Dominacja generowanego w pełni przez komputery środowiska graficznego jest w utworach interaktywnych niemal absolutna. Niemal – bo przesyt powoduje coraz śmielsze powroty do starszych sposobów projektowania przestrzeni w grach.
„Lumino City” odbywa się wśród makiet wykonanych z tradycyjnych materiałów papierniczych, na które nałożone są animowane komputerowo postacie. To urocza, choć niepozbawiona wad opowiastka, najlepsza, kiedy do grania zasiądzie wspólnie dorosły i dziecko.
Odetchnąć od cyfrowych krajobrazów można coraz częściej w miejscach mniej doskonałych, przypominających klasyczne filmy animowane poklatkowo.
Od kilku lat trwa seria „The Dream Machine” ze scenografią z gipsu i kartonu – surrealistyczna historia o walce młodego małżeństwa z maszyną żywiącą się snami, zamieszkującą piwnicę bloku (właśnie ukazał się piąty odcinek). Pod tytułem „Armikrog” wróci niebawem słynny w latach 90. „The Neverhood”, plastelinowa kraina absurdu z podtekstami politycznymi i społecznymi. Najodważniejsza próba to „A Song for Viggo”, gdzie za pośrednictwem wypranego z barw, papierowego środowiska opowiedziany będzie los rodziców, którzy przypadkiem doprowadzili do śmierci jednego ze swoich dzieci.„Lumino City” to tymczasem rzecz pełna wesołych kolorów, mogąca na pierwszy rzut oka przyciągać głównie młodszych odbiorców. Po chwili okazuje się, że w samodzielnej rozgrywce pojawiają się problemy – zagadki tylko początkowo są łatwe, tekstom w języku angielskim brakuje podkładu głosów. Trzeba do pomocy zaprosić dorosłego. I to jest dla przebiegu zabawy najlepsze.Wtedy okazuje się, że „Lumino City” sprzyja współpracy – dziecięcej spostrzegawczości i ciekawości oraz dystansu i pomocy interpretacyjnej dorosłego. W historii małej, dzielnej Lumi, która wyrusza na poszukiwania porwanego dziadka, pojawiają się uproszczone problemy z życia wzięte – uprzedzenia, troski starości, sąsiedzkie kłótnie, małżeńskie nieporozumienia, wątki związane z ochroną przyrody. Czytając dziecku dialogi i informacje, można je komentować i pomóc w pojęciu.Choć to przede wszystkim uczta dla oka – pięknie pomalowane i ozdobione tekturowe zabudowania z ruchomymi elementami, umieszczone na ogromnym w skali gry diabelskim kole, gdzie na kolejnych piętrach żyją dziwni i barwni ludzie, stawiający przed Lumi nietypowe problemy. Część z zagadek to błahe układanki, z którymi chętnie poradzi sobie dziecko, inne są skomplikowane nawet dla rodzica, niektóre – niestety – zaprojektowano niedbale. Jednak w porównaniu z poprzednią, podobnie wykonaną grą studia State of Play postęp jest ogromny – „Lume” była krótka, niedopracowana, miała kilka absurdalnych zagadek.W płynności rozgrywki „Lumino City” przeszkadza także sterowanie, niepozwalające na wymaganą czasem precyzję, oraz spowolnienia w opowiadanej historii. Zapewne gdyby do gry zasiadała samodzielnie osoba dorosła lub samo dziecko – wad można by wymienić więcej. Ale w szczególnej sytuacji współpracy gra zyskuje, lepiej odczuwalne są spokój i ciepło opowiastki, w sam raz na długie zimowe wieczory.
Ocena (wspólnie: Blanka lat 8, Julek lat 4, tata): 4/6
Gra do kupienia przez stronę twórców i wskazane tam serwisy sieciowe (Windows, Mac). Język angielski. Czas gry: 7-10 h. Dla dzieci, najlepiej w towarzystwie dorosłego.