Lubicie jeździć palcem po mapie, czy bardziej współcześnie myszą po Google Earth? Twórcy najnowszego Drivera zafundowali nam identyczny motyw w grze, a przy okazji odcięli się od zdominowanego przez GTAIV gatunku gier gangsterskich i wprowadzili dosyć kontrowersyjne rozwiązanie fabularne, wywracające do góry nogami utartą mechanikę serii studia Reflections. Jak takie zmiany sprawdziły się w grze?
Z jednej strony otrzymujemy świetnie zrealizowany model jazdy, z drugiej – miałką historię o Charlesie Jericho próbującą nawiązać stylistyką do ostatnich wielkich dzieł dużego i małego ekranu. Mamy więc 120 autentycznych modeli samochodów, mocno zręcznościowy, ale jednak wymagający i rajcujący model jazdy i słabą fabułkę opowiedzianą w dosyć nieumiejętny jak na dzisiejsze standardy sposób. Akcja gry niczym w „Incepcji” toczy się bowiem w głowie głównego bohatera. Niemal wszystko co gracz widzi na ekranie jest majakami leżącego w śpiączce Tannera. Dramatyzmu akcji dodają dynamiczne, inspirowane serialami HBO cutsceny, a przynajmniej próbują dodać. Bo o ile zamysł ten był dobry, a filmiki „previously in Driver: Sam Francisco” spełniają swoje zadanie, to nie porywają. Brakuje im ostatniego szlifu i choć można by powiedzieć, że są niezłe, nie wytrzymują porównania np. z trailerami od Square Enix.
Scenki przerywnikowe są jednak tylko dodatkiem do jazdy po ulicach San Franciso, czyli głównego motywu najnowszego Drivera. Jak wspominałem, twórcy zrezygnowali z konkurowania z Rockstar – z kolejnej, (jednocześnie pierwszej odsłony Drivera na obecną generację konsol) stworzyli grę wyścigową. Produkcji bliżej więc do Need for Speed: Most Wanted, Burnout: Paradise czy nadchodzącego The Run niż serii GTA. Czy był to dobry pomysł? Jeżeli model sterowania postacią i misje w skórze Tannera miałyby wyglądać tak jak w niechlubnym Driv3rze, to tak. Z drugiej jednak strony – kilka lat temu pojawił się bardzo dobry Driver: Parallel Lines i wydawało się, że Reflections ma kilka pomysłów na stworzenie alternatywy dla GTA. Brak możliwości opuszczenia samochodu martwi, ale zamiast ubolewać nad tym faktem należy nauczyć się obsługi trybu „shift”.
W Driverze nie da się wychodzić z samochodu, co wcale nie oznacza, że nie ma możliwości zmiany środka lokomocji. Akcja gry jest snem który, jak to w snach bywa, rządzi się swoimi prawami. W Driverze są nimi skoki pomiędzy samochodami. W dowolnym momencie gry możemy „wyjść” z auta i jako bezosobowy byt szybować nad ulicami San Francisco (niczym w programie Google), aby po chwili wskoczyć do kolejnego auta. Dokładniej – wskakujemy w ciało danego kierowcy, co ma też swoje przełożenie na dialogi. Raz wcielamy się w młodziana chcącego zaimponować urodziwej pasażerce, a innym razem w ruganego przez instruktora jazdy chłopaka. Tanner musi się odnaleźć w każdej sytuacji, co na ogół kończy się całkiem śmiesznym dialogiem i wypada nawet nieźle. Pod warunkiem, że zaakceptujemy te skoki i nie będziemy narzekać na brak możliwości swobodnego biegania po mieście.
Opcja „shift” nie jest jednak tylko substytutem kradzieży aut. Ma też przełożenie na gameplay i clou serii – pościgi. Jadąc za bandytą nie jesteśmy na stałe przypisani do swojego samochodu, co więc stoi na przeszkodzie, aby wyskoczyć zza kółka, wcielić się w kierowcę nadjeżdżającego z naprzeciwka autobusu i zatarasować naszemu uciekinierowi drogę? Nic, i właśnie w tym tkwi innowacyjność serii. Po tej ewolucji w ułamku sekundy teleportujemy się do prowadzonego wcześniej wozu i wbijamy się w tył zablokowanego przez autobus bandyty. Zdarzają się też pościgi, w których sterujemy… dwoma radiowozami. Wylecisz z zakrętu? Nic straconego – możesz przenieść się do drugiego wozu, a pierwszy, kierowany przez SI szybko do nas dołączy. Czy muszę pisać, jakie tworzy to możliwości?
