Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

12.12.2012
środa

„Testament Sherlocka Holmesa” – recenzja gry

12 grudnia 2012, środa,

Ostatnia wola wielkiego detektywa

„Testament Sherlocka Holmesa” to szósta lub ósma, w zależności od tego, które spin-offy liczyć, odsłona przygód sławnego detektywa od studia Frogwares. Odsłona, na którą setki fanów serii na całym świecie czekały z zapartym tchem. Odsłona reklamowana jako przełomowa, nie tylko ze względu na rozgrywkę, ale również na multiplaformowość. Odsłona, która zawodzi chyba niemal na całej linii.

Od strony fabularnej nowy „Sherlock” jest dziełem dość pokrętnym. Przez XIX-wieczny Londyn przetacza się fala zbrodni – kradzieży, otruć, brutalnych morderstw. Są to jednak zbrodnie niezwykłe, które prowadzą policję oraz prasę do wniosku, że z pozoru niepowiązane ze sobą wydarzenia stanowią w istocie elementy większej układanki, przygotowanej przez nie lada geniusza. Podejrzenia, rzecz jasna, padają na samego Holmesa. Nawet doktor Watson nie potrafi przejrzeć dziwnego zachowania swojego przyjaciela, choć akurat nie ma w tym nic dziwnego, bo w tej odsłonie Watson jest skończonym kretynem, ale o tym za chwilę. Tak czy inaczej, ta część historii jest w miarę jasna. To, co sprawia, że całość pozbawiona została większego sensu, to sposób jej prowadzenia.

Przykładowo, w jednym z etapów gry Sherlock znika w tajemniczych okolicznościach. Wiele osób myśli, że nie żyje, co ma sens, wziąwszy pod uwagę naturę jego zniknięcia, ale Watson nie wierzy w to, więc po kilku tygodniach ni stąd, ni zowąd, postanawia udać się do kanałów ściekowych. Ale… ale…. ale… Uprzedzę jakiekolwiek pytania – nie, nie ma to większego sensu z fabularnego punktu widzenia. Podobnie jak szereg innych czynności, jakie przyjdzie nam wykonać, by ostatecznie poznać zakończenie, które z dużą dozą prawdopodobieństwa pozostawi nas z wyrazem niedowierzania na twarzach i pytaniem – o co tu, do diabła, chodziło?!

O ile fabuła w grach przygodowych jest składową najważniejszą, to występujące w niej postaci są niemal równie ważne. I tu „Testament Sherlocka Holmesa” również nie staje na wysokości zadawania. Postaci w tej produkcji są albo irytujące, albo bezdennie głupie. Kulminacją tych dwóch cech jest doktor Watson, będący działającym na nerwy idiotą. Nic nie rozumie, nic nie wie, nic nie kojarzy. Nie zdziwiłbym się, gdyby doktor Watson stał się pierwszą ofiarą Sherlocka Holmesa. W pewnym sensie oddaje to jednak Doyle’owskiego ducha książki, bo również tam Holmes był jedyną trzeźwo myślącą postacią w kręgu durniów. Nie zmienia to jednak faktu, że w poprzednich częściach tej serii nie było to aż tak rażące. Do tego jeszcze drętwe dialogi i klapa gotowa. Czy cokolwiek jest tę grę w stanie uratować?

Odpowiedź brzmi – tylko do pewnego stopnia, a tym czymś są zagadki. Łamigłówek, w szczególności czysto logicznych, jest w grze sporo. Co ważniejsze, przedstawiają one równy i dość wysoki poziom. W razie, gdyby któraś z zagadek okazała się zbyt trudna, po jakimś czasie mamy możliwość pominięcia jej bez szkody dla rozgrywki. Przy tej okazji muszę przymknąć oko na pewien niedorzeczny fakt – otóż zdaniem twórców gry z grubsza połowa Londyńczyków posiada w swoim domu przynajmniej jedno szyfrowe pudełko, na wieku którego dodatkowo lubią zapisywać kombinację potrzebną do jego otwarcia. A co powiecie na sejf z łamigłówką? Cóż, najwyraźniej co kraj, to obyczaj.

