Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą Technopolis - O grach z kulturą

27.07.2011
środa

Recenzja: „Wybuchające Beczki – zrozumieć gry wideo”…

27 lipca 2011, środa,

…czyli jak degustować gry, samemu nie wpadając w zdegustowanie.

Książka Krzysztofa Gonciarza dopiero wyszła, a już wywołała w środowisku graczy emocje – od entuzjazmu, po zajadłą krytykę. Obie skrajne postawy są przesadzone, ale książce warto przyjrzeć się bliżej, a nawet ją przeczytać. Choćby po to, aby wiedzieć, o co tyle hałasu.

Na półce z literaturą światową, poświęconą grom wideo, stoi już co najmniej kilkanaście poważnych i wyczerpujących opracowań. Monumentalna „Rules of Play” Katie Salen i Erica Zimmermana, ważna „Teoria rozrywki” (ang. „Theory of Fun”) Rapha Kostera, wreszcie świeże „Level Up” Scotta Rogersa oraz „Extra Lives” Toma Bissella. Tymczasem polskie książki w tej tematyce zliczymy na palcach jednej ręki. Mamy więc akademickie „Światy z pikseli” pod redakcją Mirka Filiciaka (rozpracowującą zjawisko gier na wielu naukowych, często zaskakujących płaszczyznach) i „Wirtualny plac zabaw” tegoż autora. Mamy zbiór publikowanych w sieci felietonów „Dawno temu w grach” Bartłomieja Kluski. Wreszcie wydane w zeszłym roku historycznie, chronologicznie poukładane „Cyfrowe marzenia” weterana branży gier, Piotra Mańkowskiego (pisał o niej w „Polityce” Bartek Chaciński – tekst w archiwum tutaj).

Teraz do tej krótkiej, acz szlachetnej listy, dopisujemy „Wybuchające beczki” Krzysztofa Gonciarza, które starają się przybliżyć fenomen elektronicznej rozrywki w przystępnej i kompaktowej formie.

Beczki z prochem
Wysiłek autora należy już na wstępie docenić – ba – wypada nawet zazdrościć. I może z tej zazdrości właśnie wynikają kąśliwe słowa krytyki pod adresem Gonciarza, wygłaszane m.in. przez kilku wideo-blogerów. Zarzucają oni autorowi nie tylko napisanie książki słabej, ale również to, że jej pozytywne recenzje publikowane są „po znajomości” przez kolegów z branży. Tam gdzie są krytycy, zaraz pojawią się zwolennicy, w związku z tym od kliku tygodni obserwujemy w internetowych komentarzach mniej lub bardziej elegancką wymianę ciosów wokół „Beczek”.

W ten sposób lista rzeczy, których zazdrościmy Gonciarzowi, cały czas się wydłuża. Nie tylko wydał książkę – co czyni go jednym z pionierów na polskim rynku – ale od razu wywołał ferment w środowisku graczy, co przecież nie zdarza się każdemu. Ja na szczęście – do czego przyznaję się na wstępie – prywatne kontakty z autorem dotąd miałem epizodyczne. Być może w oczach wideo-blogerów da mi to jakąś szansę aby odpowiedzieć na pytanie podstawowe – czy warto autorowi zazdrościć również samej książki?

Beczki ze śmiechem
Krzysztof Gonciarz, od ponad dekady zajmujący się zawodowo krytyką gier, mózg i dusza serwisu TVgry.pl, nie ukrywa, że jego ambicją jest obudzenie w czytelniku pasji grania świadomego. Od pierwszych stron namawia do zaglądania twórcom do warsztatu, pokazuje sztuczki i niedoróbki, podpowiada, gdzie szukać słabych i mocnych stron gier. Zachęca, aby gry traktować jako skończone dzieło popkultury i bez kompleksów porównywać z innymi masowymi rozrywkami.

Sama książka podzielona jest według znanego – choć przez niektórych podważanego – rozróżnienia gier na „contentówki” i „gameplayówki”. Zgodnie z nim w pierwszej części autor skupia się głównie na treści gier oraz sposobach, w jaki ich twórcy ów „content” nam serwują. Przeczytamy m.in. o roli fabuły oraz filmików w jej prezentowaniu, bohaterze i jego interakcji ze światem gry, stylistycznej konsekwencji oprawy, wreszcie postmodernizmie i przełamywaniu tradycyjnych schematów narracji w grach (z licznymi ciekawymi przykładami).

W swe wywody autor wplata różne „trudne słowa” – na przykład nieliniowość, rozgrywka streamline’owana, narracyjny level design czy moja od dziś ulubiona „narracja emergentna”. Miejscami to zgrzyta, miejscami jest pretensjonalne i złośliwcy na forach słusznie natychmiast mu to wytykają. Zarzucają, że nie tylko zaśmieca język polski, ale również dodaje sobie sztucznego splendoru – dzięki „trudnym słowom” tworząc wokół „Beczek” pozory książki bardzo naukowej (co jest, jak postaram się niżej udowodnić, pozorem). Jest więc w tych uszczypliwościach krztyna prawdy, ja będę jednak bronił języka książki. Jeżeli bowiem założymy, że czytelnik po jej lekturze ma zdobyć umiejętność głębszej, bardziej profesjonalnej dyskusji o grach, to wprowadzenie pojęć – znanych chociażby z wystąpień na imprezach „Games Developers Conference” – jest jak najbardziej na miejscu.

