Trudno wyobrazić sobie, jak wyglądałyby dzisiaj gry komputerowe, gdyby nie Ken i Roberta Williamsowie, twórcy pierwszych graficznych przygodówek. W latach osiemdziesiątych założona przez nich Sierra On-Line była jedną z najbardziej wpływowych i rozpoznawalnych firm w branży. To im oraz ludziom takim jak Mark Crowe, Scott Murphy, Al Lowe i Jane Jensen zawdzięczamy niezapomniane serie „King’s Quest”, „Space Quest”, „Leisure Suit Larry” czy „Gabriel Knight”. Wiele klasycznych tytułów dostępnych jest obecnie za darmo lub za niewielką opłatą w serwisach typu Steam i GOG.com (dawniej Good Old Games). Niektóre z nich przeżywają swoją drugą młodość na platformach przenośnych. O niesłabnącej popularności produkcji Sierry najlepiej świadczyć może zeszłoroczny sukces kickstarterowej akcji Ala Lowe’a i Replay Games, w czasie której udało się zebrać ponad 650 tysięcy dolarów na remake pierwszej części perypetii niezdarnego podrywacza Larry’ego, „in the Land of the Lounge Lizards”. Jak zapewniają twórcy, gra dostępna będzie dla użytkowników komputerów PC i Mac oraz urządzeń mobilnych pracujących na systemach Android i iOS (a więc większości smartfonów i tabletów).
Powrót Larry’ego nie byłby możliwy bez wsparcia tysięcy fanów, którzy nie tylko sfinansowali cały projekt, ale także po raz kolejny zwrócili uwagę producentów i dystrybutorów na zainteresowanie, jakim stale cieszy się klasyka komputerowa. Jeszcze kilka lat temu, aby zagrać np. w pochodzącą z 1987 roku „Police Quest: In Pursuit of the Death Angel”, trzeba było albo być w posiadaniu oryginalnych dyskietek z programem, albo spróbować szczęścia w Internecie. Inna sprawa, że nie ze wszystkimi pozycjami czas obszedł się łaskawie. Nie każdą da się również uruchomić bez kłopotów na szybszym sprzęcie. Ówczesny właściciel praw autorskich, Vivendi Games, nieszczególnie się takim stanem rzeczy przejmował. Liczyły się tylko nowe pomysły i nowe marki.
Pozostawieni sami sobie gracze postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Niektórzy zaczęli udostępniać starsze produkcje w sieci (nie zawsze zresztą legalnie), inni – tworzyć własne wersje ulubionych tytułów. Tak powstało wiele fanowskich przygodówek, w tym świetne remake’i „King’s Quest I – III”, „Space Quest II” i „Quest for Glory II: Trial by Fire” autorstwa AGDI (Anonymous Game Developers Interactive – dawniej Terra) i Infamous Adventures. Co czyni te pozycje wyjątkowymi na tle pozostałych i wciąż godnymi polecenia? Z jednej strony profesjonalne wykonanie, z drugiej zaś dbałość o zachowanie klimatu oryginału. W nowych wersjach odświeżono oprawę graficzną i ścieżkę dźwiękową, uproszczono interfejs (wpisywanie komend z klawiatury zastąpiono o wiele bardziej przejrzystym i intuicyjnym systemem point and click) oraz wprowadzono wiele drobnych zmian uprzyjemniających zabawę, np. zmodyfikowano niektóre zagadki, poprawiono mapy, uzupełniono dialogi itd.
Nie będę ukrywał, że najbardziej ucieszył mnie remake „Quest for Glory II”. Do serii autorstwa Lori i Corey Cole zawsze miałem szczególny sentyment. Opowiedziana nie bez poczucia humoru i ironii historia awanturnika, który wyruszył w świat, by zostać bohaterem, stanowiła pierwszą produkcję Sierry, z jaką miałem przyjemność bliżej się zapoznać. Była przy tym na tyle nowatorska, że wiele z przyjętych w niej założeń do dziś uchodzić może za niezwykle śmiałe.
