jednego z najkrwawszych epizodów wojny w Iraku w rozrywkę jest czynem niegodnym.

Nikt, kto śledzi społeczny odbiór gier na kontrowersyjne tematy, nie będzie pojawieniem się takich głosów zdziwiony. Warto jednak w przypadku „Six Days in Fallujah” zwrócić uwagę na coś innego: deklaracje osób zaangażowanych w powstawanie gry – deweloperów ze studia Atomic Games i przedstawicieli Konami, firmy, która grę wyda. Mamy tu bowiem do czynienia z ciekawą sprzecznością.

Twórcy podchodzą do sprawy ambicjonalnie, z poczuciem misji. W projekt zaangażowali biorących udział w bitwie żołnierzy, którzy sami zresztą zwrócili się do nich z inicjatywą stworzenia takiej gry, tłumacząc, że to medium jest im najbliższe. Wykorzystywane są pamiętniki i zdjęcia autorstwa Marines, a rozgrywka przeplatana ma być wywiadami z nimi. Teren, bronie i taktyka działania mają być oddane z dbałością o szczegóły. To akurat we współczesnych grach wojennych jest standardem, ale „Six Days in Fallujah” ma wyróżniać się na ich tle realizmem również w kwestii jednostkowego przeżywania wojny. W grze uczestniczyć mamy w sytuacjach, z jakimi faktycznie mierzyli się konkretni żołnierze. Na przykład z koniecznością decyzji, jak postąpić w przypadku biegnącego prosto na nas nieuzbrojonego człowieka. Czy to wróg czy raczej cywil?

Screen z gry Six Days
 
W zamierzeniu twórców gra ma być zatem na poły dokumentalna. Twórcy prowadzą też rozmowy z Irakiczyjkami, którzy przeżyli bitwę, choć nie wiadomo jeszcze, czy zdecydują się na wprowadzenie możliwości wcielenia się w uczestników drugiej strony konfliktu. Ale nawet bez tego cel polegający na wywołaniu w graczu empatii i zrozumienia względem zaangażowanych w bitwę żołnierzy jest ambitny i trudno przewidzieć, czy możliwy do pełnego zrealizowania. Twórcy z Atomic Games deklarują, że gry nie są dla nich jedynie zabawkami i pragną wykorzystać to medium, by poruszyć aktualny, trudny temat, jakim jest wojna w Iraku. Czy i jak im się to uda, pozostaje kwestią otwartą, ale wypada docenić starania.

Znając prawa rządzące rynkiem gier można mieć jednak niemal pewność, że ambitne podejście twórców zostanie w toku produkcji przytemperowane wymaganiami wydawcy, który ma ostateczny wpływ na kształt gry. Komentując kontrowersje wokół gry wiceprezes działu marketingu Konami uspokajał: „Nie chcemy tworzyć komentarza społecznego (…). Nie chcemy, by ludzie poczuli się niekomfortowo. Chcemy jedynie zapewnić wciągającą rozrywkę. W końcu to tylko gra”.

Najprawdopodobniej zatem szumnie zapowiadane dążenie do dokumentalnej prawdy sprowadzi się do wyciągania z pamiętników żołnierzy suchych informacji dotyczących działań bitewnych, na podstawie których zbudowana zostanie następnie „wciągająca rozrywka”. Będziemy znać na przykład dokładny czas wystrzelenia przez danego żołnierza flary, ale oszczędzi się nam wglądu w jego moralne dylematy. W końcu to „tylko gra”.

Warto przy okazji dodać, że „Six Days in Fallujah” nie będzie pierwszą grą odtwarzającą wydarzenia z wojny w Iraku, czy szerzej – wojny z terroryzmem. Nowojorska firma Kuma Reality Games od 2004 roku wydaje cyklicznie darmowe taktyczne strzelaniny umożliwiające graczom udział w wydarzeniach, o których niedawno słyszeli w wiadomościach. Gra opowiadająca o bitwie o Faludżę ukazała się w listopadzie 2004 roku, zaledwie trzy tygodnie po wydarzeniu. „Six Days in Fallujah” ma jednak wsparcie ze strony jednego z najważniejszych światowych wydawców, czego produkcje Kuma Reality Games są pozbawione, trudno się zatem dziwić, że głosy sprzeciwu odezwały się dopiero teraz.