Akcja Drivera jest snem, a gracz wraz z Tannerem z każdą następną misją odkrywa kolejne zalety tego stanu rzeczy. Pojawiają się więc niezbyt realne dopalacze i opcja taranowania samochodów. Z czasem jest jeszcze ciekawiej, a akcja staje się mocno abstrakcyjna. Co prawda brakowało mi trochę pędzącego przez ulicę pociągu z „Incepcji”, twórcy mogli bardziej puścić wodzę fantazji, ale nie jest źle, zwłaszcza pod koniec gry. Obawiam się jednak, że nie każdy dotrwa do tego momentu, choćby dlatego, że zadania fabularne są poprzetykane misjami raczej luźno związanymi z główną historią. Jako misje opcjonalne spełniałyby swoją rolę, ale tutaj trzeba je wykonywać obowiązkowo – inaczej nie odblokują się zadania popychające akcję do przodu.
A ta rozgrywa się w tytułowym mieście, które jest duże, puste i… samotne. Poprzednie części gry przyzwyczaiły nas do zwiedzania kawałka świata. Były amerykańskie metropolie, europejskie trasy czy nawet ulice egzotycznego Istambułu. Teraz trochę brakuje tej różnorodności, bo San Francisco mimo przywiązania do swojego prawdziwego odpowiednika zostało… spłaszczone i poszerzone. Twórcy zmniejszyli wzniesienia i dodali po kilka pasów do każdej ulicy. Miało to poprawić gameplay. Może i rzeczywiście łatwiej się jeździ po takich ulicach, ale przez to utraciły one swój klimat, no co wpływa też np. irracjonalny brak charakterystycznych dla San Francisco tramwajów. Są jedynie tory. Największym grzechem twórców jest jednak odwzorowanie budynków. Zaimplementowano dwuwymiarowe fasady – wszelkie nierówności, gzymsy, parapety czy nawet balkony to płaskie bitmapy. Przy 100 mph na liczniku nie robi to wielkiej różnicy, ale wystarczy trochę zwolnić aby zobaczyć to uproszczenie. Dla mnie jest ono nie do przyjęcia i sytuacji nie ratuje płynne 60 klatek na sekundę, ładne filtry ani przepiękne odwzorowanie samochodów, które przez swoją szczegółowość jeszcze bardziej kontrastują ze słabym otoczeniem.
Driver: San Francisco nie spełnił wszystkich moich oczekiwań, ale nie ma co ukrywać, że wypadł lepiej, niż wynikało to z zapowiedzi. Tryb „shift” jest ciekawym i nie do końca wykorzystanym motywem, fabuła nie porywa, ale w Drivera i tak gra się przyjemnie. Sama beztroska jazda bawi, a kolorytu rozgrywce dodaje rewelacyjnie zrealizowana kamera zza kierownicy wozu i imponujący soundtrack – z radia przygrywa kilkadziesiąt licencjonowanych kawałków.
Nie jest to hit, a stylowe przywitanie się Ubisoft Reflections z obecną generacją konsol. Mam nadzieję, że studio, posiadając już gotowy engine i doświadczenie, stworzy pełnoprawny, gangsterski sequel. Przynajmniej na to wskazuje zakończenie gry. Obyśmy tylko nie czekali na niego kolejnych 5 lat.
Paweł Olszewski
Ocena: 70%
Zalety: ilość dostępnych samochodów, model sterowania, opcja „shift” i idące za nią rozwiązania
Wady: tylko jedno, puste i płaskie miasto, nieprzekonywująca narracja, odwrót od gatunku gier gangsterskich
Dla rodziców: PEGI: 12+
26 września o godz. 9:06 63733
Huhu, widać, że to recenzja „bylejakiegoużytkownikakompa”.
Gra jest KAPITALNA, i żadne „dwuwymiarowe” tekstury nie zepsują tego hitu. Autorze, powiedz proszę: DO CZEGO CI potrzebne trójwymiarowe gzymsy, okna, wejścia, drzwi itd?? Do NICZEGO. Głównym celem gry jest 6szybka jazda, pościgi, „SHIFT” i na piękne otoczenie nie zwraca się uwagi, a na świetne odwzorowanie modeli (w tym modeli jazdy) I bardzo dobrze, bowiem w ten sposób na moim 3-letnim kompie gierka śmiga aż miło. Bardzo dobry model zniszczeń, efektowne stłuczki, jazda DOWOLNYM autem, fabuła (płytka, ale wciągajaca) czyni z tej gry HIT JESIENI. Zresztą potwierdzają to oceny internautów i innych „giercowych” pism (od 8-9,5!)
Zgadzam się z jednym: BRAK TRAMWAJÓW! Bo ciasne uliczki są.
22 stycznia o godz. 11:12 64248
Jak dla mnie gra moze i ladnie wyglada (silnik graficzny 4-letni) Shift super sprawa, ale model jazdy to porazka klasa B !!! darowalem sobie ta gre wlasnie przez model jazdy, szkoda bo mimo to to dobra gra.
2 lutego o godz. 12:04 64278
Dla mnie gierka spoko,model jazdy przyjemny,grafika miła dla oka i ciekawe pomysły.8/10.Przydałoby sie więcej detali w miescie,bo San Francisco w nowym Driverze moze i nie jest brzydkie,ale do Liberty City z gta IV lata świetlne.
23 sierpnia o godz. 20:44 65115
Ile jest kilometrow tras????????