Kolejnym elementem, który częściowo rehabilituje beznadziejną warstwę fabularną jest tablica dedukcji. Kilkakrotnie w trakcie gry przyjdzie nam rozwiązać problem, łącząc ze sobą poznane fakty. Po znalezieniu poszlak lub dowodów, na tablicy dedukcyjnej pojawiają się pytania. Odpowiedzi na nie rodzą kolejne pytania, które stopniowo prowadzą nas do ostatecznej konkluzji. Wygląda to na dość proste, ale wcale takie nie jest, bo odpowiedzi są do siebie bardzo podobne, a bez ruszenia głową, wszystkie wydają się całkiem prawdopodobne. Właściwe kojarzenie faktów to podstawa. Doprawdy, to elementarne drogi Watsonie!

Od strony technicznej „Sherlock” prezentuje się słabo. Nie wiem, czy to kwestia optymalizacji kodu, ale gra, nawet po obniżeniu ustawień graficznych na „medium”, potrafi przycinać się na komputerze, na którym „Mass Effect 3” czy „Deus Ex” śmigają na ustawieniach „high”. Jest to tym dziwniejsze, że „Testament” w warstwie graficznej nie oferuje nic nadzwyczajnego. W porównaniu z innymi pozycjami wymagającymi sprzętowo wypada wręcz blado. Równie nieprzekonująco wypada udźwiękowienie. Kwestie dialogowe wypowiadane są przez aktorów bez większego przekonania, a muzyka… Czy w tej grze w ogóle jest jakaś muzyka?

Z przykrością stwierdzam, że seria o Sherlocku ze stajni Frogwares od lat znajduje się na równi pochyłej. Dobrze pamiętam, jak świetnymi grami był „Sherlock Holmes i tajemnica srebrnego kolczyka” czy „Sherlock Holmes: Przebudzenie”. „Testament” jest po prostu kiepski. Gdyby nie przyzwoite zagadki i motyw z tablicą dedukcyjną, byłby po prostu beznadziejny. Z czystym sumieniem mogę polecić ten tytuł jedynie miłośnikom, którzy czują do tej serii jakiś sentyment. Resztę raczej czeka spory zawód.

Andrzej Jakubiec

OCENA: 50%

Zalety: Przyzwoity poziom łamigłówek; tablica dedukcji.
Wady: Beznadziejnie poprowadzona fabuła; męczące postaci i drętwe dialogi; niedopracowana warstwa techniczna; bolesna liniowość.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 4

Dodaj komentarz »
  1. Dzięki twojej recenzji zostałam uchroniona przed kupnem tej gry, a miałam zamiar kupić ja na prezent.

  2. Troszeczkę się z recenzją nie zgodzę. Nie specjalnie jest sens porównywać je do Mass Effecta 3 czy do ostatniego Deus Exa, bo to są kompletnie różne kategorie wagowe. Twórcy „Sherlocka” prawdopodobnie mieli tylko niewielki ułamek tych pieniędzy, które na swoje gry wyłożyli EA i Square Enix. Gra wg. mojej oceny jest dobra. Graficznie jest na prawdę nieźle. Czuć klimat tamtych czasów. Postacie w grze są w zasadzie takie jakie były i w filmach. Sherlock wiecznie wszystko wie, Watson się wiecznie wszystkiemu dziwi. Samej gry nie skończyłem, ale nie dlatego, że mnie jakoś specjalnie wynudziła. Bardziej z braku czasu, oraz dlatego, że pojawiły się jednak lepsze produkcje. Ja ze swej strony polecam, jeżeli uda się kupić za 50-60 zł. Tylko jeżeli ma to być prezent, to nie polecam dla bardzo młodej osoby. Rozwiązuje się tam przestępstwa, morderstwa, i są one czasem dość obrazowo pokazane (np. jedna z pierwszych spraw, zabójstwo księdza).

  3. Jeśli chodzi od ucha ksiażki i Watsona będącego kretynem:
    http://www.harkavagrant.com/index.php?id=210

  4. @Wooshy: Porównanie do Deus Exa i Mass Effecta służyły jedynie przedstawieniu tezy o kiepskiej optymalizacji kodu. Obie te gry są dość wymagające sprzętowo, a nie cięły się na komputerze testowym. Sherlock i owszem, choć nie prezentuje sobą nic nadzwyczajnego.

    @przypomnienie: Niestety, niedawno miałem wątpliwą przyjemność odświeżenia sobie serii o Holmesie i… cóż, w mojej pamięci Watson nie zapisał się złotymi zgłoskami. Żona mi świadkiem, że przebrnąłem przez trzy książki zanim czwartą rzuciłem w kąt.

css.php