Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

20.07.2012
piątek

Indie Game: The Movie – recenzja filmu

20 lipca 2012, piątek,

Ci, którzy od Indie Game: The Movie oczekują szczegółowego umówienia ulubionych tytułów indie, będą prawdopodobnie rozczarowani. Dokument niedawno powstałego studia BlinkWorks nie jest bowiem poświęcony samym grom. Za pomocą wnikliwego spojrzenia obiektywu Lisanne Pajot i James Swirsky tworzą emocjonalne portrety czterech niezależnych projektantów. Jak słusznie zauważył recenzent dziennika The New York Times, Indie Game: The Movie to zapis „potu, łez i pasji ukrytych za pikselami”.

Indie Game: The Movie – owoc crowdfundingu

Produkcja dokumentu BlinkWorks została sfinansowana przez internautów za pośrednictwem największego portalu crowfundingowego Kickstarter. Indie Game: The Movie wsparło 297 osób. Udało się zebrać 23,341 tys. dolarów.

Jak twierdzą twórcy filmu, bezpośrednią inspiracją był dla nich kilkuminutowy dokument z 2009 roku, w którym przedstawili profil Aleca Holowki, niezależnego projektanta z Kanady. Podczas konferencji Game Developers Conference 2009 Lisanne i James poznali kolejne fascynujące historie „indie developerów”. Zaledwie kilka miesięcy później postanowili zgromadzić pierwsze materiały do swojego pełnometrażowego filmu.

Bohaterowie i ich małe dramaty

Razem z twórcami śledzimy więc losy Edmunda McMillena i Tommy’ego Refenesa podczas ostatnich dwóch miesięcy przed premierą gry Super Meat Boy, która ma się ukazać w 2010 roku na platformie Xbox Live Arcade. Podglądamy jak wygląda ich codzienność. Tommy z fascynacją pokazuje nam swoje kartki z wypisanymi zadaniami, które wyrzuca dopiero wtedy, gdy pokryją się tłustymi plamami od podgrzewanych w mikrofalówce kanapek. Edmund z wypiekami na twarzy dzieli się z nami zdjęciami z dzieciństwa. Jego żona skrupulatnie wyszywa pluszowego Meat Boy’a. W dzień premiery okazuje się, że gra Edmunda i Tommy’ego nie ukazała się w głównym panelu usługi Xbox Live. Tommy wpada w panikę.

Z niepokojem obserwujemy także perypetie Phila Fisha, przygotowującego się do pierwszej publicznej demonstracji swojej platformówki na targach PAX East Show 2011. „Fez to ja, moje ego, moja własna tożsamość. Fez to moja percepcja samego siebie”, wyjaśnia Fish. Zapytany, co zrobi, jeśli nie uda mu się ukończyć gry, odpowiada z powagą „Zabiję się” i dodaje, że ta wizja motywuje go do dalszej pracy. Phil jechał po zdecydowanie najbardziej wyboistej drodze. Podczas projektowania Fez ciężko zachorował jego ojciec. Wkrótce potem rozstał się ze swoim partnerem biznesowym i opuściła go dziewczyna. Na końcu stracił źródło finansowania gry. Wydawało się, że Fez nigdy nie ujrzy światła dziennego. Dodatkowym utrudnieniem okazał się nadmierny perfekcjonizm Phila i przywiązanie do szczegółu. Widzimy jak skrupulatnie dopracowuje najdrobniejsze elementy tekstury plansz. Wydaje się, że może to robić w nieskończoność.

W końcu poznajemy Jonathana Blowa, spokojnego i zadumanego twórcę surrealistycznej platformówki Braid. Jonathan udostępnia wersję beta swojego projektu i pokazuje jak bardzo ewoluował on pod względem wizualnym. Ale chociaż jego gra stała się prawdziwym hitem i uzyskała około 96% pozytywnych recenzji, Blow nie tryska radością. Po premierze Braida pogrąża się w kilkumiesięcznej depresji. Według niego gracze przeoczyli to, co dla twórcy było najważniejsze, zgubili jakiś głębszy przekaz i skupili się wyłącznie na rozgrywce.  A przecież Braid ma do zaoferowania o wiele więcej niż możliwość cofania czasu. Według Jonathana, gra odzwierciedla najgłębsze wady i słabości jej twórcy. Poprzez swoje interaktywne dzieło dzieli się nimi z graczami. W przypadku Braid zabrakło najwidoczniej nici porozumienia pomiędzy Jonathanem a jego widownią.

Happy Ending?