Marzena Falkowska

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 8

Dodaj komentarz »
  1. Fajnie aby taka gra rzeczywiście zobrazowała realne, dramatyczne wydarzenia. Nadała im właściwy ciężar i zarazem wciągnęła interaktywnością. Za każdym razem wzdycha się, że pewnie jeszcze nie tym razem. Komentarz Konami zdaje się niestety to potwierdzać. Za każdym razem też, gdy takie sprawy wychodzą zastawiam się czyja to wina, że twórcy i wydawcy tak ostrożnie podchodzą do ?trudnych? tematów. I za każdym razem dochodzę do wniosku, że najbardziej winni jesteśmy my ? jako odbiorcy i recenzenci gier. Za dużo kupujemy i za dobrze oceniamy prostych i nieambitnych gier. Slogan oczywiście.
    Ale skoro komentuję tutaj, posłużę się miejscowym przykładem. Z Technopolis staracie się zrobić dojrzały portal o grach, który redagują i czytają doświadczeni i dorośli gracze. Życzę jak najlepiej, czekam na to od lat. Szukam zatem ocen gier które wojnę traktują jak teledysk, brutalną rozrywkę, uproszczoną i bez nadawania ciężaru psychologicznego. Znajduję recenzję Call of Duty: Word At War. Czytam z satysfakcją: ??jest rozrywkowym shooterem, a widoczne w nim okrucieństwo ma, po prostu, uatrakcyjnić zabawę.?. Przechodzę dalej i przecieram oczy ze zdumienia:
    Ocena: 4/6 (67/100). Zalety: wysoki realizm.
    Kto to pisze? Pan Jan M. Długosz, bardzo wymagający w stosunku do gier strategicznych, które w większości ambicją założeń i złożonością biją na głowę którąkolwiek z części CoD. Ostatniej odsłonie Total War bezwzględnie, ale słusznie (podkreślam: słusznie!) zarzuca barki w skryptach SI, w historycznej autentyczności. I daje ocenę 55/100. A znów TC?s: HAWX, uproszczonej i nierealistycznej lotniczej strzelaninie, która o pilotażu współczesnym samolotem nie mówi nic istotnego, a fabułę ma jak byle kino akcji, daje ocenę 90/100, podsumowując: ?Doskonała w każdym aspekcie?. Czyli ta gra jest niemal 2x bardziej wartościowa dla potencjalnego odbiorcy (wg. tej samej przecież skali!) niż E:TW. Dla mnie to jednak gruba przesada.
    Ktoś powie, że atakuję niezależność recenzencką. Ale mnie chodzi o niekonsekwencję i zwykłe wkopywanie ambitniejszych graczy! Jaki z takich tekstów przekaz otrzymuje odbiorca, wydawca i twórca? Kupuj, wydawaj i twórz gry proste, szybkie, brutalne. Zaćmisz tym oczy nawet wymagającym recenzentom, którzy dadzą wysokie oceny, pochwalą za realizm, za doskonałość, choćby zupełnie w sprzeczności z innymi własnymi tekstami. Przecież nie będzie się do czego przyczepić, bo złożoności, psychologii, zmagania z prawdziwymi realiami (które powoduje błędy i niedociągnięcia, a jakże!) nie będzie w ogóle.
    I jak tu się dziwić słowom i zapewne czynom Konami w sprawie ?Six days In Fallujah?, skoro dopracowane technicznie, ale mierne i bierne tytuły dostają najwyższe oceny jak świat długi i szeroki.

    Nie piszę tych słów złośliwie, ani pijąc do komentowanego tekstu. Tekst pani Marzeny jest ciekawy i stanowi tylko pretekst. Poza tym mam nadzieje, że piszące tu osoby, a w szczególności pan Długosz, przyjmą to jako konstruktywną krytykę. Bardzo cenię kilku piszących dla Technopolis ludzi, a oceny gier strategicznych pana Długosza czytam z przyjemnością. Niestety tylko strategicznych.
    Stać Was, byście zrobili naprawdę opiniotwórczy, dojrzały i co najważniejsze krytycznie spójny portal sieciowy o grach. W Polsce nie ma na razie żadnego, wy jesteście najbliżej. Gdzie indziej nie marnowałbym czasu na wypisywanie takiej krytyki, bo zapewne zostałaby zupełnie pominięta.

