Spokojnie – premiera drugiej części najprawdopodobniej odbędzie się zgodnie z planem 26 października, do tego (to wiadomość z ostatniej chwili) będzie również demo. Wiadomość dotyczy trzeciej części przygód Starkillera która, jak doniosło Kotaku, została właśnie skasowana przez Paula Meegana, nowego CEO LucasArts. Teraz dopiero nabiera sensu informacja o odejściu ze studia Hadena Blackmana, producenta i scenarzysty „The Force Unleashed”.
Tytuł został, co prawda, przyjęty chłodno przez fanów SW i krytykę, ale zgodnie z polityką od lat prowadzoną przez wydawcę, nie ci pierwsi byli „targetem” TFU. Gra sprzedała się znakomicie, i wszystko wskazuje na to, że część druga co najmniej powtórzy sukces jedynki. Trudno zatem zrozumieć, jakie przesłanki kierowały Meeganem. Co więcej, pan prezes zapowiedział, że tworzony przez BioWare „The Old Republic” będzie ostatnią grą zrealizowaną przez zewnętrzne studio co, jeśli traktować jego deklarację dosłownie, oznacza między innymi, że „Lego Star Wars III: The Clona Wars” zakończy owocną i bardzo dla LA opłacalną współpracę z TT Games. Dziwne, szczególnie, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że po raz ostatni LucasArts wydał przyzwoitą grę w… 2005 roku – świetne, choć niedocenione „Republic Commando” (nawiasem mówiąc, po raz ostatni przed TFU występując jednocześnie w roli producenta i wydawcy). Kto zatem, po zapowiedzianym już odejściu zespołu „The Force Unleashed”, ma produkować gry dla LucasArts?
Co to wszystko oznacza, dowiemy się za jakiś czas. Radykalne i niespodziewane decyzje z pewnością niepokoją fanów, i tak zawiedzionych odejściem z firmy Darrella Rodrigueza, zapowiadającego (co prawda w dość zawoalowanej formie) reaktywację którejś ze starych serii SW. Sam jednak po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że nie ma sensu przejmować się gwałtownym szarpnięciem cugli przez Paula Meegana. I wcale nie dlatego, że akurat wyjątkowo nie lubię TFU, czemu zresztą parę razy dałem wyraz na łamach Technopolis. Moim zdaniem jakość produktów, od kilku już lat proponowanych nam przez LA jest tak zła, że gorsza chyba być już nie może. Po prostu każda zmiana w tej rozpuszczonej brakiem konkurencji firmie musi być już zmianą na lepsze. Być może fani mojego pokolenia dają właśnie LucasArts ostatnią szansę – Gwiezdne wojny (nie tylko te komputerowe), którym nie pozwolono, by wraz z nami weszły w dorosłość, staczają się coraz szybciej w przepaść obciachu, z której nie wyciągną ich żadne zabiegi marketingowe. Żelazna miotła Paula Meegana może być (zupełnie jak Obi-Wan), ich Ostatnią Nadzieją.
Jan M. Długosz
Polecamy także:
Imperium LucasArts: historia firmy, która fanom się nie kłania