Super Meat Boy była czwartą najlepiej ocenioną grą na platformę Xbox Live Arcade w 2010 roku. W dniu premiery sprzedano 15 tysięcy kopii. Rok później liczba ta sięgnęła miliona kopii. Edmund spełnił swoje marzenie i kupił żonie wyczekiwanego kota oraz dom. Tommy spłacił długi rodziców. Na Super Meat Boy’a czekaliśmy 512 dni. Również Braid przyniósł swojemu twórcy spore korzyści finansowe. Jonathan postanowił przeznaczyć wszystkie zarobione miliony na nową produkcję, The Witness.

Niestety, nie dowiedzieliśmy się jak potoczyły się losy Phila, który najdłużej zmagał się ze swoją grą. Miłośnicy jego platformówki mogą jednak już spać spokojnie. Fez od miesiąca jest dostępna na XBLA. Gra ujrzała światło dzienne po 1,137 dniach.

Kilka słów krytyki

Chociaż Indie Game: The Movie pokazuje rozmaite, nieraz skrajne stany emocjonalne Edmunda, Tommy’ego, Phila i Jonathana, film nie jest trudny w odbiorze. Sto trzydzieści minut mija niepostrzeżenie. Cieszy także fakt, że projekt sfinansowała społeczność internetowa, a losy czterech niezależnych projektantów gier z USA i Kanady śledzimy dzięki niezależnym reżyserom. Indie Game: The Movie na pewno zasłużył na wyróżnienie podczas festiwalu Sundance 2012. Należy jednak zwrócić uwagę na pewne niedociągnięcia.

Przede wszystkim twórcom nie udało się dopracować klamrowej struktury opowiadania. Niby pod koniec filmu wracamy do początkowych scen i obserwujemy wzruszenie na twarzach projektantów Super Meat Boy’a czy smutek spowodowany niezrozumieniem przekazu Braida, ale produkcja nie odpowiada już na pytanie o dalsze losy Phila Fisha. Zapewne wynika to z faktu, że nie udało mu się sfinalizować gry przed zakończeniem zdjęć. Pozostaje jednak uczucie nieusprawiedliwionej z punktu widzenia kompozycji filmu, pustki.

Szkoda także, że reżyserzy nie pokazali bardziej szczegółowo procesu tworzenia samych gier. Najbardziej interesujące były sceny, w których mogłam zobaczyć jak wyglądał prototyp Braida czy początkowa wersja graficzna w grze Fez. Wytchnieniem od emocjonalnych wynurzeń projektantów był też krótki wykład Edmunda na temat „level designu” i wprowadzania gracza w reguły świata gry. Film wiele by zyskał na większej równowadze pomiędzy prezentacją prywatnego życia twórców i efektów ich pracy.

Nie mogę się również oprzeć wrażeniu, że projektantom brakuje zdrowej dawki dystansu do siebie i swoich gier. Oprócz sympatycznego Edmunda, pozostali „developerzy” są aroganccy i zdecydowanie pozbawieni pokory. Wprost mówią o swoich grach jak o dziełach sztuki. A to przecież dopiero ich pierwsze udane projekty, które – choć dobre – nie są jeszcze odzwierciedleniem niebywałego geniuszu. Tommy, Jonathan i Phil kreują siebie na niezrozumianych przez świat buntowników z niebanalną wizją, która zdolna jest wzbogacić szarą codzienność tłumów. Phil został zresztą całkiem niedawno zasypany mocno krytycznymi komentarzami po tym, jak bez zastanowienia zrugał publicznie poziom większości japońskich gier. Wściekli internauci nie szczędzą mu wirtualnego jadu, bo czy jakikolwiek niedoświadczony projektant, wychowany na przygodach Zeldy i namaszczony przez Microsoft niespełna miesiąc temu, ma prawo wygłaszać tak generalizujące i kontrowersyjne opinie?

Na szczęście ani niedociągnięcia, ani momentami mało sympatyczne profile młodych gniewnych nie psują odbioru całości filmu.

Indie Game: The Movie jest dostępny na platformie Steam, iTunes oraz bezpośrednio na stronie twórców. Polecam!

Sonia Fizek

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 3

Dodaj komentarz »
  1. „crowfundingu”

    Film sponsorowały kruki, wrony? 😉

  2. Musimy zapytać w Kickstarterze. Kto wie ;). Oczywiście „crowd”.

  3. >sfinansuj film z łaski fanów, dwukrotnie
    >sprzedawaj za cenę dwóch biletów na superprodukcję
    Jakby tego było mało, to jeszcze jest to dokument, czyli coś o funkcji informacyjnej. Po co ją ograniczać?
    Od czasu, gdy temat indie podchwycił, twórcy zrobili się coraz bardziej chciwi i niektóre sposoby zarobku jakie stosują mogłyby spokojnie zawstydzić nawet elektroników czy activision.

css.php