  2. Oj, ale mi się dostało.
    Odpowiem Panu tak – ocena i wyliczone w wielkim skrócie wady i zalety to nie jest cała treść recenzji, tylko jej zakończenie, rodzaj podsumowania dla tych graczy, którzy nie czytając całego tekstu chcą uzyskać jakieś informacje o tytule. Recenzent, moim zdaniem, nie ma prawa decydować za odbiorcę czy opisywana produkcja jest wystarczająco dla niego mądra. Ma dostarczyć, tak rzetelnie i obiektywnie jak tylko się da (a obiektywizm takiej oceny to szczyt szklanej góry, na którą wszyscy powinniśmy się wspinać, choć wiemy, że nigdy tam nie zajdziemy) zestaw informacji o grze. Stąd tak wysoka ocena HAWX ? jeśli ktoś jest miłośnikiem zręcznościowych symulacji, to HAWX jest dla niego programem niemal idealnym – takim na 90 %. Miłośnik lub miłośniczka literackich przygodówek nie ma czego szukać w tej grze, i to jest chyba jasne od pierwszego spojrzenia na jakikolwiek screen. W żadnym miejscu tej recenzji nie napisałem, że gra jest intelektualnie wymagająca.

    Co do CoD – w tekście recenzji wyraziłem się więcej niż dobitnie, co myślę o autorach gry. Czy jednak moje poglądy na wiele różnych kwestii (instrumentalne traktowanie historii, brutalność w grach, kierunek w którym zmierza kultura popularna itd.) powinny wpłynąć na wystawioną ocenę? Moim zdaniem, gdyby wpłynęły, byłbym zupełnie nieobiektywny. Bo przecież chodzi tu o ocenę sprawności, z jaką wykonano program. Jeśli zatem ktoś, po przeczytaniu recenzji CoD ma nadal ochotę na taką zabawę – bardzo proszę – nie zawiedzie się na konstrukcji poziomów, ilości dostępnych broni, grafice, animacji wybuchów itd.
    Co więcej, uważam, że wystawienie oceny wyższej grze której z powodów ideologicznych (lub po prostu preferencji co do gatunku) nie lubię jest moim psim obowiązkiem jako recenzenta.

    Po to, byśmy mogli oceniać gry w nieco szerszej perspektywie, pojawił się w Technopolis dział „Technowpiskowcy” – i to jest właściwe miejsce do formułowania wniosków i postulatów natury ogólnej.

    Nawiasem mówiąc, we wpływ recenzentów na producentów gier, i na większość graczy z resztą też, nie wierzę nic a nic. Piszę to z przykrością, ale takie jest właśnie moje zdanie. Jeśli Pan jednak wierzy w skuteczność takich działań, chętnie udostępnimy łamy „Technowpiskowców”. Ostrzegam jednak, że motyka przeciw słońcu to w tym wypadku bardzo skuteczna i zaawansowana technologicznie broń…
    Pozdrawiam
    JMD

  3. Ja za to nic a nic nie wierzę w pełną obiektywność recenzji. Także Pańskich. I co więcej cieszę się z tego, że nie są obiektywne. Weźmy na ten przykład określenie, że CoD:WaW jest grą realistyczną i ma dobre projekty poziomów. Dla mnie jest to stek bzdur, pan uznał to za obiektywną prawdę, którą należy umieścić w podsumowaniu. I kto ma rację? Obaj mamy rację. Tyle, że pan nie wyraził żadnej obiektywnej prawdy, tylko swój pogląd.
    Po prostu w pewnych kwestiach jak zgodność z faktami historycznymi czy stopień fotorealizmu grafiki można zbliżyć się do obiektywnej oceny. W przypadku choćby działania SI, trafności zagadek, mechaniki, muzyki, wartości dydaktycznej, wzbudzania przez grę emocji itp. ocena recenzenta zawsze będzie subiektywna. Ważne jest jak skutecznie i ciekawie recenzent potrafi do swoich racji przekonać, jak konsekwentny jest w ich wyrażaniu. Odbiorca wyrabia sobie zdanie o recenzowanym utworze także poprzez ocenę recenzenta.