„Quest for Glory” łączyło w sobie elementy RPG i przygodówki. Oferowało niemal zupełnie otwarty świat, wybór i rozwój postaci oraz sporą swobodę w rozwiązywaniu zagadek. W grach duże znaczenie miał upływ czasu. Niektóre czynności dało się wykonać jedynie za dnia, inne tylko po zmroku. Jeżeli np. nie zdążyliśmy wrócić wieczorem do miasta, musieliśmy liczyć się z tym, że bramy do niego będą już zamknięte i noc przyjdzie nam spędzić gdzieś w głuszy. Do tego nasz bohater musiał jeść i spać. Daleka wyprawa bez prowiantu w plecaku kończyła się często śmiercią z głodu lub wycieńczenia. Te i inne drobne detale w połączeniu z ciekawą fabułą i zabawnymi dialogami sprawiły, że seria doczekała się pięciu części oraz rzeszy wiernych fanów z całego świata. Wśród nich także tych, dzięki którym możemy cieszyć się „Trial by Fire” w nowej, poprawionej wersji, z grafiką VGA i systemem point and click.
Obecnie programiści z AGD Interactive i Infamous Adventures zajmują się autorskimi projektami (odpowiednio w Himalaya Studios i Infamous Quests). Phoenix Online Studios, odpowiedzialne m.in. za „The Silver Lining”, duchowego sukcesora serii „King’s Quest”, współpracuje z Jane Jensen („Gabriel Knight”) i Pinkerton Road nad grą Moebius. Sarien.net za zgodą Activision modyfikuje klasyczne pozycje, by można je było uruchamiać z poziomu przeglądarki. Nie wszystkim się jednak udało. Wiele podobnych studiów zawiesiło swoją działalność, m.in. QFG3D team (próba odtworzenia „Quest for Glory” na silniku „Morrowinda”), Hero6, SQ7 czy Struggle for Life and Honor. Warto o nich pamiętać. Szczególnie teraz, gdy do branży powracają twórcy największych przebojów Sierry – Al Lowe z odświeżoną wersją „Leisure Suit Larry”, Lori i Corey Cole z „Hero-U’, Mark Crowe i Scott Murphy („Space Quest”) ze SpaceVenture czy Jim Walls z następcą „Police Quest”. Warto, ponieważ bez olbrzymiego zaangażowania tysięcy wielbicieli powroty te nie byłyby możliwe. To dzięki nim producenci i dystrybutorzy dostrzegli, że na gry przygodowe w starym stylu wciąż jest zapotrzebowanie, że nadal są osoby, które od prostych zręcznościówek o olśniewającej grafice wolą dobrą fabułę oraz ciekawe, stojące na wysokim poziomie zagadki. I całe szczęście. Kto wie, może któryś z powstających właśnie tytułów dorówna poziomem swym poprzednikom?
Tomasz Kupiecki
Wszystkich zainteresowanych produkcjami fanowskimi odsyłam do poniższych stron, skąd za darmo można pobrać wybrane tytuły:
AGD Interactive (remake „King’s Quest I-III” oraz „Quest for Glory II”):
Infamous Adventures (remake „Space Quest II” oraz „King’s Quest III”)
Phoenix Online Studios (seria „The Silver Lining”)
6 marca o godz. 11:14 466231
To bardzo ciekawa inicjatywa, z przyjemnością skorzystam z możliwości przypomnienia sobie starych gier. Skądinąd King’s Quest I pamiętam jeszcze w wersji z wpisywaniem komend tekstowych, co bardzo mi kiedyś pomogło w nauce angielskiego (motywacja!). Wersja z ikonkami nie ma już tego uroku, trochę mniej trzeba myśleć. Ale też mniej jest dylematów typu „co programista miał na myśli”.