Beczki z rumem
W dalszej części książki Gonciarz zgłębia wszystko to, co dotyczy czystej rozgrywki („gameplay”). Od razu przyznaję, że te rozdziały bardziej przypadły mi do gustu – znacznie mniej tu dygresji, więcej porządku i konkretów. Na przykładach dowiadujemy się m.in. jak teoretycznie banalne zachowanie protagonisty – cios nożem czy podstawowy zestaw kroków, wpływa na odbiór gry. Rozważana jest rola trofeów / achievementów, tempo czyli pacing (kolejne „trudne słowa”) wreszcie innowacja w grach, która czasem mści się na ich twórcach, a czasem zapewnia im nieśmiertelne miejsce w branżowym „hall of fame”. Omawiając każdy z elementów Gonciarz pokazuje od razu, jak wkomponowuje się on w magiczne doznanie, nazywane „gameplayem”.

W części drugiej książki znajdziemy również jej najlepszy – moim zdaniem – rozdział, mianowicie traktujący o poziomie trudności gier. Gonciarz bardzo słusznie wspomina w nim „Theory of Fun” Rapha Costera, w której amerykański badacz interaktywnych mediów i deweloper opisuje, skąd bierze się radocha (fun) z kontaktu z nimi. Otóż – zdaniem Costera – w przypadku każdego dzieła kulturowego, np. książki, płyty, gry, nasz mózg poznaje strukturę takiego tworu i w czasie rzeczywistym przewiduje oraz buduje sobie jego „mapę”. Jest to jednak w naturalny sposób mapa niekompletna. Zawiera białe plamy. To, co prawdziwie przyjemne dla naszego mózgu, to samodzielne wypełnianie tych luk. Patrząc na dzieło jako całość nie jesteśmy w stanie przewidzieć jego kształtu w 100 proc. ale znając już jako-tako jego mechanikę i reguły gatunku, potrafimy sobie sami pewne luki wypełnić. Gdy okazuje się, że mieliśmy rację, dostajemy odpowiedniego hormonalnego kopa.

Słusznie zauważa Gonciarz, że większość gier nie angażuje nas od początku zabawy. Prawdziwa symbioza z wirtualnym światem następuje w momencie, w którym intuicyjnie zaczynamy ów świat ogarniać, przejmujemy nad nim kontrolę. Wtedy właśnie pojawia się ów mityczny „flow”, którego teorię autor również w tym miejscu przypomina.

Niestety, rozdział „Zagraj to na expercie, Sam” jest w tej książce chlubnym, mocno intelektualnie podbudowanym wyjątkiem…

Beczki z dziegciem
Gdyż to, czego mi w „Wybuchających beczkach” głównie brakuje, to nieco naukowych podstaw, do których przyzwyczaiły chociażby znakomite zagraniczne pozycje z dziedzin pokrewnych. Nie znajdziemy tu reporterskiego rozmachu takich autorów jak Nicholas Carr („The Shallows) czy Chris Anderson („Długi ogon”, „Za darmo”), od lat badających i opisujących zjawiska zachodzące w nowych mediach. Oni pojechali, porozmawiali, przeczytali sporo literatury, potem to opisują. Nie znajdziemy w „Beczkach” – co smutne – zbyt licznych odwołań do bibliografii (dość rozsądnie skompletowanej przez Gonciarza na końcu książki). OK – dzięki temu mamy lekturę kompaktową, do łyknięcia w dwa wieczory. Trudno mi było jednak oprzeć się wrażeniu, że zamiast książki napisanej z dużym rozmachem – co sugerują patetycznie pociągnięte słowa wstępne od autora – dostałem ostatecznie zestaw felietonów, autorskich teorii, zapisu uczelnianych wykładów (czego nie wykluczam bo autor prowadzi zajęcia na Europejskiej Akademii Gier). Miejscami powierzchownych, miejscami zbyt „bo-mi-się-tak-wydaje”, w kilku miejscach zalatujących nawet lekkim moralizatorstwem. To moim zdaniem zasadnicza wada „Wybuchających Beczek”.

