W wirtualnym kosmosie nikt nie usłyszy szlochu za całkiem realnymi, obecnie już straconymi pieniędzmi.
Ostatnia bitwa w uniwersum EVE Online to największe tego typu wydarzenie, jakie kiedykolwiek miało miejsce w sieciowych grach wideo. I najprawdopodobniej najdroższe. Poprzednia tego typu batalia, Battle of Asakai, spowodowała straty wynoszące około 20 tys. dolarów.
Koszt najnowszego konfliktu nie jest jeszcze znany, ale biorąc pod uwagę fakt, że wzięły w nim udział dwa największe sojusze w grze pozwala przypuszczać, że będzie jeszcze większy. By podołać takiemu wydarzeniu, twórcy EVE Online spowolnili aktywność w grze o 90%, ułatwiając tym samym serwerom przetworzenie wszystkich procesów.
Oficjalna grafika promocyjna EVE Online
Cała bitwa to wynik miesięcy przygotowań, natomiast głównym celem starcia było uzyskanie władzy nad kilkoma cennymi miejscami w ogromnym systemie 6VDT-H, gdzie znajduje się jeden z przyczółków operacyjnych. Warto mieć na uwadze, że ekonomia EVE Online w całości zależna jest od działalności graczy, a tym samym wyeliminowanie największego przeciwnika oznacza swobodę w wydobywaniu surowców, podróżach czy handlu.
W starciu wzięło udział przeszło cztery tysiące graczy, bijąc tym samym wynik Battle of Asakai (blisko 3000 osób). Ostatecznie szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Clusterfuck Coalition, a Test Alliance Please Ignore zarządziło odwrót. Bitwa doprowadziła do zniszczenia przeszło 2900 statków, a w jej następstwie drugi z wymienionych sojuszy najpewniej mocno zredukuje lub nawet zawiesi swoją działalność w regionie. Na kolejne tego typu wydarzenie trzeba będzie więc czekać miesiące, jeśli nie lata.
Teatr działań każdego uczestnika bitwy (większa wersja)
W złośliwych żartach EVE Online bywa nazywane „kosmicznym arkuszem kalkulacyjnym”, ale choć gra w niektórych miejscach niemalże pozbawiona jest grafiki i opiera się na tabelach, ma oddaną społeczność. Mało które MMO tak bardzo angażuje ludzi, doprowadzając do tworzenia się całych sojuszy – z własną polityką, ekonomią i wyborami władz.
EVE Online to dla wielu coś więcej niż zwykłe MMO – to pasja, a ta – jak wiadomo – kosztuje.
Paweł Borawski
3 sierpnia o godz. 23:32 516803
Zawsze kiedy widzę nazwę EVE Online, przypomina mi się ten obrazek:
http://smmobl.files.wordpress.com/2011/08/learningcurve.jpg
Dobre podsumowanie złożoności tego „arkusza kalkulacyjnego” 😉
19 sierpnia o godz. 23:50 523432
To jest jedna z tych gier, o których wolę czytać, niż w nie grać. Poważnie – to co się wyprawia w tym MMO to przechodzi ludzkie pojęcie. Prawdziwa gra online, prawdziwy sandbox. Choć szczerze, brak mi odwagi, by w ogóle próbować w to grać. I czasu. Dobrze podsumował to Realista 😉