    Pana recenzja E:TW jest ciekawa ponieważ posiada pan zarówno dużą wiedzę o gatunku gier, jak i o historii, która została tam przedstawiona. Potrafi pan skutecznie przekonać tą wiedzą do swoich racji. Tym samym sugeruje pan, że pewne kryteria są ważne dla pana w ocenie gier. Tymczasem gdy przychodzi do realnych samolotów, w niemal realnym świecie, kryteria ulegają rozluźnieniu, bo gra jest z założenia głupawa i mało wymagająca. To zupełnie tak jakby przyznać słabemu uczniowi lepsze świadectwo, jak ogólnie pilniejszemu, tylko dlatego że ten pierwszy nie ma sobie równych na lekcjach WF.
    Jeżeli posługujemy się jedną liczbową skalą bez rozróżnienia gatunków gier, trzeba utrzymywać jedne kryteria dla wszystkich. Na resztę wyróżników gatunkowych jest miejsce w tekście. Porządni krytycy filmowi już dawno nauczyli się dawać 2 gwiazdki kolejnym ?Szybkim i Wściekłym? (czy tam innym), choć piszą jednocześnie, że to znakomity film na wieczorny relaks przy piwku. Bo to zwykle nie starcza by wypunktować ?Obywatela Kane?a?, choćby piwko było nie wiem jak dobre i zimne. Nie wiem jak pan, ale ja cholernie cieszę się że tak jest. Od rozrywki ważniejsze są inne wartości, do których recenzent, przez swoja wiedzę i gust, może subtelnie odbiorców przekonać. Tak jak pan przekonuje do historii.

    Co do kwestii znaczenia recenzji i punktacji napiszę tylko co rzekł mi z rok temu Polak pracujący dla jakiegoś zagranicznego podwykonawcy Ubisoftu: ?Moi zwierzchnicy mają gdzieś czy to będzie fajna gra, chcą byśmy rozbili ją tak, by zebrała jak najwięcej na Metacritics.?.

    Także pozdrawiam i życzę powodzenia z serwisem.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. @ bioforger
    Szkoda, że nie dajesz się namówić na technowpiskowanie. Sprawa ocen i nieszczęsnej (IMHO niepotrzebnej) punktacji zasługuje na odrębny wątek, a Twoje uwagi wydają mi się interesujące i dyskusyjne zarazem. Abstrahuję od tekstów JMD, bo tytuły, których dotyczą, są mi obce. Z szacunku dla Autorki nie będę tu rozwijać moich poglądów w tej kwestii.
    Na temat mogę powiedzieć tyle, że jedyne interesujące mnie gry wojenne mogłyby powstać w serii Global Conflicts – powstałej z myślą o rozwiązywaniu problemów tego świata, a nie machaniu szabelką.

  6. Bez obaw tetelo, nie ma żadnego powodu, bym uznała offtopowanie za wyraz braku szacunku 🙂

    Zgadzam się, że system ocen punktowych przynosi częściej więcej złego niż dobrego, napisałam nawet kiedyś na ten temat osobny tekst: http://altergranie.wordpress.com/ludo-ergo-sum/ludo-ergo-sum-29/ Skoro jednak obowiązuje, trzeba przyjąć go z całym dobrodziejstwem inwentarza i potrafić obronić decyzję o przyznaniu takiej a nie innej oceny.

    W sporze między bioforgerem a JMD bliżej mi jednak do stanowiska p. Jana. Uważam, że grę powinno oceniać się za to, czym jest, a nie za to, czym nie jest. Nie zarzucałabym takiemu HAWX-owi na przykład, że nie jest realistycznym symulatorem pilotażu współczesnego samolotu, bo nigdy nie miał nim być. Od tego są inne produkcje. Jeśli jako gra nastawiona na aspekt zręcznościowy sprawdza się dobrze, to zasługuje na wysoką notę. Co innego w przypadku Empire: Total War, gry, która jak cała seria zresztą, stawia na realizm. Tu recenzent ma pełne prawo rozliczać twórców z obietnic zgodności z historyczną prawdą.

  7. Myślę, że wkrótce coś więcej na dyskutowany temat napiszę, ale raczej zostanę na razie tam gdzie się czuję najlepiej, czyli u siebie na blogu. Chcę go jeszcze pociągnąć, a na więcej pisania dla przyjemności nie starcza mi na razie czasu. Na rozgłosie teraz średnio mi zależy, bo dopiero uczę się jako tako pisać, testuję różne metody. Ale sporo wymagam nie tylko od siebie ;).

  8. Powyższą odpowiedź rozumiem doskonale i szanuję Twoje racje, bio.
    W takim razie pozostaję z moimi wątpliwościami co do recenzenckiej misji zmieniania świata, „jednych kryteriów dla wszystkich gier” (???) oraz zasadniczym pytaniem: dla kogo właściwie pisze się recenzje?

  9. Jakby ktoś był jeszcze zainteresowany – zgodnie z obietnicą, moje szersze spojrzenie na recenzowanie przedstawiłem u siebie: http://antygry.blox.pl/2009/06/Wartosc-recenzenta.html

css.php