Skoro na forach huczy, nie odmówię sobie i ja przyjemności polemizowania z autorem w innych miejscach. Nie mogę się na przykład zgodzić z zachętą do „obudzenia game designera w każdym graczu” (str. 150). Przyklaskuję tak długo, jak autor namawia aby grać świadomie, przyglądać się mechanizmom, poddawać gry – ich fabułę i technologię – dekonstrukcji. Rzeczywiście – jest to objaw dojrzałego podejścia do tej gałęzi popkultury i kto wie, czy „Wybuchające beczki” nie staną się tu jakimś kamieniem węgielnym ruchu polskiej profesjonalnej krytyki gier komputerowych (o której to krytyce mówi się od lat, ale jakoś wciąż nie może się ona narodzić). Ale zachęcanie nas, abyśmy spędzali wieczory przed ekranem z notatnikiem w ręku, udzielali się na forach, doradzali autorom, świadomie uczestniczyli w poprawianiu gier i czynienia z nich ideałów – jest już pięknoduchostwem i naiwnością. Jako klientowi zdecydowanie bardziej odpowiada mi układ, w którym stworzenie dobrej gry pozostawiam deweloperom, zaś że moją rolą jest zapłacić za nią i ją przejść (choć niekoniecznie – jak sugeruje Gonciarz – z pokorą). Nie jestem też przekonany, czy autorzy gier przygotowani są technicznie, ale i psychicznie, na tak olbrzymi feedback od swych odbiorców.

Gruntownie nie zgadzam się też z twierdzeniem, że hity sprzed lat funkcjonują jedynie w tamtych warunkach technologicznych i kontekście rynkowym, a dziś nikt już nie chce ich instalować. Gdyby tak było, nie kupiłbym na wyprzedaży za 14,99 zł antologii „Deus Ex”. Kolejna część za pasem, warto więc wreszcie skończyć „jedynkę” (która notabene strasznie się wtedy haczyła na dość wypasionym desktopie, a teraz pomyka w maksymalnych ustawieniach na byle netbooku. Gdy tylko skończę pisać ten tekst, zaraz siadam do gry, he he). I chyba nie jestem sam – czego dowodem rzesze fanów retrogamingu, o których zresztą autor entuzjastycznie wypowiada się w innym miejscu książki. Takie wewnętrzne sprzeczności wywodu Gonciarza to dowód, że przydałaby się też tej książce redaktorska ręka, która pewnie wyłapałaby jeszcze literówki i niekonsekwencje stylistyczne.

Beczki z miodem
Wnikliwy czytelnik zauważył zapewne, że ton tej recenzji jest niczym w „Rejsie” nieco „żartobliwy, wesoły z akcentami humorystycznymi”. Przyznaję, że nie mogłem się od niego opędzić, gdyż emocje i zadęcie internetowej krytyki „Wybuchających Beczek” trudne są dla mnie do zrozumienia. Całościowo książkę Gonciarza należy bowiem ocenić pozytywnie. Nie tylko dlatego, że jako gracz czuję się dopieszczony (dowiedziałem się z „Beczek”, że jestem najaktywniejszym konsumentem kultury, że stoję w awangardzie postępu, zmian, wręcz rewolucji). Ani też nie dlatego, że znalazłem w książce przemawiającą do mnie definicję grania (to cykl uczenia się – mechaniki gry, zachowania sztucznej inteligencji, układu mapy – i praktycznego stosowania tej wiedzy).

Podstawową zaletą „Wybuchających beczek” jest to, że w sposób przystępny zachęca do pogłębiania dyskursu o grach i daje nam ku temu „narzędzia intelektualne”. A autor swe tezy wzmacnia od razu przez aktualność użytych przykładów – sporo wśród nich głośnych tytułów z ostatnich lat, a nawet miesięcy („Assassin’s Creed”, „Uncharted”, „Bulletstorm”, „Wiedźmin 2”). Nie zapomina przy tym – i chwała mu za to – o ruchu twórców niezależnych. Po poletku indie-games porusza się równie sprawnie i ze znawstwem, co w całym nurcie produkcji mainstreamowych.

Odpowiadając na pytanie postawione na wstępie – zazdroszczę autorowi „Wybuchających beczek” finalnego efektu jego pracy. Wbrew temu, co sugeruje podtytuł, „Wybuchające beczki” nie pomogą co prawda zrozumieć gier wideo czytelnikom, którzy do tej pory nie mieli z nimi nic wspólnego. Tym zabraknie niezbędnego zestawu pojęć oraz odniesień, aby podążyć za tokiem myśli autora. Książka Gonciarza to głównie propozycja dla tych, którzy w świecie gier siedzą już od jakiegoś czasu, ale czysta rozrywka przestaje już ich bawić. Chcieliby poznać drugie dno, zrozumieć mechanizmy. I przy takim założeniu spełnia swą rolę znakomicie.

Piotr Stasiak

Krzysztof Gonciarz, „Wybuchające beczki – zrozumieć gry wideo”, KG Tofu Media, Kraków 2011, s. 192), cena okładkowa: 29 zł.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 3

Dodaj komentarz »
  1. Bardzo ciekawy artykuł. Za chwilę wrzucę książkę do koszyka i spędzę miły weekend na czytaniu :).

  2. Z polskich publikacji jeszcze „Homo players Strategie odbioru gier komputerowych” Urbańska-Galanciak Dominika. I mnóstwo artykułów w różnorakich opracowaniach.

  3. Książka budzi skrajne emocje, ale wiadomo prawda leży po środku.

css.php