Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

30.04.2013
wtorek

FTL – Faster than light – recenzja gry

30 kwietnia 2013, wtorek,

GWIEZDNA TUŁACZKA

Do tej pory nie przepadałem za grami indie. Po prostu. Kojarzyły mi się głównie z niskobudżetowymi, niedopracowanymi produkcjami, w których wykonanie nigdy nie szło w parze z pomysłem (nierzadko dość awangardowym, tfu!). Zresztą, do pewnego stopnia trudno się temu dziwić. W świecie, w którym konieczność pogoni za pieniądzem wpisana jest niejako w prozę życia codziennego, ze świecą szukać zapaleńców, którzy będą mieć chęci i możliwości, by spędzić niezliczone godziny na polerowaniu czegoś, co tylko przy wielkim szczęściu stać się może źródłem przychodów.

Sytuację tę zmienił nieco Kickstarter, platforma przeznaczona dla takich właśnie pasjonatów, którzy posiadają pomysł, ale brakuje im funduszy na jego realizację. Muszą jedynie ten pomysł sprzedać internautom. Dwuosobowa ekipa projektantów „FTL – Faster than light”, która zdecydowała się właśnie na taki sposób fundraisingu, zaczęła bardzo skromnie, ustawiając poprzeczkę na wysokości $10,000. W porównaniu z niektórymi projektami, próbującymi zgromadzić nawet $500,000 albo i $1,000,000, były to pieniądze niewielkie. Ale efekty tej akcji przerosły ich najśmielsze oczekiwania. Autorzy zebrali ponad $200,000, co stanowiło przyrost wartości projektu w wysokości 2000% w stosunku do zakładanych potrzeb. Co z tego wyszło? Naprawdę wiele dobrego.

„FTL – Faster than light” najłatwiej opisać jako symulację statku kosmicznego w stylu roguelike. Wcielamy się w rolę kapitana niewielkiej jednostki, która ma za zadanie uciec depczącej jej po piętach flocie rebeliantów i przedostać się na linię frontu z tajnymi danymi. Aby to uczynić, musimy skakać od jednego systemu gwiezdnego do drugiego, cały czas pozostając o krok przed pościgiem. W międzyczasie zbieramy złom (tutaj pełni on rolę środka płatniczego), pozyskujemy nowe bronie i członków załogi, dzięki którym nasz statek może radzić sobie z coraz silniejszymi przeciwnikami. A tych na swojej drodze napotkamy dziesiątki (setki?). Niemal każdy skok w nadprzestrzeń wiąże się z ryzykiem napotkania wroga. Wszystko za sprawą losowości.

To właśnie ona stanowi o tym, że twórcy mówią o „FTL” jako o produkcji w stylu roguelike. Podobnie bowiem jak w sztandarowych produkcjach spod znaku tzw. „rogalików”, mapy kolejnych sektorów, podobnie jak poszczególne wydarzenia w kolejnych systemach, generowane są losowo. Dzięki temu replayability „Faster than light” jest bardzo wysokie, a rozgrywka niedługa i dynamiczna. Jeśli dodamy do tego kilka typów statków, kilkadziesiąt typów uzbrojenia oraz systemów wspomagających, otrzymamy produkt, który mimo swej pozornej prostoty potrafi wciągnąć na długie godziny.

Skoro już mowa o statkach i uzbrojeniu – jest tego naprawdę sporo. Maszyn mamy dziewięć, choć z początku dostępna jest tylko jedna (pozostałe możemy odblokować podczas kosmicznych wojaży). Poszczególne modele różnią się od siebie startowym uzbrojeniem oraz załogą, ale nieco inny jest również rozkład pomieszczeń i podzespołów. Sprzętu, którym możemy obładować naszego kosmicznego muła, jest całe mnóstwo, począwszy od laserów, przez broń promieniową, bomby i pociski, na wyrzutniach jonowych kończąc. Każdy typ broni posiada też własne odmiany. I choć prawdopodobnie nie dane mi było ujrzeć jeszcze wszystkich rodzajów uzbrojenia (a spędziłem przy tej grze ładnych kilkadziesiąt godzin), to jestem pewien, że jest ich grubo ponad trzydzieści. Gdy doliczymy do tego możliwość skorzystania z tarczy maskującej, zdalnych dronów i teleportera do abordażu, to liczba dostępnych kombinacji i taktyk wzrasta wykładniczo.

Ciekawym akcentem jest odrobinę RPG-owy styl zarządzania załogą. Przede wszystkim autorzy stworzyli kilka ras. Niektóre lepiej sprawdzają się w walce, inne mają smykałkę do napraw albo stanowią dodatkowe źródło energii. Jednocześnie, obsługując poszczególne podsystemy, członkowie załogi zyskują punkty doświadczenia w danej dziedzinie, dzięki czemu są w stanie np. przyspieszyć regenerację tarcz, zwiększyć procentową szansę na uniknięcie wrogich pocisków lub skrócić czas pomiędzy salwami. Czasami zdarza się, że podczas naszych wojaży natrafimy na wydarzenie, które rozstrzygnąć na naszą korzyść możemy z pomocą załoganta danej rasy. Warto więc zadbać o różnorodność na pokładzie.

Warstwa audio-wideo posiada dwojaki charakter. Pomimo pewnej schematyczności w prezentacji kosmicznych jednostek i miejscami wyraźnej pikselozy, grafika ma w sobie coś, co wręcz pasuje do tej produkcji. To samo jest z udźwiękowieniem. Kompozycje muzyczne swym brzmieniem przypominają raczej dźwięki wydawane przez poczciwe 8-bitowce niż współczesne megaprodukcje, ale wespół z oprawą wizualną tworzą kompletną całość. Muszę przyznać, że jest w tym coś niesamowitego. Chyba warto zobaczyć to na własne oczy.

„FTL – Faster than light” to jedna z tych pozycji, która po każdorazowym odpaleniu nie pozwala odejść od komputera przez długie godziny. Jeden z tych tytułów, w których porażka nie wywołuje poczucia narastającej frustracji, ale chęć natychmiastowego rozpoczęcia zabawy od nowa. Jedna z tych gier, gdzie poziom „easy” wcale łatwy nie jest, ale zamiast irytować – bawi. Oczywiście, autorom nie udało się uniknąć pewnych pułapek – schematyczności czy straszliwie żmudnego procesu odkrywania nowych statków – lecz mimo wszystko tytuł ten posiada w sobie magię. Wszystko to za jedyne $10, bez DRM, prosto od twórców.

Zachęcam. I chwała Kickstarterowi!

Andrzej Jakubiec

OCENA: 80%

Zalety: prosta, przejrzysta, emocjonująca, niedroga i wciągająca.
Wady: w dłuższej perspektywie czasu dość schematyczna, zdobywanie nowych statków to żmudne zajęcie.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop
css.php